wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 16

Ważne! 
Przepraszam was bardzo! Dobrze wiem, że nie dodawałam długo rozdziału, ale były święta i nie miałam czasu oraz kolejny raz dopadła mnie choroba. Każdej nocy chciałam wymiotować, kręciło mi się w głowię. Po prostu nie dałam rady napisać rozdziału. Przepraszam. Strasznie przepraszam ♥ 
Kiedy będą pojawiać się rozdziały: 
No więc, rozdziały dodawane będą w piątki lub weekendy. Oczywiście może mi się zdarzyć, iż nie dodam danego rozdziału, ale będę się pilnować. Obiecuję!  
W weekend majowy nadrobię zaległości z rozdziałami. ♥
Jestem świadoma, że straciłam czytelników, ale mam nadzieję, że niektórzy zostali. Kocham was z całego serca i dziękuje, że jesteście oraz czytacie moje fanfiction! ♥  
W razie jakichkolwiek pytań zapraszam na mój ask: Autorka ♥ 
Oraz na ask bohaterów : 
A teraz nie przeciągając więcej zapraszam do czytania :) 
------------------------------------------------------------------------------------------------- 
I nagle padł strzał. Ale to nie był mój. 
Kula leciała w moją stronę, a ja nie potrafiłam wykonać najmniejszego ruchu. Stałam jak zaklęta. Patrzyłam się prosto. I wiedziałam, że to mój koniec. Ostatnie słowo będące przeprosinami skierowanymi do Harry'ego, a jednocześnie moją udręką. "Obiecałam". Wyszeptane, ale słyszalne tylko dla niego. Zrozumiałe tylko dla niego. Piekące tylko mnie. Nie pozwalające złapać oddechu tylko mnie. Przynoszące rozpacz jedynie nam. Obietnice, dlatego nigdy im nie ufam. Jeśli jednak, zawsze kończą się tym samym. Mianowicie śmiercią. Miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Wszystkie moje przeczucia do tego prowadziły. Niepierwszy raz się na nich zawiodłam. Już nigdy nie spojrzę w jego szmaragdowe oczy. Dlaczego? Odpowiedź jest banalna: Bo umrę. Ostatnia myśl. "Żegnaj Harry". 
-Anali!- usłyszałam głos jak odbijające się echo. Jego głos. Czy jestem już w niebie? Coś we mnie uderzyło i spowodowało, że poleciałam w bok. Uderzyłam w zimną posadzkę. To nie była kula, to był Harry. Na czole pod lokami, widniały małe kropelki potu. W oczach panował istny chaos, przerażenie. Przybliżył swoje usta do mojego ucha i wyszeptał.
"Zapamiętaj. Jestem tuż za tobą. Zawsze Cię uchronię." 
Ciepły oddech owionął moją twarz. Na znajomą chrypkę w głosie, przeszły mnie dreszcze. Odsunął się o parę milimetrów i spojrzał prosto w moje oczy. W których lśniły iskierki szczęścia. Dobrze znane szmaragdowe źrenice, zapewniły mnie, że nadal żyję. A ich właściciel jest tu dla mnie. Krzyk. To on spowodował powrót do rzeczywistości. Oderwaliśmy od siebie wzrok i skierowaliśmy go na dwie osoby, a raczej na jedną. Lucy. Jej ramie ociekało krwią. Krwawiła. Została postrzelona. Z moich oczu wypłynęły długi powstrzymywane łzy. Płynęły po moich policzkach, a następnie kapały na betonową posadzkę. Harry podniósł się ze mnie i natychmiast skierował pistolet w stronę Paul'a. To wydarzyło się tak szybko. Jeden strzał, wystarczył na zabicie mężczyzny. Jeden strzał spowodował ogromny wylew krwi. Miałam ochotę się odwrócić i wymiotować, ale zamiast tego mojego nogi pokierowały mnie w stronę blondwłosej. Nie zwracałam uwagi na rozkazy Harry'ego, abym została na miejscu. Nic się nie liczyło, poza wyciągnięciem mojej przyjaciółki z tego gówna. Nogi się pode mną uginały, a ciało drżało. Przed oczami widziałam miliard czarnych plamek. Obraz miałam rozmazany. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Marzyłam, aby szok minął. Chciałam dojść do siebie. Klęczałam nad Lucy i zrozumiałam, że nie potrafię jej pomóc. Dotarło do mnie, iż musimy zabrać ją do szpitala. Tak ja i Harry. Niestety, ale prawda jest taka, że nie poradzę sobie bez niego. Opuszkami dotknęłam jej przedramienia. Krew. Był cały we krwi, podobnie jak ona sama. Mimowolnie moje oczy spoczęły na martwym mężczyźnie. Widok był straszny. On cały w czerwonej cieczy. Oczy otwarte. Utkwione w nie wiadomo jakim punkcie na suficie. Wargi rozchylone i sine. Odwróciłam wzrok. Wbiłam go w ziemie i od razu tego pożałowałam, ponieważ w chwili gdy to zrobiłam, zdałam sobie sprawę, że klęczę w kałuży krwi. Nie tylko Lucy, ale i- w większej części- Paul'a. Z moich ust wydobył się udręczony krzyk, a zaraz po nim szloch. Wszystko we mnie było w rozsypce. Powoli umierałam. Umierałam w inny, gorszy sposób. Ze świadomości, iż przeze mnie Lucy może zginąć. Nawet człowiek, który wiódł własne życie- być może nie najnormalniejsze, ale jednak życie- zginął z mojej winy. Mógł mieć rodzinę, żonę, dzieci. Kto wie? A teraz będą go opłakiwać. Nawet nie wiem ile miał lat. Co jeśli był młody? Co jeśli miał przed sobą tak wiele lat istnienia? Co go jeszcze czekało? Nigdy się nie dowiem, tak jak on. Może i chciał mnie zabić, może i stał po stronie Jerry'ego, ale nikt nie jest czarny albo biały. I nikt nie zasługuje na śmierć. Nawet on. Każdy ma prawo żyć, lecz nikt nie ma prawa odbierać temu komuś jego życia. Wszystko przez tą pieprzoną grę! Czy Paul w ogóle spodziewał się, że zginie? Czy Jerry powiedział mu, iż jest taka możliwość? Nie wiem... Rodzice Lucy dostaną kolejną dawkę kłamstw- kto wie może będą w żałobie, podobnie jak moi dziadkowie? Do jasnej cholery, jak potoczy się nasz los? Kolejny raz, masa kłamstw od okrutnej i bezdusznej wnuczki oraz przyjaciółki ich córki. Na litość boską! W dodatku nie potrafię w własnych myślach znaleźć odpowiednich słów, określających taką kreaturę człowieczo podobną, którą- na nieszczęście- jestem. Wszyscy cierpią, mają problemy, są oszukiwani wyłącznie z mojej winy. Świetnie! Jestem żałosna. Postanowione. Zaczynam nowe życie. A raczej stare. Już nie sprawię nikomu przykrości, ani nie ucznie krzywdy. Muszę się wydostać z tego pomieszczenia, w którym utknęłam. Tylko czy w nowym- dawniejszym- życiu jest miejsce dla Harry'ego? Jeśli chcę uciec od teraźniejszych problemów, muszę również uciec od niego. Tylko czy potrafię? Nie jestem pewna. Poprawka ja niczego nie jestem pewna. 
***
Siedziałam w szpitalu na jednym z białych metalowych krzeseł. Tak swoją drogą potwornie niewygodnych. Obok mnie siedział zielonooki. Rękę trzymał na moim udzie. Delikatnie pocierając go kciukiem. Dawał mi tym znać, że wszystko będzie w porządku. To dlaczego ja czułam inaczej? Bałam się. Ten gest w innych okolicznościach byłby kojący, ale nie teraz. Nie w tym momencie. Nie w momencie kiedy próbują utrzymać przy życiu moją przyjaciółkę. Więc dany gest mi nie pomagał. Dla odmiany całe ciało miałam spięte i zamarznięte. Kurtka Harry'ego- którą mnie okrył, gdy kierowaliśmy się w stronę samochodu.- nie dawała ciepła. Jedynie jego ręka mnie ogrzewała. Lecz nie wystarczająco. Pragnęłam się wtulić w ciepłe ciało bruneta. Lecz nie dałam rady. Coś mnie powstrzymywało. Może to, że gdy tylko lekarze i inni, zobaczyli Harry'ego niosącego Lucy na rękach nie zadawali żadnych pytań. Nie pytali jak doszło do postrzelenia. Nie dzwonili na policje, ani do rodziców poszkodowanej. Nawet nie śmieli o nich wspomnieć. Czy to możliwe, że wiedzieli kim jest Harry? Strach w ich oczach był spowodowany jego obecnością? Chciałabym odkryć kim tak naprawdę jest. Wiedzieć wszystko o jego przeszłości. Mieć możliwość dowiedzenia się co inni o nim wiedzą i dlaczego wszyscy się go boją. Lecz czy to w jakimś stopniu jest wykonalne? On jest zamkniętą księgą, która nie otworzy się dla kogoś takiego jak ja. Choć gdyby popatrzeć wstecz, opowiedział mi wiele o swoim życiu, ale to nie było wszystko. On zawsze będzie dla mnie zagadką. Tykanie zegara doprowadzało do szału, również jak panująca cisza. Co ją przerywało? Szeleszczenie butów i szepty wymieniane raz na godzinę. Typowa atmosfera dla szpitala. Moje palce nerwowo uderzały o podłokietnik. Charakterystyczny trzask drzwi, sprawił, że wszystkie spojrzenia padły na nowo przybyłą osobę, a moje palce zatrzymały się w miejscu. Ręką opadła bezdźwięcznie na boczną poręcz krzesła. Twarz nowo przybyłego wyginał grymas złości i niepokoju. Szybkim krokiem zmierzał w naszym kierunku. 
-Styles.- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zazwyczaj beztroską, radosną twarz, ogarnęła wrogość. Niebieskie oczy płonęły żywym ogniem. Nigdy nie widziałam Niall'a w takim stanie. Zapewne gdybym nie poznała Harry'ego do tej chwili nie byłabym świadoma. Kim tak naprawdę jest i co tak naprawdę robi. Niall w gangu? To do niego nie pasuje. Chociaż, gdyby pomyśleć dłużej? Byłby idealny. 
-Uspokój się. Nic z nią nie jest. Wyjdzie z tego.- powiedział, wyraz twarz miał kamienny, ale w głosie jakby usłyszałam powątpiewanie i ból. Dlaczego się martwi? On jej w ogóle nie zna. Czy to możliwe, że Harry Styles jednak posiada uczucia? 
Słowa bruneta, ani trochę nie uspokoiły blondyna. Wręcz przeciwnie wkurzyła go jego obojętność. Chyba nie usłyszał bólu w głosie Harry'ego... To dlaczego ja tak? Czy potrafię go doskonale rozszyfrować? Czy można przez tak krótki czas poznać- lepiej od innych- właśnie tego człowieka? Nie, stop. Anali, ty o nim nic nie wiesz! To tylko złudzenia. 
-Harry ona została postrzelona- jęknął Niall. Głos wypełniał smutek, a twarz rozpacz. Niebieskie oczy były wilgotne, a usta lekko rozchylone. Wyglądał tak bezbronnie. Był cholernie smutny. Ścisnęło mnie serce na widok przyjaciela w takim stanie. Nie myśląc nad tym co robię, po prostu rzuciłam się mu na szyję i dałam upust emocją. Łzy strumieniami leciały z moich oczu i moczyły koszulkę blondynowi. Nie zwracał na to uwagi, podobnie jak ja. Objął mnie mocno i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Twarz ukrył w moich włosach. Zapewne zamknął oczy, robił tak zawsze kiedy próbował się uspokoić/ dojść do siebie. Brakowało mi go. Jego ciepła, troski i obecności. Do moich uszu doszło głośne wypuszczanie powietrza przez zielonookiego. Jest zirytowany, bo przytulam swojego przyjaciela, którego nie widziałam od dawna? On jest zazdrosny? Ani trochę nie mogę zrozumieć tego człowieka. Odchrząknął. Nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Dalej stałam w szczelnym uścisku z Niall'em. Ale niestety nie było nam to dane. Brunet zabrał głos.
-Chodźcie zapytać się kogoś co z nią jest.- nic. Zero emocji. Nagle poczułam dłonie na mojej tali, odciągające mnie od blondyna. Uścisk był mocny, aż za mocny. Czułam jak jego mięśnie się napinają, gdy wyrywam się z jego żelaznego uchwytu i przysuwam się bliżej Niall'a. Zacisnął dłonie w pięści i zamknął oczy. Gdy je otworzył widać było różnice. Znacznie pociemniały. Z całych sił chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Popatrzyłam na niego groźnym spojrzeniem, a on tylko się cwaniacko uśmiechnął i splótł nasze palce. Obrócił się jeszcze i posłał śmiertelne spojrzenie niebieskookiemu. Serio Harry? Serio? Czy ty musisz być taki zazdrosny? Jęczałam sama do siebie. Nie musieliśmy długo szukać lekarza, ponieważ jakby na zawołanie wyszedł z sali, w której obecnie znajdowała się Lucy. W mgnieniu oka, znaleźliśmy się tuż obok niego. 
-Ymm, Czy mógłby Pan nam powiedzieć co z Lucy Howej?- zapytałam nieśmiało. Niestety mam tak od dzieciństwa. Zawsze to ja byłam nieśmiała, w przeciwieństwie do Lucy. Ją wszyscy kochali. Po protu nie dało się jej nie lubić. Uśmiech wystarczył, aby ktokolwiek dowiedział się o jej prawdziwym ja. 
-Ah tak, Lucy z tego wyjdzie.- zaczął rzeczowym tonem. Nie musiał mówić dalej, już wiedziałam wszystko.- Ale- zawsze jest jakieś ale.- musi pozostać w szpitalu, dopóki nie poczuje się lepiej...
-Kiedy będziemy mogli ją odwiedzać?- zapytał już bardziej opanowany Niall.
-Kiedy będziecie mieli na to ochotę. Tylko proszę jej zbytnio nie denerwować oraz nie pozwalajcie jej wstawać z łóżka. Musi leżeć i odpoczywać...- kolejny raz blondyn przerwał mu w połowie zdania.
-Możemy zostać przy niej, aż do samego rana?
-Dobrze możecie. I tak możecie do niej wejść. Tylko jak powiedziałem ma panować spokój. Pacjentka nie może dotykać rany, ani nic z tych rzeczy.- rozmawialiśmy jeszcze tak przez chwile. Później dał mi receptę na maść i leki dla Lucy, gdyby jednak wyszła wcześniej. Lekko uchyliłam drzwi i bezdźwięcznie wsunęłam się do środka. 
-O boże jak się ciesze, że jesteście. Nie wytrzymam w tym łóżku jest takie niewygodne.- jej głos rozbrzmiał na cały pokój. Łzy popłynęły mi z oczu i mimo zakazu rzuciłam się na nią. Przytuliłam ją z całej siły. Odwzajemniła uścisk.Oderwałam się od niej i usiadłam obok na łóżku.
-Tak bardzo się o ciebie martwiłam. Nawet nie wiesz jak bardzo! Przepraszam, tak strasznie cię przepraszam. To wszystko moja wina. To przeze mnie tu jest. Gdyby nie...- nie pozwoliła mi dokończyć. Zakryła mi ręką usta i pokręciła przecząco głową.
-To nie jest twoja wina! Ten idiota, który mnie porwał zrobił mi krzywdę, nie ty. Również jak nie ty mnie postrzeliłaś, tylko ten Pol czy jakoś tak.- wystawiła język próbując sobie przypomnieć jego imię.
-Chodziło ci o Paul'a? - pokiwała twierdząco głową.
-Dobrze wiesz, że nie mam pamięci do imion. Już tym bardziej do takich jak Paul.- zaśmiałyśmy się obie na jej komentarz.
-Tak bardzo mi cię brakowało.- jęknęłam.
-Mi ciebie też.- chwyciła mnie za ręce i popatrzyła prosto w oczy.- A teraz przesłuchanie.- zaćwierkała.- Mówię to do was wszystkich.- Harry popatrzył na nią pytająco- Tak do ciebie też.- mierzyła nas poważnym wzrokiem. Niall tylko się zaśmiał na jej minę i podszedł do niej. Złożył delikatny pocałunek na jej policzku i spojrzał prosto w niebieskoszare źrenice.
-Tęskniłem za tobą- potarł kciukiem zaróżowiony policzek mojej przyjaciółki.
-Czy ja o czymś nie wiem?- znacząco podniosłam brwi do góry. Na co obaj spalili potężnego buraka. Mimowolnie ogromny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Stop! Ja tutaj zadaje pytania!- pisnęła Lucy. Wiedziałam, że coś pomiędzy nimi jest, a teraz mam do tego stuprocentową pewność.- Okay, a teraz powiedzcie mi o wszystkim.- ja i blondyn nic nie powiedzieliśmy to Harry zabrał głos i opowiedział jej tyle ile tylko mógł. Z każdym zdaniem jej źrenice się rozszerzały. Od czasu do czasu dodawała jakiś komentarz lub zadawała pytanie. Zastanawiałam się czy był to dobry pomysł. Nie będzie przez to bardziej zagrożona? Przynajmniej ma Niall'a, który stanie w jej obronie. Po 5 godzinach ja i zielonooki opuściliśmy salę. Natomiast irlandczyk- tak niebieskooki był z Irlandii- został z rozpromienioną i lekko zagubioną przez natłok informacji Lucy.
Kierowaliśmy się w stronę wyjścia. Przez ten cały czas miałam na sobie kurtkę mojego towarzysza, który mocno trzymał mnie za rękę i prowadził w kierunku samochodu. Miałam wyrzuty sumienia, że z nią nie zostałam, ale ktoś musi wcisnąć kolejną dawkę kłamstw rodzinie Lucy i moim dziadkom. Jak zwykle jestem to ja. Wyszliśmy z budynku. Na dworze było już ciemno, a na niebie świeciło miliard gwiazd.
-Piękne co nie?- wymruczał do mojego ucha. Gdy dmuchnął na moją szyję i złożył na niej mokry pocałunek, przeszły mnie dreszcze, a na skórze, pojawiła się gęsia skórka.
-Tak, piękne- zgodziłam się. Obróciłam głowę w jego stronę. Szmaragdowe tęczówki intensywnie wpatrywały się w moje brązowe. Musnął moje zimne od chłodu, który panował na dworze usta, swoimi rozgrzanymi. Czasami się zastanawiam, jak to możliwe, iż jego ciało zawsze jest takie ciepłe.
-Przepraszam, że cię w to wplątałem, ale to jest gra. Gra, której nie rozumiem.- wyszeptał. Chciałam zaprzeczyć, lecz nie dał mi szansy. Wycofał się i zmierzał w stronę samochodu. Dając mi tym samym do zrozumienia, abym poszła za nim. Ale ja stałam i patrzyłam jak jego sylwetka ginie w mroku. Powędrowałam opuszkami palców do medalionu. Medalionu, który otrzymałam od niego.
"Razem polecimy ponad czas"
Teraz już wiem. Jestem jego i zawsze będę.