sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 19

  -Cóż za miła niespodzianka- dobiegł mnie znajomy głos.

Jerry stał przodem do mnie, oparty o blat biurka. Jego ręce były skrzyżowane na piersi. Nie miałem zamiaru czekać na pierwszy ruch z ich strony. Popatrzyłem porozumiewawczo  na Niall'a, on zaś przekazał nasz znak pozostałym. Czas wcielić plan w życie. Nie miałem nawet chwili, aby spojrzeć ilu ludzi ma ze sobą Jerry. Domyśliłem się, że około ośmiu, było ich więcej niż nas. Chłopaki zajęli się jego wspólnikami pozostawiając mi go na wyłączność. To była gra. Nasza gra. Pierwszy cios był zadany z mojej strony. Z całej siły uderzyłem go w żuchwę. Odwdzięczył się tym samym. Każdy ruch miałem przemyślany. Znałem jego czułe punkty, a on znał i moje. Wykonałem unik i z całych sił walnąłem go w tors. Wydał z siebie zduszony jęk. Wykorzystałem chwilową przewagę i popchnąłem go na ziemie. Zachwiał się i runął na nią. Usiadłem na nim okrakiem i zacząłem okładać go pięściami. Moje kostki ociekały krwią, jak jego twarz. Jerry uderzył mnie nogą w plecy. Wypuściłem gwałtownie powietrze i znowu zadałem mu cios. Odwróciłem głowę w bok, aby zobaczyć ilu jego ludzi pozostało przy życiu. Na szczęście było już ich tylko trzech. Trupy leżały całe we krwi na podłodze. Połowa z nich zmarła z rąk pistoletu. Spojrzałem w stronę drzwi i zauważyłem skuloną postać. Brązowe włosy, tak dobrze mi znane. Ta chwila nieuwagi wystarczyła, żeby Jerry zrzucił mnie z siebie i tym razem siedział na mnie. Teraz ja byłem jego workiem treningowym i nie potrafiłem wykonać najmniejszego gestu. Wpatrywałem się w nią. Płakała. I jedyną rzeczą, o której myślałem, był sposób przyciągnięcia jej do siebie i wyszeptania, że wszystko będzie w porządku. Niestety nie mogłem tego zrobić, a dane słowa byłyby kłamstwem.
~Anali~
Wpatrywałam się w jego twarz. Jerry cały czas okładał twarz Harry'ego pięściami. Dlaczego on nic nie robi? Dlaczego patrzy na mnie przepraszającym spojrzeniem? Muszę coś zrobić. On nie może zginąć. Nie może. Przecież powiedział, że zostanie. Powiedział, że mnie nie opuści. W tym momencie potrzebowałam więcej czasu, ale niestety nie miałam go. Każda sekunda była ważna. Otarłam wierzchem dłoni łzy i wyciągnęłam broń ukrytą zza paskiem spodni. Na moje szczęście Max jej nie zauważył. Podniosła się z ziemi i pobiegłam w kierunku Jerry'ego. Harry tylko przymknął powieki. I napiął wszystkie mięśnie. Dobrze wiem, że wolałby gdybym tam została. Kiedy byłam już blisko -nie wiedząc co dokładnie mam zamiar zrobić- rzuciłam się na Jerry'ego. Już nie siedział na Harry'm, tylko znowu został przygwożdżony do ziemi. Trzymałam jego nadgarstki w specjalnym układzie, aby nie mógł mi się wyrwać, mimo, że był kilkanaście razy ode mnie silniejszy. Na jego twarzy widniało zaskoczenie, które po chwili zamieniło się w szyderczy uśmiech. 
-Kogo my tu mamy- wyszczerzył się jeszcze bardziej- Styles spójrz przyszła Twoja dziwka-kiedy usłyszałam ostatnie słowo, padające z jego ust, zacisnęłam szczękę i z całych sil walnęłam go kolanem w męskość. Syknął z bólu, zamykając oczy. 
-N i e  m a s z  p r a w a  t a k  o  m n i e  m ó w i ć- wysyczałam podkreślając każde słowo.
-Suka- wycedził przez zaciśnięte wargi. Kolejny raz przywaliłam mu w krocze i teraz jedną ręką trzymałam obie ręce Jerry'ego, tylko po to żeby go spoliczkować, a następnie przystawić mu pistolet do twarzy. Nie wiedzieć dlaczego ubrałam rękawiczki, chyba przerażał mnie fakt, że mogą znaleźć moje odciski palców w tym miejscu...
-A teraz się zamknij- powiedziałam, niesamowicie opanowanym głosem i jeszcze mocniej przystawiłam mu broń do czaszki. Zauważyłam, że uśmieszek nie schodzi mu z twarzy. Dlaczego jest taki szczęśliwy? Przecież w każdej chwili mogę go zabić! On naprawdę jest psychiczny...
-Anali, co ty tu do cholery robisz?!- wydarł się na mnie Styles. Pewność siebie natychmiastowo ze mnie wypłynęła.
-Jak widzisz ratuję Ci dupę- nie mogłam powstrzymać uśmieszku, który wpełzał na moje usta, kiedy wypowiedziałam te słowa. Harry'emu najwyraźniej nie było do śmiechu kiedy je usłyszał. Oderwał na chwilę ode mnie wzrok i skierował go na kogoś innego, po czym natychmiast padł strzał. Jakiś mężczyzna upadł na ziemie. Otworzyłam szeroko oczy widząc z jaką łatwością oraz obojętnością Harry zabił tego człowieka. Spojrzałam w drugą stronę i to co zauważyłam spowodowało, że moje serce na moment się zatrzymało. Jakiś chłopak trzymał pistolet przy skroni NIALL'A. Dany człowiek stał obrócony do mnie plecami. Nie myśląc nad tym co robię, poderwałam się do góry-uwalniając przy tym Jerry'ego- i strzeliłam prosto w głowę mężczyzny, który próbował zabić mojego przyjaciela. Wydałam z siebie krzyk. I upadłam na ziemie. Nie wierzę zabiłam człowieka. Zabiłam człowieka! O boże! Jestem odpowiedzialna za śmierć tego mężczyzny! Z twarzy odeszła mi cała krew, a w głowie mi się kręciło. Przed oczami miałam mgłę. Harry chciał do mnie podejść, ale nie mógł, ponieważ drogę zastąpił mu Jerry. Brutalnie podniósł mnie z ziemi i przystawił mi lufę do skroni. Wstrzymałam oddech, aby po chwili go wypuścić. Cała drżałam. Z moich oczu wypływały łzy. Moja broń znajdowała się na ziemi. Nikt nie był nią nawet zainteresowany. Wszystkie oczy były skierowane na naszą trójkę. Nikt już nie toczył walki. Czyżby nasi przeciwnicy umarli? Pozostał tylko Jerry? Nie miałam pojęcia. Dla mnie czas się zatrzymał.
-Nawet nie ważcie się do niej podchodzić. Jeśli którykolwiek z was zrobi krok w jej stronę zastrzelę ją. Dobrze wiesz, że to zrobię Styles- zagrzmiał jego głos.
-Czego chcesz Jerry?- wysyczał Harry.
-Niczego, oprócz zniszczenia Ciebie- szalony uśmieszek widniał na jego twarzy.
-To dlaczego po prostu mnie nie zabijesz? Już i tak odebrałeś mi rodzinę. Dobrze wiesz kim się przez to stałem, dobrze wiesz jaki to miało wpływ na mnie i na moje życie. Nie wystarczy Ci to? Nie możesz mnie już zabić i skończyć tej całej gry?- twarz miał opanowaną, ale jego oczy błyszczały strachem i bólem. Chciał mnie ochronić za wszelką cenę. Nawet ceną swojej własnej śmierci.
-Nie!-krzyknęłam i poczułam jak Jerry mnie policzkuję. Mięśnie Styles'a się napięły, a oczy pociemniały.
-Siedź cicho-wysyczał.
-Nie waż się jej bić- wycedził przez zaciśnięte wargi.
-Oh, Styles. Kto by pomyślał jak miłość do tej dziewczyny sama w sobie Cię zniszczy. Nawet nie masz pojęcia jaki jesteś teraz słaby- z jego ust wydobył się chrapliwy śmiech.
-Wcale nie jestem przez nią słabszy. Tylko silniejszy- zrobił mały krok do przodu- Ona mnie nie zniszczyła, tylko naprawiła-następny krok- A ty nic nie wiesz o mnie, ani o nas. Nie masz pojęcia kim jestem naprawdę. Potrafisz sobie tylko przedstawić mylny obraz mnie- czerń ogarnęła jego tęczówki. Mrok nad nim zapanował. A on stał blisko. Blisko mnie i Jerry'ego. Moje serce wypełniło niewyobrażalne ciepło spowodowane jego słowami.
-Dobrze wiem kim jesteś- powiedział stanowczo- Jesteś nic nie wartym gnojkiem Styles. Nikogo nie obchodzisz. Nikt Cię nie potrzebuję. Nikomu na Tobie nie zależy. Jesteś maszyną do zabijania. Nie posiadasz uczuć. Nie posiadasz serca. Nie masz pojęcia czym jest miłość- z każdym kolejnym słowem Harry stawał się mniej pewny siebie. Stawał się małym bezbronnym chłopczykiem, któremu odebrano całą rodzinę Wszystko co miało dla niego znaczenie. Chłopczykiem, który został porzucany przez świat, który nie miał nikogo komu mógłby zaufać. Chłopczykiem, który musiał sam przez to wszystko przejść- Myślisz, że coś dla niej znaczysz? Myślisz, że ona zdoła pokochać takiego potwora jak ty? Nie widzisz, że Anali nic do Ciebie nie czuję, że się Ciebie boi? Styles sprawiasz jej tylko ból. Ona Cię nie potrzebuję, ty ją nie obchodzisz, nie zależy jej na Tobie. Zrozum, że...
-Harry nie! Nie słuchaj go!- przerwałam mu. Nie mogłam znieść widoku. Widoku małego chłopczyka, który w tym momencie potrzebował mnie jak nigdy.
-Zamknij się suko!- warknął Jerry.
-Nie!- krzyknęłam- Harry, zależy mi na Tobie. Jesteś dla mnie ważny. I nie jesteś żadnym potworem, nie słuchaj go! Posiadasz uczucia, masz serce, ponieważ inaczej nie potrafiłbyś oddać mi jego połowy. Harry znaczysz dla mnie naprawdę wiele. Ja..-kolejny raz zostałam spoliczkowana. Podniosłam lekko głowę do góry i spojrzałam w szmaragdowe oczy- ...potrzebuję Cię Harry- wyszeptałam załamanym głosem.
-Miałaś siedzieć cicho suko-wysyczał wprost do mojego ucha.
-Nie waż się jej tak nazywać- warknął.
- I tak Styles nie możesz jej pomóc. Nie masz jak- szyderczy uśmiech ciągle widniał na jego twarzy.
I wtedy dotarło do mnie. Nie miałam pojęcia jak mogłam o tym zapomnieć. Powoli i dyskretnie wyciągałam mały nóż z kieszeni moich spodni. Nie rozumiem, naprawdę nikt się nie zorientował, że on tam jest? Jak widać słusznie zrobiłam chowając go w akurat tym miejscu. Nie zastanawiając się dłużej wbiłam ostrze w nogę Jerry'ego. Ten zatoczył się do tyłu.
-Suka- kolejny raz to samo słowo, mógłby się bardziej wysilić. Zanim się spostrzegłam Styles przyciskał go do ściany. I warczał coś do niego. Nie słyszałam słów. Dudniło mi w uszach. A nogi robiły się słabe. Usłyszałam strzał i zaraz po nim zemdlałam. Przed upadkiem uratowały mnie ramiona Niall'a. Bogu dzięki, że żyjesz. Że żyjecie obaj.
***
Otworzyłam oczy i podniosłam się lekko na łokciach, Niewiarygodny ból przeszył całe moje ciało. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Odetchnęłam z ulgą. Znajdowałam się w sypialni Harry'ego. Przeczesałam palcami włosy i uświadomiłam sobie co przed chwilą miało miejsce. Sądząc po tym, że nadal panuję mrok nie minęło od tego dużo czasu. Wstałam z łóżka kierując się ku schodom, a następnie zeszłam na dół do salonu. Zastałam tam Harry'ego siedzącego wygodnie na kanapie i oglądającego jakiś mecz w telewizji. Był umyty i przebrany w piżamie. Mianowicie miał na sobie jedynie czarne bokserki. Podeszłam do niego i spuściłam wzrok na swoje stopy. Wytrzeszczyłam oczy byłam w jego bokserkach i białej koszulce, a do tego miałam mokre włosy. Cholera. Usiadłam obok niego na kanapie. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odchrząknęłam. Zero reakcji. Zmarszczyłam brwi.
-Umyłeś mnie?- zapytałam. 
-Mhm- mruknął. 
-Oh- zaczerwieniłam się- To znaczy, że umyłeś mnie w wannie? I się nie ocknęłam? Widziałeś mnie nagą?- potok pytań wypłynął z moich ust. 
-Tak umyłem Cię w wannie, nie obudziłaś się i tak widziałem Cię nagą. Masz jeszcze jakieś cholerne pytania?- warknął i odwrócił głowę w moja stronę. Zadrżałam. 
-Dlaczego jesteś na mnie zły?-wyszeptałam.
-Bo do jasnej cholery nie posłuchałaś mnie. Nie zostałaś w tym pierdolonym domu. Musiałaś postawić na swoim i przyjechać. Nie pomyślałaś chociaż na chwilę, że coś może Ci się stać? Że może lepiej byłoby gdybyś nie przyjeżdżała? W ogóle skąd miałaś adres?- zdenerwowanie było widoczne w jego głosie. Spuściłam wzrok w dół wpatrując się w swoje paznokcie.
-Szczerze mówiąc, nie kazałeś mi zostać w domu, a przynajmniej nie powiedziałeś "masz zostać w domu"- próbowałam naśladować jego głos, co ani trochę mi nie wyszło- A adres miałam stąd, że wymsknęło Ci się kiedy rozmawiałeś z kolegami. I nie myślałam o swoim bezpieczeństwie, myślałam o Tobie. Martwiłam się, że coś może Ci się stać- mówiłam cicho i powoli.
-Dlaczego ty nigdy nie możesz pomyśleć o sobie? O tym, że coś może Ci się stać? I nie miałaś czym się martwić. Nic by mi się nie stało- głos miał już bardziej opanowany.
-Nie wiadomo- wymamrotałam pod nosem. Harry chwycił za mój podbródek i pociągnął go do góry. Spojrzałam w jego oczy.
-Nigdy więcej nie narażaj się na niebezpieczeństwo. Nie mieszaj się w rzeczy, które robię. Dobrze?- jego oczy błyszczały.
-Nie mogę Ci tego zapewnić- odpowiedziałam.
-Dlaczego?- jęknął.
-Ponieważ jeśli będzie chodzić o Ciebie to wskoczę w ogień- wyszeptałam. Harry złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Kiedy się od siebie oderwaliśmy zabrał głos.
-Potrzebuję Cię Anali- oparł swoje czoło o moje.
-Ja Ciebie też Harry- odpowiedziałam.
***
Leżeliśmy wtuleni w siebie. Okryci puchową kołdrą. Harry kreślił nieznane mi wzory na moim ramieniu, a ja jeździłam palcem po jego licznych tatuażach. Zatrzymałam się dłużej na jednym. Małe "A" przykuło moją największą uwagę. 
-Harry co oznacza to "A"- zapytałam z ciekawości nie odrywając wzroku od litery.
-Chodziło o pierwszą literę Twojego imienia "Anali"- złożył mały pocałunek na mojej głowie. 
-Oh- zdołałam jedynie wykrztusić. Podniosłam głowę do góry i złożyłam całusa w kąciku jego ust- Nie sądziłam, że tyle dla Ciebie znaczę- szepnęłam.
-Nie masz pojęcia ile dla mnie znaczysz. Jesteś najważniejsza. 
-Mogę Cię o coś zapytać?- ledwo dostrzegalne kiwnięcie głową, dało mi znak, żebym pytała- Zabiłeś Jerry'ego?- kolejne skinięcie głową. 
-Teraz mamy już spokój. Możemy żyć normalnie- powiedział wprost do mojego ucha i po chwili wahania dodał- kochanie.
Jedno słowo spowodowało motyle w brzuchu.
Jedno spojrzenie dało mi nadzieję.
Jedna noc całkowicie odmieniła moje życie.



_____________________________________________
Witajcie wszyscy! Nareszcie dodałam rozdział. Zebrałam się w sobie i go napisałam. Uprzedzam, że nie był sprawdzany. Dziękuję wam wszystkim za czekanie na kolejny rozdział i przepraszam, że dodałam go tak późno. Tyle rzeczy dzieje się w moim życiu, że ledwo ze wszystkim nadążam. Obecnie jest 2 w nocy, a ja dodaje rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodobał. I chciałabym podziękować za ten jeden komentarz od pewnego Anonima. Bez niego znając życie nie dodałabym tego rozdziału. Więc dziękuję Ci, że nadal czytasz moje fanfiction. Dziękuję wam wszystkim. Kocham was i życzę wszystkim miłej nocy ♥ 
Wasza Mellanie xx♥

sobota, 2 sierpnia 2014

Przepraszam!!

Przepraszam Was, ze rozdzial sie nie pojawil, ale  jestem u kuzynki we Wloszech i dopiero dzisiaj internet zostal doladowany. Kiedy tylko moja rodzina przywiezie mi laptopa napisze nowy rozdzial. Niestety nie moge go dodac wczesniej, poniewaz laptop mojej kuzynki nie ma wprogramowanych liter polskich. Oczywiscie jesli nie mielibyscie problemu z czytaniem bez polskich znakow interpunkcyjnych to dodam. Prosze o odpowiedzi w komentarzach. Kocham Was <3

niedziela, 6 lipca 2014

Liebster Award

Szalenie dziękuję za nominację do Liebster Award przez Kolorową Biel ♥ Nigdy bym się tego nie spodziewała! Naprawdę dziękuję ♥ 

1. Twój idol?
Nie mam jednego idola, więc napiszę 5: Harry Styles, Niall Horan, Louis Tomlinson, Zayn Malik i Liam Payne ♥ Nie potrafię wybrać tylko jednego...
2. Za co lubisz Twojego idola?
No więc, za co ich lubię, a raczej kocham? Mam naprawdę dużo powodów, ale napiszę tylko te najważniejsze. Kocham ich przede wszystkim dlatego, że dzięki nim uwierzyłam w siebie. Są jakby taką moją podporą, chroniącą przed upadkiem. Kocham ich również za to, że są sobą. Nie udają nikogo innego. Sława nie uderzyła im do głowy. One Direction są moimi aniołami. Dobrze wiem jak dziecinnie to brzmi, ale nic nie poradzę, że dokładnie tak jest.
3. Ulubiona książka?
Zdecydowanie "Gwiazd Naszych Wina". 
4. Dlaczego prowadzisz bloga?
Zacznijmy od tego, że od dzieciństwa uwielbiałam pisać. Tworzenie różnych historii i książek stało się moją pasją. Prowadzenie tego bloga pozwala mi na dzielenie się moją twórczością z innymi ludźmi, dzięki temu mogę również poznać ich opinię. Pisanie tego bloga, jak i samo pisanie nadaje sens mojemu życiu. Kocham to zajęcie. Time jest cząstką mojego życia, on jak i również moi czytelnicy. ♥
5. Twoje największe marzenie?
Nie mam pojęcia, ale mam jedno i to ogromne. Mianowicie chciałabym wydać książkę ♥ Takie marzenie, które wierzę, że w przyszłości się spełni....
6. Imię, które Ci się najbardziej podoba?
Nie mam jednego więc napiszę kilka z żeńskich: Elizabeth, Rose, Vivien, Madeline, Catherine, Bo.
7. Ulubiony film/serial?
Ulubiony film to "Gwiazd Naszych Wina", a serial "Skins" "90210".
8. Jesteś prawo czy leworęczna?
Prawo.
9. Imię twojej sympatii?
Niestety, ale nie mam, no chyba, że może być bohater książkowy lub idol. :)
Jeśli tak, to z książki: Augustus Waters, a idole to całe One Direction ♥
10. Imiona twoich przyjaciół?
Najlepszej przyjaciółki: Zosia
Bliskich przyjaciółek: Julia i Kalina
A z chłopaków: Mateusz i Kacper.
11. Do której klasy idziesz po wakacjach?
Do 1 gimnazjum.

Nominowane blogi przeze mnie:
3. horankowe.love
4. Alex S. and Weronika Kaczyńska
5. Dominka Barczuk
6. ♥Hazzowa 69♥
7. Niki Mhor
8. Ann. ♥
9.x Gummy Bear x
10. Believe in dreams...
11. klaudyś

Pytania dla was:
1. Od jak dawna prowadzisz bloga?
2. Jakie jest twoje hobby?
3. Czym dla Ciebie jest pisanie?
4. Dlaczego prowadzisz bloga?
5. Ulubiona książka?
6. Najbardziej znienawidzony bohater książkowy?
10. Ulubiona piosenka?
11. Imię twojej sympatii?

Życzę powodzenia! ♥

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 18

Stałam pod moim domem i patrzyłam jak jego auto odjeżdża. W mojej głowie kłębiło się miliard myśli. Co by się stało, gdyby zginął? Czy moje życie byłoby takie samo bez niego? Nie potrafię sobie tego wyobrazić. W końcu to on nadał mu sensu i barw. Jeśli Jerry pozbawiłby go życia, nie jestem pewna czy bym to wytrzymała. Zastanawiałam się czy w ogóle byłby pogrzeb i czy zdołałabym na nim uczestniczyć? Czy przychodziłabym na jego grób? Zmieniała kwiaty i wkłady, zaświecała nowe płomienie? Każdej nocy modliła się za jego duszę? Czy ktoś inny by to robił? Harry'emu nikt inny nie pozostał oprócz mnie i Niall'a. Ze zniknięciem auta, uświadomiłam sobie jak bardzo go potrzebuje. Sięgnęłam do tylnej kieszeni moich jeansów i sprawnie wyciągnęłam komórkę. Weszłam w listę kontaktów i wybrałam numer do jedynej osoby, która w tym momencie mogła mi pomóc. Mój palec zawisł nad zielonym przyciskiem, wahałam się.
"Pieprzyć to" - pomyślałam i nacisnęłam na słuchawkę.
Po trzech sygnałach miałam się rozłączyć i porzucić ten zwariowany i w ogóle nieprzemyślany plan, ale ku mojemu zdziwieniu odebrał. 
-Max?-zapytałam niepewnie. Kiedy usłyszałam jego odpowiedzieć, natychmiast przeszłam do rzeczy- Mam małą prośbę, mógłbyś zawieść mnie w pewne miejsce? Teraz?- mój głos drżał, natomiast chłopaka po drugiej stronie był zmartwiony i zdziwiony, gdy zapytał "Jasne, coś się stało?" udzieliłam mu krótkiej odpowiedzi, już pewniejszym głosem- Wszystko jest okay. 
"Gdyby tylko tak było..." 
~Harry~
Miałem nadzieję, że dzisiaj skończy się ta cała gra. W duchu dziękowałem bogu, że Anali jest cała i zdrowa w swoim domu. Nigdy bym sobie nie wybaczył gdyby coś jej się stało. Szczerze? Zdziwiło mnie jej zachowanie, zero protestów. Nic. Wyglądała na zamyśloną przez całą drogę, ale kiedy odjeżdżaliśmy wybałuszyła oczy, tak jakby nagle coś sobie uświadomiła. Miałem nadzieję, że to nic wspólnego ze mną i Jerry'm. Pogrążony w myślach zaparkowałem przed starą, opustoszałą budowlą. Podobno kiedyś była tu fabryka. Tak, fabryka tylko nie wiadomo czego. To miejsce było starsze od nas 4 razem wziętych. Jako pierwszy wysiadłem z auta, a za mną cała reszta. Panowała grobowa atmosfera. Każdy z nas stawał ostrożnie kroki. Mieliśmy zamiar zostać nieusłyszani i niezauważeni. W naszych rękach spoczywała broń. Szedłem pierwszy, ale po chwili dołączył do mnie Niall. Dobrze wiedział, że nie możemy powiedzieć ani słowa. Najcichszy szept rozniósłby się echem po budowli i dotarł do uszu Jerry'ego. Więc popatrzył tylko swoim pytającym wzrokiem. Domyśliłem się, że musi mu chodzić o Anali. Tak jak ja zauważył jej reakcję gdy odjeżdżaliśmy autem. Pokiwałem tylko głową, dając mu do zrozumienia, że nic jej nie grozi. Nie byłem jednak w tej chwili na 100% pewny, że się tu nie pojawi. Gdy dotarliśmy do potężnych metalowych drzwi, wiedziałem, że to tutaj. Czyli w tym miejscu zakończy się wszystko? Najwyraźniej tak. Po moich plecach przeszedł niezauważalny dreszcz.
"Dasz radę Styles! Nie tchórz. Nie okazuj strachu."
Powtarzałem w myślach jak mantrę. Przez chwilę zastanawiałem się czy nasz plan ma szansę się powieść. Miałem nadzieję, że tak. Popchnąłem drzwi nogą i nacisnąłem na spust pistoletu. Trafiłem prosto w głowę Tom'a. W oczach wezbrały mi się łzy. Mrugnąłem kilka razy, aby je odpędzić. Nie mogłem uwierzyć, że nas zdradził. Po tym wszystkim. Najwyraźniej dla niego to nic nie znaczyło. Mieliśmy mu dać szansę na wyjaśnienie i usprawiedliwienie swojego zachowania, ale cóż jestem Harry. Harry Styles i nie znam czegoś takiego jak litość. Obróciłem się na sekundę, aby zobaczyć wyrazy twarzy chłopaków. Nie zdziwiłem się, mieli dokładnie takie miny jakich się spodziewałem. Mianowicie zszokowane i niedowierzające.W ich oczach można było dojrzeć smutek. Niall jako pierwszy się otrząsnął, zaraz po nim cała reszta. Wskazałem głową na pustą przestrzeń, informując tym samym, abyśmy poszli dalej. Nie mieliśmy czasu na bezsensowne gapienie, życia i tak by mu nie przywrócili. Zmierzaliśmy dość szybkim tempem do pomieszczenia, w którym powinien znajdować się Jerry. Mogłem się założyć, że już wiedział o naszym przybyciu. Zastanawiałem się ilu miał ze sobą ludzi. W duchu modliłem się, żeby nie było ich, aż tak dużo. Obróciłem głowę w bok i ujrzałem zmartwione i lekko przestraszone oblicze Niall'a. Szturchnąłem go lekko w ramię, ale na tyle mocno, żeby zwrócił na mnie swój wzrok. W jego oczach widziałem niepewność. Uśmiechnąłem się do niego pocieszająco i zmierzwiłem mu czuprynę. Na jego twarz wpełzał mały uśmieszek. Właśnie on zapewnił mi, że sobie poradzi. Po krótkim czasie znaleźliśmy się naprzeciwko ostatnich drzwi, przez które mieliśmy zamiar przejść tego wieczora.
~Anali~
W ręce ściskałam kawałek kartki. Miałam nadzieję, że jest to dobry adres. Miałam nadzieję, że do tego momentu nie został zastrzelony. Miałam nadzieję, że zdążę na czas. Tak, miałam nadzieję, ale do jasnej cholery co zrobię gdy tam będę. Czy w ogóle go znajdę? Nie miałam pojęcia. W tym momencie liczył się tylko czas. Czułam jakby ktoś odliczał minuty do mojej śmierci. Poprawka naszej, mojej i Harry'ego. A moim zadaniem, aby nas uratować było rozbrojenie bomby, wciągu 2 minut. A ona tylko tykała i tykała. I kiedy została mi minuta dotarłam na miejsce. Powiedziałam cicho "dziękuję" i bez czekania na jego odpowiedź wysiadłam, a raczej wybiegłam z auta. Została mi minuta. Nie zwracałam szczególnie uwagi na wygląd budowli. Zauważyłam jedynie, że był to naprawdę stare miejsce. Biegłam najszybciej jak tylko potrafiłam. Mijałam zardzewiałe sprzęty, narzędzia, wszystko co stało i leżało na mojej drodze. Gwałtownie się zatrzymałam, gdy tylko spostrzegłam martwego człowieka. Wokół niego było mnóstwo krwi. Odór krwi i zgnilizny było do niewytrzymania. Ledwo powstrzymałam krzyk, kiedy spod ciała martwego chłopaka wypełzał szczur. Gdy wystarczająco oddaliłam się od trupa, wypuściłam wstrzymywane powietrze. Mój zegar tykał i tykał. Gonił mnie czas. 
~Harry~
Ostatni raz spojrzałem za siebie. W oczach każdego z nich widoczna była determinacja. Nagle jakby przede mną  mignęła mi sylwetka Anali. Przetarłem oczy i nic. Już jej nie było. Musiało mi się przewidzieć. Chyba za bardzo się o nią martwię. Poprawka chyba za bardzo mi na niej zależy. Odwróciłem się w stronę drzwi. 
To twój koniec Jerry- pomyślałem i nacisnąłem na klamkę. 
-Cóż za miła niespodzianka- dobiegł mnie znajomy głos.


-------------------------------------------------------------------
Przepraszam was, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Naprawdę was przepraszam. Wiem jestem żałosna. Ale zbliżam się już do końca z tym ff. Uznałam, że nie będę go dłużej ciągnąć, ponieważ to nie ma sensu. Straciłam już mnóstwo czytelników. Nie jestem pewna czy ktokolwiek jeszcze czyta moje wypociny. Jeśli tak to z całego serca wam za to dziękuję ♥ Kocham was ♥ Rozdział pisany na szybko ponieważ dokładnie za parę minut jadę na wakacje ♥ Mam nadzieję, że się wam spodoba. ♥ 

środa, 21 maja 2014

Rozdział 17

~Niall~
Za oknem wiał wiatr. Jego charakterystyczny dźwięk i chłód przebijały się przez okno. Zaschłe krople wody widniały na szybie, w którą raz po raz uderzała gałąź drzewa. Niebo ogarnął mrok oraz ciemne chmury, za którymi ukrył się księżyc. Była...
-Piękna pełnia- wyszeptała blondynka. Jej niebieskie oczy wyglądały jak dwa kryształy w cudownym blasku księżyca. Włosy mieniły się złocistym miodem. Pojedyncze pasma uciekały z luźnego koka. Swoją drobną dłonią chwyciła moją dużą. Jej ręka wydawała się tak bardzo mała w porównaniu z moją. Delikatnie ją pocierałem kciukiem. Przez ten gest na nieco piegowatej i bladej twarzy blondynki pojawił się uśmiech. Koniuszki pełnych,jasnoróżowych ust powędrowały do góry. 
-To prawda- powiedziałem z Irlandzkim akcentem. Nienawidziłem go. Lucy wręcz przeciwnie, zakochała się w nim. Złączyłem nasze wargi w namiętnym pocałunku. Chwile później przyłączyły się języki i rozpoczęły walkę o dominację. Lucy starała się jak mogła, ale to i tak ja ją wygrywałem. Wyplątała swoją dłoń z ucisku i powędrowała nią na mój kark. Przyciągając mnie bliżej. Tak bardzo pragnąłem jej bliskości, dotyku, ale nie mogliśmy. Nie tu, nie teraz, nie w tej chwili. Oderwałem się od niej. Mruknęła niezadowolona. Popatrzyłem prosto w jej oczy, które czekały na wyjaśnienie mojego zachowania. 
-Kocham Cię i dlatego nie możemy. Dobrze wiesz, że niedawno zostałaś postrzelona- przymknąłem oczy i powoli wypuściłem powietrze. Nienawidzę widzieć jej w takim stanie. Jej oczy wręcz błagają , a twarz wyraża pożądanie. I właśnie tu pojawia się pytanie: Jak można jej odmówić?
-Lucy- jęknąłem i zakryłem twarz rękoma. Westchnęła. Zabrałem ręce, żeby zobaczyć bezcenny wyraz twarzy blondynki. 
-Dobra- kolejny raz wypuściła powietrze z ust i przewróciła oczami- Idiotyczny szpital- wydęła wargę. Uwielbiam gdy jest poirytowana i wie, że mam rację. 
-Howej, zdajesz sobie sprawę, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy powstrzymuje się od seksu z tobą?- mój głos brzmiał poważnie. Dla większego efektu podniosłem jedną brew do góry. 
-Wmawiaj to sobie Horan- zachichotała cicho pod nosem. Uchwyciłem jej podbródek i złożyłem pocałunek na jej czole. Piękną chwilę przerwał mój telefon. Miałem zamiar go nie odbierać, ale gdy zadzwonił kolejny raz, poddałem się. Sprawnie wyciągnąłem telefon z kieszeni obcisłych, granatowych spodni i nacisnąłem na zieloną słuchawkę. 
-Horan, słucham...Okay, już jadę- powiedziałem nagle ożywiony. Lucy spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Lekko musnąłem jej usta i wybiegłem z sali. Zostawiając blondynkę w niemałym szoku. 
~Harry~
-Przyjeżdżaj, mamy ich- rzuciłem i poczekałem na jego potwierdzenie, kiedy je dostałem natychmiast się rozłączyłem. 
-O co chodzi?- gwałtownie się obróciłem. Jak długo już tu stoi? Nic nie odpowiedziałem. Wyminąłem ją i powędrowałem do kuchni. Nie powinno ją to w ogóle obchodzić. To nie jest jej sprawa. Usłyszałem ciche kroki. W oczach Anali wyraźnie było widać wściekłość i irytacje. Kurwa, dlaczego ona jest taka uparta?!  Obróciłem się o niej tyłem i z całych sił chwyciłem za blat. 
-Co się stało? Do kogo dzwoniłeś?- irytacja opanowała jej głos. Nie miałem ochoty odpowiadać. Niby kim ona dla mnie jest, abym musiał się jej z czegokolwiek tłumaczyć? Co sobie myśli?
-Odpowiadaj kiedy do Ciebie mówię!- wrzasnęła i z całych sił próbowała mnie obrócić w swoją stronę. Ani drgnąłem. Nie chciałem na nią patrzeć. Nie wiadomo co bym mógł jej zrobić. Do jasnej cholery, dlaczego się tym przejmuję? Nagle pojawiła się tuż przede mną. Zacisnąłem szczękę. Złość zaczęła ogarniać moje ciało. A czerń opanowała moje tęczówki. Zauważyłem jak pewność siebie w brązowookiej zmalała, a po plecach przebiegł dreszcz. Bała się mnie. Świetnie! Brawo Styles! 
-Nie ignoruj mnie i z łaski swojej odpowiedz na te przeklęte pytania- mówiła wciąż podniesionym głosem. Spuściłem wzrok w dół i napiąłem mięśnie. Dlaczego musi to wiedzieć?-Harry!-po raz kolejny tego dnia wrzasnęła na mnie, tym samym powodując, iż moja złość wzrosła.
-Nie twoja cholerna sprawa!- wydarłem się i z całych sił popchnąłem ją na ścian-Kim w ogóle jesteś, żebym musiał Ci się tłumaczyć z moich cholernych spraw. Kurwa patrz na mnie kiedy do Ciebie mówię! Ty oczekiwałaś mojej uwagi i ja kurwa oczekuję twojej!- spojrzała na mnie, a z jej oczu wypłynęły łzy. Zostawiając mokre strużki na zaczerwienionych policzkach. Znowu! Kolejny raz ją skrzywdziłem. Ukucnąłem naprzeciwko Anali. Jej brązowe oczy wypełniała słona ciecz, którą zawzięcie próbowała powstrzymać przed wypłynięciem. Delikatnie pocierałem kciukiem, policzek Anali. Ścierając przy tym zaschnięte łzy. Ku mojemu zdziwieniu nie powstrzymała mnie. Powędrowała opuszkami palców do mojej ręki i splątała je razem. Była taka krucha. Nie mogłem pojąć jej zachowania. Dlaczego nie odtrąca mojego dotyku? Dlaczego się nie boi? 
-Dlaczego?- wyjęła mi to z ust. Nie wiedziałem. Nigdy nie potrafiłem zapanować na swoimi emocjami. A teraz pojawiła się ona i przewraca mój świat do góry nogami. Czy to normalne, że jeden najmniejszy gest i szept z jej ust zmienia całkowicie mój nastrój? Wcześniej byłem pewny tego co robię, ale teraz nie wiem. Nie czy powinienem. Na litość boską co ona ze mną robi?! Przez tą dziewczynę staję się inny, ale czy to dobrze? Swoje szmaragdowe tęczówki skierowałem na jej cudowne brązowe. Niesamowitym było ile skrywały dane oczy. Chciałbym móc dowiedzieć się o niej wszystkiego, poczynając od ulubionej piosenki, a kończąc na największym sekrecie. Chciałbym móc budzić się rano u jej boku, wdychając waniliowy zapach jej włosów. Pytać czy ma ochotę na kawę lub herbatę? Wieczorami skradać pocałunki z idealnych ust. Szeptać na ucho słowa przeznaczone tylko dla niej. Mieć pewność, że nigdy mnie nie opuści. Zostanie mimo wielu kłótni prowadzących do łez. Tak bardzo chciałbym ją zatrzymać, lecz dobrze wiem, że nie mogę. 
Wzruszyłem ramionami, dając jej odpowiedź na pytanie.
-Przepraszam- szepnąłem- naprawdę nie chciałem. Przepraszam Anali- przyciągnęła mnie do siebie, a ja wtuliłem się w jej ciało. Delikatnie przeczesywała moje loki swoimi palcami.
-Wiem, że nie chciałeś- jej głos był pewny swoich słów, ale czy ona sama? Czasami wydaje mi się, że naprawdę wie co robi, wie czego chce, ale o chwili jednak dociera do mnie myśl, że nie wie. To tak jakby chodziła po labiryncie. Idzie prosto z nadzieją, iż wyjdzie, lecz po chwili zakręca i trafia na ścianę. Musi zacząć wszystko od początku, wszystko jeszcze raz przemyśleć.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie?- szepnęła niepewnie.
-Dobrze- westchnąłem zrezygnowany. Zastanawiała się przez jakiś czas, ale w końcu zapytała:
-Osobą do której dzwoniłeś był Niall, prawda?- popatrzyłem na nią zdziwiony. Skąd o tym wie?- Rozpoznała jego głos. I tak podsłuchiwałam- zachichotała cicho pod nosem, przez co na moją twarz wpełzał uśmiech- Kiedy powiedziałeś "mamy ich" miałeś na myśli Jerry'ego i kogo jeszcze?- powoli wypuściłem powietrze. No więc nadszedł czas, a krótkie wyjaśnienie. Odsunąłem się od niej i spojrzałem prosto w jej oczy. Widać było, iż niecierpliwie czeka na moje słowa.  Postanowiłem przedstawić to najkrócej jak tylko mogłem.
-Jeden z naszego gangu, mianowicie Tom okazał się być oszustem. Nie spodziewałem się tego, a przynajmniej nie po nim. Pamiętasz kiedy porwał Cię Jerry?- lekko skinęła głową- Widzisz Tom podał mu twój adres. Od niego dowiedział się wszystkiego- dowiedział się jak cholernie mi na Tobie zależy, ale nigdy Ci tego nie powiem, bo jestem dupkiem, który musi zniknąć z twojego życia. Dodałem w myślach.
-Ale skąd on miałby niby wiedzieć gdzie mieszkam? Skąd w ogóle miałby cokolwiek wiedzieć o nas?- słowo "o nas" wyraźnie podkreśliła. Kiedy wypowiedziała te słowa po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz. To tak jakbyśmy ukrywali swoje uczucia przed światem, a przecież między nami nie ma żadnych uczuć. Kurwa, chyba jednak są.
-Pewien raz mówiłem i o Tobie, w trakcie tego wymsknął mi się twój adres oraz kiedy prowadziłem prywatną rozmowę z Niall'em na twój temat, Tom zapewne nas podsłuchiwał. Gdy się dowiedzieliśmy o tym wszystkim, jego już nie było. Wypełnił swoje zadanie i odszedł. Teraz mamy ich dwóch, Niall za chwilę tu będzie tak jak reszta gangu. Odwiozę cię do domu, a my pojedziemy na spotkanie z nimi- kiedy skończyłem mówić, Anali analizowała każdy wyraz, aby po chwili zapytać nieobecna.
-Macie zamiar ich zabić?- wpatrywała się w sufit, tylko po to, żeby nie patrzeć w moje oczy.
-Tak- szepnąłem. Wydawało się, że dobrze znała odpowiedzieć, lecz skrycie marzyła o innej. Mimo, że zawsze jest jakieś wyjście, ja go nie mam. Muszę to załatwić tak jak planowałem od początku. W tej chwili nie jestem pewien czy robię słusznie. Odkąd ona pojawiła się w moim życiu, zacząłem patrzeć na wszystko inaczej. Anali wstała kierując się w stronę sypialni. Nic nie powiedziała, po prostu odeszła. Zostawiając mnie samego ze swoimi myślami. Co ta dziewczyna ze mną robi?! Jestem Harry Styles, człowiek nie znający litości dla nikogo, a jednak ona jest perfekcyjnym wyjątkiem. Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi, sygnalizujący, że zabawę czas zacząć. Cholera, nie cieszę się z tego jak przedtem.
A jednak dla drugiej osoby można stracić cały świat. 
Tyle, że ja go odzyskałem. Dzięki niej odzyskałem siebie. 
Tak, właśnie w tej chwili nazwałem ją,- Anali Roweej dziewczynę, którą planowałem przelecieć od samego początku, a następnie porzucić-moją drugą połówką. 
I pomyśleć jak czas zmienia nasze całe plany. 

--------------------------------------------------------------------------------
 Oh, przepraszam, że rozdział jest dodany tak późno, ale po prostu nie mam czasu. Naprawdę. W tą środę jadę na wycieczkę, wszystko muszę dokładnie zaplanować. Rozdział 18 postaram się dodać przed wyjazdem. ♥ Kocham was z całego serca i dziękuję, że jesteście i nadal czytacie moje ff. ♥ Naprawdę wam dziękuję.
Ps. rozdział nie był sprawdzany ;)

wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 16

Ważne! 
Przepraszam was bardzo! Dobrze wiem, że nie dodawałam długo rozdziału, ale były święta i nie miałam czasu oraz kolejny raz dopadła mnie choroba. Każdej nocy chciałam wymiotować, kręciło mi się w głowię. Po prostu nie dałam rady napisać rozdziału. Przepraszam. Strasznie przepraszam ♥ 
Kiedy będą pojawiać się rozdziały: 
No więc, rozdziały dodawane będą w piątki lub weekendy. Oczywiście może mi się zdarzyć, iż nie dodam danego rozdziału, ale będę się pilnować. Obiecuję!  
W weekend majowy nadrobię zaległości z rozdziałami. ♥
Jestem świadoma, że straciłam czytelników, ale mam nadzieję, że niektórzy zostali. Kocham was z całego serca i dziękuje, że jesteście oraz czytacie moje fanfiction! ♥  
W razie jakichkolwiek pytań zapraszam na mój ask: Autorka ♥ 
Oraz na ask bohaterów : 
A teraz nie przeciągając więcej zapraszam do czytania :) 
------------------------------------------------------------------------------------------------- 
I nagle padł strzał. Ale to nie był mój. 
Kula leciała w moją stronę, a ja nie potrafiłam wykonać najmniejszego ruchu. Stałam jak zaklęta. Patrzyłam się prosto. I wiedziałam, że to mój koniec. Ostatnie słowo będące przeprosinami skierowanymi do Harry'ego, a jednocześnie moją udręką. "Obiecałam". Wyszeptane, ale słyszalne tylko dla niego. Zrozumiałe tylko dla niego. Piekące tylko mnie. Nie pozwalające złapać oddechu tylko mnie. Przynoszące rozpacz jedynie nam. Obietnice, dlatego nigdy im nie ufam. Jeśli jednak, zawsze kończą się tym samym. Mianowicie śmiercią. Miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Wszystkie moje przeczucia do tego prowadziły. Niepierwszy raz się na nich zawiodłam. Już nigdy nie spojrzę w jego szmaragdowe oczy. Dlaczego? Odpowiedź jest banalna: Bo umrę. Ostatnia myśl. "Żegnaj Harry". 
-Anali!- usłyszałam głos jak odbijające się echo. Jego głos. Czy jestem już w niebie? Coś we mnie uderzyło i spowodowało, że poleciałam w bok. Uderzyłam w zimną posadzkę. To nie była kula, to był Harry. Na czole pod lokami, widniały małe kropelki potu. W oczach panował istny chaos, przerażenie. Przybliżył swoje usta do mojego ucha i wyszeptał.
"Zapamiętaj. Jestem tuż za tobą. Zawsze Cię uchronię." 
Ciepły oddech owionął moją twarz. Na znajomą chrypkę w głosie, przeszły mnie dreszcze. Odsunął się o parę milimetrów i spojrzał prosto w moje oczy. W których lśniły iskierki szczęścia. Dobrze znane szmaragdowe źrenice, zapewniły mnie, że nadal żyję. A ich właściciel jest tu dla mnie. Krzyk. To on spowodował powrót do rzeczywistości. Oderwaliśmy od siebie wzrok i skierowaliśmy go na dwie osoby, a raczej na jedną. Lucy. Jej ramie ociekało krwią. Krwawiła. Została postrzelona. Z moich oczu wypłynęły długi powstrzymywane łzy. Płynęły po moich policzkach, a następnie kapały na betonową posadzkę. Harry podniósł się ze mnie i natychmiast skierował pistolet w stronę Paul'a. To wydarzyło się tak szybko. Jeden strzał, wystarczył na zabicie mężczyzny. Jeden strzał spowodował ogromny wylew krwi. Miałam ochotę się odwrócić i wymiotować, ale zamiast tego mojego nogi pokierowały mnie w stronę blondwłosej. Nie zwracałam uwagi na rozkazy Harry'ego, abym została na miejscu. Nic się nie liczyło, poza wyciągnięciem mojej przyjaciółki z tego gówna. Nogi się pode mną uginały, a ciało drżało. Przed oczami widziałam miliard czarnych plamek. Obraz miałam rozmazany. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Marzyłam, aby szok minął. Chciałam dojść do siebie. Klęczałam nad Lucy i zrozumiałam, że nie potrafię jej pomóc. Dotarło do mnie, iż musimy zabrać ją do szpitala. Tak ja i Harry. Niestety, ale prawda jest taka, że nie poradzę sobie bez niego. Opuszkami dotknęłam jej przedramienia. Krew. Był cały we krwi, podobnie jak ona sama. Mimowolnie moje oczy spoczęły na martwym mężczyźnie. Widok był straszny. On cały w czerwonej cieczy. Oczy otwarte. Utkwione w nie wiadomo jakim punkcie na suficie. Wargi rozchylone i sine. Odwróciłam wzrok. Wbiłam go w ziemie i od razu tego pożałowałam, ponieważ w chwili gdy to zrobiłam, zdałam sobie sprawę, że klęczę w kałuży krwi. Nie tylko Lucy, ale i- w większej części- Paul'a. Z moich ust wydobył się udręczony krzyk, a zaraz po nim szloch. Wszystko we mnie było w rozsypce. Powoli umierałam. Umierałam w inny, gorszy sposób. Ze świadomości, iż przeze mnie Lucy może zginąć. Nawet człowiek, który wiódł własne życie- być może nie najnormalniejsze, ale jednak życie- zginął z mojej winy. Mógł mieć rodzinę, żonę, dzieci. Kto wie? A teraz będą go opłakiwać. Nawet nie wiem ile miał lat. Co jeśli był młody? Co jeśli miał przed sobą tak wiele lat istnienia? Co go jeszcze czekało? Nigdy się nie dowiem, tak jak on. Może i chciał mnie zabić, może i stał po stronie Jerry'ego, ale nikt nie jest czarny albo biały. I nikt nie zasługuje na śmierć. Nawet on. Każdy ma prawo żyć, lecz nikt nie ma prawa odbierać temu komuś jego życia. Wszystko przez tą pieprzoną grę! Czy Paul w ogóle spodziewał się, że zginie? Czy Jerry powiedział mu, iż jest taka możliwość? Nie wiem... Rodzice Lucy dostaną kolejną dawkę kłamstw- kto wie może będą w żałobie, podobnie jak moi dziadkowie? Do jasnej cholery, jak potoczy się nasz los? Kolejny raz, masa kłamstw od okrutnej i bezdusznej wnuczki oraz przyjaciółki ich córki. Na litość boską! W dodatku nie potrafię w własnych myślach znaleźć odpowiednich słów, określających taką kreaturę człowieczo podobną, którą- na nieszczęście- jestem. Wszyscy cierpią, mają problemy, są oszukiwani wyłącznie z mojej winy. Świetnie! Jestem żałosna. Postanowione. Zaczynam nowe życie. A raczej stare. Już nie sprawię nikomu przykrości, ani nie ucznie krzywdy. Muszę się wydostać z tego pomieszczenia, w którym utknęłam. Tylko czy w nowym- dawniejszym- życiu jest miejsce dla Harry'ego? Jeśli chcę uciec od teraźniejszych problemów, muszę również uciec od niego. Tylko czy potrafię? Nie jestem pewna. Poprawka ja niczego nie jestem pewna. 
***
Siedziałam w szpitalu na jednym z białych metalowych krzeseł. Tak swoją drogą potwornie niewygodnych. Obok mnie siedział zielonooki. Rękę trzymał na moim udzie. Delikatnie pocierając go kciukiem. Dawał mi tym znać, że wszystko będzie w porządku. To dlaczego ja czułam inaczej? Bałam się. Ten gest w innych okolicznościach byłby kojący, ale nie teraz. Nie w tym momencie. Nie w momencie kiedy próbują utrzymać przy życiu moją przyjaciółkę. Więc dany gest mi nie pomagał. Dla odmiany całe ciało miałam spięte i zamarznięte. Kurtka Harry'ego- którą mnie okrył, gdy kierowaliśmy się w stronę samochodu.- nie dawała ciepła. Jedynie jego ręka mnie ogrzewała. Lecz nie wystarczająco. Pragnęłam się wtulić w ciepłe ciało bruneta. Lecz nie dałam rady. Coś mnie powstrzymywało. Może to, że gdy tylko lekarze i inni, zobaczyli Harry'ego niosącego Lucy na rękach nie zadawali żadnych pytań. Nie pytali jak doszło do postrzelenia. Nie dzwonili na policje, ani do rodziców poszkodowanej. Nawet nie śmieli o nich wspomnieć. Czy to możliwe, że wiedzieli kim jest Harry? Strach w ich oczach był spowodowany jego obecnością? Chciałabym odkryć kim tak naprawdę jest. Wiedzieć wszystko o jego przeszłości. Mieć możliwość dowiedzenia się co inni o nim wiedzą i dlaczego wszyscy się go boją. Lecz czy to w jakimś stopniu jest wykonalne? On jest zamkniętą księgą, która nie otworzy się dla kogoś takiego jak ja. Choć gdyby popatrzeć wstecz, opowiedział mi wiele o swoim życiu, ale to nie było wszystko. On zawsze będzie dla mnie zagadką. Tykanie zegara doprowadzało do szału, również jak panująca cisza. Co ją przerywało? Szeleszczenie butów i szepty wymieniane raz na godzinę. Typowa atmosfera dla szpitala. Moje palce nerwowo uderzały o podłokietnik. Charakterystyczny trzask drzwi, sprawił, że wszystkie spojrzenia padły na nowo przybyłą osobę, a moje palce zatrzymały się w miejscu. Ręką opadła bezdźwięcznie na boczną poręcz krzesła. Twarz nowo przybyłego wyginał grymas złości i niepokoju. Szybkim krokiem zmierzał w naszym kierunku. 
-Styles.- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zazwyczaj beztroską, radosną twarz, ogarnęła wrogość. Niebieskie oczy płonęły żywym ogniem. Nigdy nie widziałam Niall'a w takim stanie. Zapewne gdybym nie poznała Harry'ego do tej chwili nie byłabym świadoma. Kim tak naprawdę jest i co tak naprawdę robi. Niall w gangu? To do niego nie pasuje. Chociaż, gdyby pomyśleć dłużej? Byłby idealny. 
-Uspokój się. Nic z nią nie jest. Wyjdzie z tego.- powiedział, wyraz twarz miał kamienny, ale w głosie jakby usłyszałam powątpiewanie i ból. Dlaczego się martwi? On jej w ogóle nie zna. Czy to możliwe, że Harry Styles jednak posiada uczucia? 
Słowa bruneta, ani trochę nie uspokoiły blondyna. Wręcz przeciwnie wkurzyła go jego obojętność. Chyba nie usłyszał bólu w głosie Harry'ego... To dlaczego ja tak? Czy potrafię go doskonale rozszyfrować? Czy można przez tak krótki czas poznać- lepiej od innych- właśnie tego człowieka? Nie, stop. Anali, ty o nim nic nie wiesz! To tylko złudzenia. 
-Harry ona została postrzelona- jęknął Niall. Głos wypełniał smutek, a twarz rozpacz. Niebieskie oczy były wilgotne, a usta lekko rozchylone. Wyglądał tak bezbronnie. Był cholernie smutny. Ścisnęło mnie serce na widok przyjaciela w takim stanie. Nie myśląc nad tym co robię, po prostu rzuciłam się mu na szyję i dałam upust emocją. Łzy strumieniami leciały z moich oczu i moczyły koszulkę blondynowi. Nie zwracał na to uwagi, podobnie jak ja. Objął mnie mocno i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Twarz ukrył w moich włosach. Zapewne zamknął oczy, robił tak zawsze kiedy próbował się uspokoić/ dojść do siebie. Brakowało mi go. Jego ciepła, troski i obecności. Do moich uszu doszło głośne wypuszczanie powietrza przez zielonookiego. Jest zirytowany, bo przytulam swojego przyjaciela, którego nie widziałam od dawna? On jest zazdrosny? Ani trochę nie mogę zrozumieć tego człowieka. Odchrząknął. Nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Dalej stałam w szczelnym uścisku z Niall'em. Ale niestety nie było nam to dane. Brunet zabrał głos.
-Chodźcie zapytać się kogoś co z nią jest.- nic. Zero emocji. Nagle poczułam dłonie na mojej tali, odciągające mnie od blondyna. Uścisk był mocny, aż za mocny. Czułam jak jego mięśnie się napinają, gdy wyrywam się z jego żelaznego uchwytu i przysuwam się bliżej Niall'a. Zacisnął dłonie w pięści i zamknął oczy. Gdy je otworzył widać było różnice. Znacznie pociemniały. Z całych sił chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Popatrzyłam na niego groźnym spojrzeniem, a on tylko się cwaniacko uśmiechnął i splótł nasze palce. Obrócił się jeszcze i posłał śmiertelne spojrzenie niebieskookiemu. Serio Harry? Serio? Czy ty musisz być taki zazdrosny? Jęczałam sama do siebie. Nie musieliśmy długo szukać lekarza, ponieważ jakby na zawołanie wyszedł z sali, w której obecnie znajdowała się Lucy. W mgnieniu oka, znaleźliśmy się tuż obok niego. 
-Ymm, Czy mógłby Pan nam powiedzieć co z Lucy Howej?- zapytałam nieśmiało. Niestety mam tak od dzieciństwa. Zawsze to ja byłam nieśmiała, w przeciwieństwie do Lucy. Ją wszyscy kochali. Po protu nie dało się jej nie lubić. Uśmiech wystarczył, aby ktokolwiek dowiedział się o jej prawdziwym ja. 
-Ah tak, Lucy z tego wyjdzie.- zaczął rzeczowym tonem. Nie musiał mówić dalej, już wiedziałam wszystko.- Ale- zawsze jest jakieś ale.- musi pozostać w szpitalu, dopóki nie poczuje się lepiej...
-Kiedy będziemy mogli ją odwiedzać?- zapytał już bardziej opanowany Niall.
-Kiedy będziecie mieli na to ochotę. Tylko proszę jej zbytnio nie denerwować oraz nie pozwalajcie jej wstawać z łóżka. Musi leżeć i odpoczywać...- kolejny raz blondyn przerwał mu w połowie zdania.
-Możemy zostać przy niej, aż do samego rana?
-Dobrze możecie. I tak możecie do niej wejść. Tylko jak powiedziałem ma panować spokój. Pacjentka nie może dotykać rany, ani nic z tych rzeczy.- rozmawialiśmy jeszcze tak przez chwile. Później dał mi receptę na maść i leki dla Lucy, gdyby jednak wyszła wcześniej. Lekko uchyliłam drzwi i bezdźwięcznie wsunęłam się do środka. 
-O boże jak się ciesze, że jesteście. Nie wytrzymam w tym łóżku jest takie niewygodne.- jej głos rozbrzmiał na cały pokój. Łzy popłynęły mi z oczu i mimo zakazu rzuciłam się na nią. Przytuliłam ją z całej siły. Odwzajemniła uścisk.Oderwałam się od niej i usiadłam obok na łóżku.
-Tak bardzo się o ciebie martwiłam. Nawet nie wiesz jak bardzo! Przepraszam, tak strasznie cię przepraszam. To wszystko moja wina. To przeze mnie tu jest. Gdyby nie...- nie pozwoliła mi dokończyć. Zakryła mi ręką usta i pokręciła przecząco głową.
-To nie jest twoja wina! Ten idiota, który mnie porwał zrobił mi krzywdę, nie ty. Również jak nie ty mnie postrzeliłaś, tylko ten Pol czy jakoś tak.- wystawiła język próbując sobie przypomnieć jego imię.
-Chodziło ci o Paul'a? - pokiwała twierdząco głową.
-Dobrze wiesz, że nie mam pamięci do imion. Już tym bardziej do takich jak Paul.- zaśmiałyśmy się obie na jej komentarz.
-Tak bardzo mi cię brakowało.- jęknęłam.
-Mi ciebie też.- chwyciła mnie za ręce i popatrzyła prosto w oczy.- A teraz przesłuchanie.- zaćwierkała.- Mówię to do was wszystkich.- Harry popatrzył na nią pytająco- Tak do ciebie też.- mierzyła nas poważnym wzrokiem. Niall tylko się zaśmiał na jej minę i podszedł do niej. Złożył delikatny pocałunek na jej policzku i spojrzał prosto w niebieskoszare źrenice.
-Tęskniłem za tobą- potarł kciukiem zaróżowiony policzek mojej przyjaciółki.
-Czy ja o czymś nie wiem?- znacząco podniosłam brwi do góry. Na co obaj spalili potężnego buraka. Mimowolnie ogromny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Stop! Ja tutaj zadaje pytania!- pisnęła Lucy. Wiedziałam, że coś pomiędzy nimi jest, a teraz mam do tego stuprocentową pewność.- Okay, a teraz powiedzcie mi o wszystkim.- ja i blondyn nic nie powiedzieliśmy to Harry zabrał głos i opowiedział jej tyle ile tylko mógł. Z każdym zdaniem jej źrenice się rozszerzały. Od czasu do czasu dodawała jakiś komentarz lub zadawała pytanie. Zastanawiałam się czy był to dobry pomysł. Nie będzie przez to bardziej zagrożona? Przynajmniej ma Niall'a, który stanie w jej obronie. Po 5 godzinach ja i zielonooki opuściliśmy salę. Natomiast irlandczyk- tak niebieskooki był z Irlandii- został z rozpromienioną i lekko zagubioną przez natłok informacji Lucy.
Kierowaliśmy się w stronę wyjścia. Przez ten cały czas miałam na sobie kurtkę mojego towarzysza, który mocno trzymał mnie za rękę i prowadził w kierunku samochodu. Miałam wyrzuty sumienia, że z nią nie zostałam, ale ktoś musi wcisnąć kolejną dawkę kłamstw rodzinie Lucy i moim dziadkom. Jak zwykle jestem to ja. Wyszliśmy z budynku. Na dworze było już ciemno, a na niebie świeciło miliard gwiazd.
-Piękne co nie?- wymruczał do mojego ucha. Gdy dmuchnął na moją szyję i złożył na niej mokry pocałunek, przeszły mnie dreszcze, a na skórze, pojawiła się gęsia skórka.
-Tak, piękne- zgodziłam się. Obróciłam głowę w jego stronę. Szmaragdowe tęczówki intensywnie wpatrywały się w moje brązowe. Musnął moje zimne od chłodu, który panował na dworze usta, swoimi rozgrzanymi. Czasami się zastanawiam, jak to możliwe, iż jego ciało zawsze jest takie ciepłe.
-Przepraszam, że cię w to wplątałem, ale to jest gra. Gra, której nie rozumiem.- wyszeptał. Chciałam zaprzeczyć, lecz nie dał mi szansy. Wycofał się i zmierzał w stronę samochodu. Dając mi tym samym do zrozumienia, abym poszła za nim. Ale ja stałam i patrzyłam jak jego sylwetka ginie w mroku. Powędrowałam opuszkami palców do medalionu. Medalionu, który otrzymałam od niego.
"Razem polecimy ponad czas"
Teraz już wiem. Jestem jego i zawsze będę. 

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 15

Przepraszam was!
Wiem, że długo nie dodawałam rozdziału. Naprawdę was za to przepraszam. ♥ 

Piątek. Oczekiwany dzień w końcu nadszedł. Chciałabym go przespać, wymazać z pamięci, ale nie mogę. Tu chodzi o Lucy. Żołądek ściska mi strach. Co jeśli mi się nie uda? Co jeśli zabije mnie i ją? Pokręciłam głową, aby odgonić od siebie najczarniejsze scenariusze, które w tej chwili zaprzątały moją głowę. Powoli otwarłam oczy i wstałam, kierując się w stronę łazienki. Muszę oczyścić umysł, a prysznic jest na to najlepszym rozwiązaniem. Zdjęłam z siebie piżamę, tak, że zostałam naga i odkręciłam wodę. Po chwili weszłam pod gorący strumień oczyszczenia. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale prysznic zawsze mi pomagał na zrozumienie oraz przemyślenie różnych spraw. Również był czymś, w rodzaju zmycia z siebie całego wyrządzonego zła, zapomnienia o gnębiących problemach. Gdy wystarczająco przemyślałam wszystkie sprawy, wytarłam się porządnie i szczelnie owinęłam ręcznikiem. Moje bose stopy zostawiały ślady na zaparowanych kafelkach. Powolnym ruchem kierowałam się w stronę szafy, która znajdowała się naprzeciwko mojego łóżka. Otworzyłam jej białe drzwi i wyciągnęłam parę znoszonych jeansów, luźny, czarny podkoszulek oraz czystą bieliznę i skarpetki. W ciągu minuty byłam ubrana. Ciemnym, brązowym włosom pozwoliłam swobodnie opaść na ramiona. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, zawieszonym na drewnianych drzwiach i wyszłam. Mój brzuch domagał się jedzenia, więc zmuszona powędrowałam do kuchni. Już z daleka, można było usłyszeć głośne śmiechy. To byli moi dziadkowie i... jeszcze ktoś. Zaciekawiona, wystawiłam głowę zza ściany, aby móc zobaczyć tajemniczego gościa. No może nie, aż tak tajemniczego. W całym swoim życiu bym nie przypuszczała, ze zastanę tu właśnie Go. Kąciki jego ust powędrowały do góry na mój widok, a oczy rozbłysły.
-Witaj Aniele.- słowa te, wypowiedział w równie pociągający sposób, w jaki jego usta, przy każdej wypowiedzianej literze, układały się w serce. Odepchnął się od blatu i z niewyobrażalną gracją, szedł w moim kierunku. Pewnie chwycił moją rękę i splótł nasze palce.
-To my już pójdziemy, jeżeli państwo niema nic przeciwko temu- przyciągnął mnie bliże siebie. Na jego twarzy widniały cudowne dołeczki. Czemu on musi być taki idealny? Czy ma jakąkolwiek wadę? Coś co nie czyni go takim perfekcyjnym?
-Oczywiście, że nie. Bawcie się dobrze.- z rozmyśleń wyrwał  mnie głos babci. Była taka szczęśliwa, również jak i dziadek. Na ich twarzach widniały ogromne uśmiechy. Biedni, nie mieli nawet pojęcia co się dzisiaj wydarzy. Wyrwałam rękę z uścisku Harry'ego i szybkim ruchem pochwyciłam rogala z czekoladą, który znajdował się na stole. W ułamku sekundy nie było po nim śladu. Następnie ruszyłam w kierunku lodówki, chwyciłam karton mleka i nalałam go trochę do kubka. Wsadziłam go na minutę do mikrofalówki. Gdy usłyszałam charakterystyczne "dzyń",  wyjęłam kubek i również szybko wypiłam jego zawartość. Obróciłam się w stronę Harry'ego.
-Teraz możemy iść.- uśmiechnęłam się i chwyciłam jego dłoń. On tylko w rozbawieniu potrząsnął głową. Na dworze nie było najcieplej, więc zarzuciłam na siebie jasną, jeansową kurtkę. Pożegnaliśmy się z dziadkami i wyszliśmy z domu. Jak zwykle brunet otworzył mi drzwi od swojego auta. Niezgrabnie weszłam do środka. Tym razem zapinając pasy. Chłopak po chwili siedział obok mnie na miejscu kierowcy. Odpalił silnik i pojechaliśmy.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam ze słyszalną ciekawością w głosie.
-Niespodzianka.- rzucił mi krótkie spojrzenie i z powrotem skupił się na drodze. Szczerze, nie byłam zbytnio przekonana czy ta niespodzianka będzie przyjemna. Miałam złe przeczucia. Z westchnieniem obróciłam głowę w stronę szyby i oddałam się zajęciu, liczenia pojedynczych kropel deszczu. Jak na razie tylko kropi, ale coś czuje, że będzie potworna ulewa. "Idealny dzień na idealne spotkanie". Gdyby to jeszcze było spotkanie, to bym to być może przeżyła. Po pewnej chwili byliśmy na miejscu. Harry pomógł mi wysiąść. Staliśmy przed... kościołem? O co chodzi? Ma ochotę iść do spowiedzi? Kompletnie go nie rozumiem. Z pięknego kościoła skierowałam pytający, wzrok na Harry'ego.
-Po co tu przyjechaliśmy?- podniosłam brwi do góry w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
-Idziemy się spotkać z księdzem.- jego głos był napięty, jakby czymś się stresował. Nie chodziło tutaj tylko o Jerry'ego. Był spięty czymś jeszcze. Postanowiłam nie zadawać więcej pytań, ani nie wnikać głębiej. Harry popchnął duże metalowe drzwi i pociągnął mnie do środka. Szliśmy po szerokich schodach kierując się w stronę starych, drewnianych drzwi. Brunet zapukał w nie dwa razy, po czym pociągnął za klamkę i wszedł do środka. Niepewnie ruszyłam w jego stronę. Harry przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie. To co zobaczyłam nie powiem, wywołało u mnie niemały szok. Za biurkiem siedział wysoki mężczyzna. Włosy miał czarne, zaczesane do tyłu. Nogi umieszczone na rozsypanych papierach, które zaśmiecały mebel. W jednej ręce trzymał papierosa, zaś drugą coś zapisywał. Na ziemi stała szklana butelka, wypełniona alkoholem. Jego koloratka była rozpięta. To jest ten ksiądz? Przepraszam, ale nie wydaje mi się, żeby tego typu zachowanie było godne osoby duchownej. Chłopak stojący obok mnie odchrząknął, tym samym zwracając uwagę księdza.
-Styles.- kąciki jego ust podniosły się do góry. Uśmiech, który w tej chwili widniał na jego twarzy, przyprawiał mnie o gęsią skórkę.- Dawno się nie widzieliśmy. Nieprawdaż?- zaciągnął się dymem papierosowym i powoli wypuścił go z ust.- Co robiłeś przez ten czas? Kolejne morderstwa? Ciekawe jak spędzałeś te wszystkie noce? Chyba się domyślam, co przez nie robiłeś.- mężczyzna mówił z słyszalną wyższością w głosie. Harry mocniej przycisnął mnie do swojego torsu. Jego mięśnie były napięte. Był zdenerwowany. Podniosłam wzrok do góry, aby spojrzeć w jego oczy. Kolejny raz cudowny szmaragd, opuścił jego źrenice. Opuszkami palców przejechałam po ręce Harry'ego i splotłam nasze palce. Brunet znacznie się rozluźnił, pod moim dotykiem. Mężczyzna swoje spojrzenie tym razem, skierował na mnie.
-Jak masz na imię skarbie?- na jego twarzy, cały czas widniał lodowaty uśmiech.
-Ymm, Anali- po dłuższym namyśle dodałam.- Anali Roweej.
-Jakie piękne imię. Nie wyglądasz mi na jedną z tych dziewczyn Harry'ego, na jedną noc, więc powiedz mi co tutaj z nim robisz?- błądził oczami po mojej twarzy, jakby szukając w niej odpowiedzi. Tyle tylko, że ja sama jej nie znałam. Nie wiedziałam co jest pomiędzy mną, a Harry'm. Nie miałam bladego pojęcia, dlaczego nadal z nim jestem. Chyba po prostu nie potrafię od niego odejść. Być może nie chcę, żeby zniknął z mojego życia.
- David posłuchaj, przyszliśmy tutaj, w konkretnej sprawie. Więc daj sobie spokój i nie wnikaj w moje, ani jej życie prywatne. Rozumiesz?- w duchu dziękowałam mu za wybawienie, od odpowiedzi na to pytanie, ale miałam również świadomość, że Harry jest na skraju wytrzymałości. W każdej chwili może wybuchnąć.
-Oczywiście- zaciągnął się ostatni raz dymem i zgniótł papierosa butem.- no więc powiedzcie mi, czego ode mnie oczekujecie?- David skrzyżował ręce na piersi i skierował swój wzrok na Harry'ego.
-Jest nam potrzebna broń.
-Domyślam się Styles, iż ową broń posiadasz.- nie mylił się, zielonooki miał jej dość sporo. Więc dlaczego potrzeba mu więcej?
-Posiadam, ale chodzi mi o pistolet dla niej.- pokazał bokiem głowy na mnie.
-No i wszystko jasne.- przeczesał ręką włosy.- chodźcie za mną.- odsunął się od biurka i wstał, kierując się w stronę kolejnych drzwi. Nie pewnie popatrzyłam na Harry'ego, on również patrzył się prosto w moje oczy. Nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
*** 
Popatrzyłam się na zegarek. Równa 17, za pół godziny spotkam się twarzą w twarz z Jerry'm. Na samą myśl, co takiego może się wydarzyć, przeszły mnie ciarki. Siedziałam na kanapie w salonie u Harry'ego, popijając gorącą herbatę. Brunet umiejscowiony był obok mnie z ręką owiniętą, wokół mojej talii. Nie mogłam pozbyć się gnębiących mnie myśli oraz pytań. Jedynym wyjściem było po prostu go zapytać. I tak też zrobię. Odstawiłam kubek na stolik i odwróciłam głowę w stronę Harry'ego. Kolejny raz spotkałam się z spojrzeniem, pełnym troski, zmartwienia, niepokoju oraz bólu. Nadal się z tym nie pogodził. Nie potrafi dopuścić do siebie faktu, iż za pół godziny idę na istną śmierć. Złożyłam delikatny pocałunek na jego pełnych wargach. Walczyłam z pokusą pogłębienia go. Nie mogłam, nie tym razem. Tym razem, musiałam znać odpowiedź, chociaż na te kilka pytań.
-Harry, mam pytanie, a nawet kilka.- dotknął lekko mojej ręki, dając mi tym samym znak, żebym kontynuowała.- Czy ten David, on był księdzem, ale takim prawdziwym? 
-Nie, nie był. On tylko został nim dlatego, aby się ukrywać. Ukryć przestępstwa, morderstwa, które uczynił. Chciał dalej być tym kim jest. Mianowicie zabójcą, facetem z inną dziewczyną każdej nocy, nawet sprzedawcą narkotyków. Zapewne zastanawiasz się czemu ksiądz, a nie kto inny? Odpowiedź jest prosta, kto by podejrzewał o to księdza. Raczej nikt.- przeczesał palcami gęste loki. 
-Ukrywanie broni w kościele, to ogromne ryzyko.- mój głos był cichy, lecz w pewnym stopniu stanowczy. 
-Być może tak. Ale to już jego sprawa.- z westchnieniem obrócił głowę w stronę telewizora. 
-Kim on dla ciebie był?- zapytałam niepewnie. 
-Dlaczego zakładasz, że w ogóle kimś dla mnie był?
-Nie wiem, po prostu to widzę. Odpowiesz mi?- chwyciłam za jego podbródek i przekręciłam twarz tak, że kolejny raz patrzył mi prosto w oczy.
-Okay- westchnął- To on mi pomógł, kiedy nie miałem już nikogo. Nauczył mnie strzelać z pistoletu, zabijania itp. Można by powiedzieć, że przez David'a jestem tym, kim jestem.- ostatnie słowa wyszeptał. Niby kilka zdań, a otworzyły mi szerzej oczy na przeszłość Harry'ego. Widać było, że nie jest zadowolony z tego jaki był. 
-Nie jesteś taki jak przedtem. Dla mnie nie.- chwycił moją twarz w swoje ręce. 
-Dla ciebie staram się być inny. Próbuje, ale nie zawsze mi to wychodzi. Sama widzisz w co cię wpakowałem. Nie chcę cię stracić. Tak, cholernie chcę, żebyś przy mnie została.- w jego oczach migotały łzy. 
-I nie stracisz. Zostanę przy tobie. Nie martw się wrócę do ciebie. Obiecuję.- pierwszy raz od śmierci moich rodziców, coś obiecałam. I wiedziałam ile te słowa dla niego znaczą. Obiecałam mu więc muszę wrócić.
-Anali, musimy już jechać, ale przed tym chcę ci coś dać. Zamknij oczy.- zaśmiałam się cicho, ale wykonałam jego prośbę. Poczułam na szyi, coś zimnego i metalowego.- Możesz już otworzyć.- jak powiedział, tak zrobiłam. Moje palce od razu powędrowały do szyi. Chwyciłam za metalowy wisiorek i podniosłam go tak, żebym dała radę mu się przyjrzeć. Był to srebrny samolocik. Ten, który Harry zawsze nosił i nigdy nie zdejmował. A teraz podarował go mi.
-Chcę żebyś go nosiła.- w moich oczach zbierały się łzy. Łzy szczęścia. Wplotłam palce w jego loki i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Kiedy się od siebie oderwaliśmy powiedziałam tylko.
-Dziękuje za wszystko. 
***
Stałam w starym, brudnym budynku, trzymając pistolet w ręce. Z smutkiem i tęsknotą patrzyłam się na moją przyjaciółkę. Na rękach miała wiele ran. Wiedziałam co jej zrobił. Nienawidziłam za to siebie jak i jego. Siebie za to, że na to pozwoliłam, a jego, że jej to zrobił. Nie znoszę go również za to, co zrobił Harry'emu. Kiedy tak stałam z wymierzonym pistoletem prosto w jego wspólnika, zastanawiałam się czy jestem w stanie to zrobić. Zabić człowieka? Podobno ten moment miał nigdy nie nadejść, a teraz? Teraz boję się, że okażę się za słaba, by pociągnąć za spust. Paul, bo właśnie tak miał na imię jego wysłannik, jedną broń skierowaną miał w moją stronę, zaś drugą przyciśniętą do ramienia Lucy. Klatka piersiowa blondynki unosiła się szybko, jak i również opadała w przyspieszonym tempie.
-Nie rozumiem po co wam ona jest? Nie łatwiej było mnie po prostu porwać?- zapytałam, żeby tylko zyskać na czasie. On natomiast zaśmiał się gorzko.
-Ona jest jednym z wielu pionków tej gry. Jeśli zabijemy ją, zrujnujemy tobie życie, jak i Niall'owi. Czyż nie lepiej zniszczyć więcej osób? A kiedy porwiemy ciebie, Harry będzie załamany. W końcu straci najważniejszą osobę w swoim życiu...
-Skąd wiesz, że jestem dla niego ważna?- przerwałam mu. 
-Dał ci naszyjnik. To już wiele oznacza. Myślisz, że dałby go byle komu? Oczywiście, że nie. Sama widzisz. Załamany Niall, zrujnowany Harry oraz zrozpaczona ty.- usta wykrzywił w obrzydliwym uśmiechu. 
-Harry poradziłby sobie z moją stratą. Przeżyłby to.- starałam się, aby mój głos wydawał się stanowczy i chyba mi się to udawało. 
-Nie udawaj głupiej. Nie przeżyłby tego. Nie potrafiłby normalnie funkcjonować. Nie byłoby śladu po dawanym Stylsie. Wierz mi albo nie, ale twój Harry czuje coś do ciebie. A już nie długo to uczucie zostanie rozbite na milion kawałków, ponieważ albo będziesz martwa, albo porwana i torturowana.- kolejny raz ten, okropny uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę i skierowałam swój wzrok na spanikowaną Lucy. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Z jej oczu lał się potok łez. Była cała czerwona oraz opuchnięta. Usta miała zatkane chustą. Włosy kleiły się od krwi. Wyszeptałam ciche: "Przepraszam, za chwilę wszystko będzie dobrze" i z powrotem wbiłam wzrok w Paul'a. Nie wiedziałam co robić. Strzelić czy nie? A jeśli on będzie pierwszy i zabije mnie oraz Lucy? Może lepiej nie ryzykować? Nie, przecież muszę coś zrobić, a jedynym wyjściem jest pociągnięcie za spust, tego cholernego pistoletu. Czemu musiałam ją w to wszystko wpakować! To moja cholerna wina! To przeze mnie może teraz zginąć. Gdybym nie pojawiła się w życiu Harry'ego, zapewne wszystko byłoby dobrze. Być może zabiłby Jerry'ego. Miałby spokój. Kolejny raz wszystko spieprzyłam. Najgorsze było to, że zaczynałam odczuwać do Harry'ego jakieś uczucie. Kiedy mnie dotykał, w środku rozpalał się ogień. Czułam do niego przyciąganie. Coś czego nie potrafiłam zatrzymać. Rozpływałam się w jego ramionach. A z każdym pocałunkiem, chciałam więcej. Chciałam więcej Harry'ego. Czy to może być miłość? Obiecałam mu, że wrócę, będę oraz, że go nie zostawię i dotrzymam obietnicy. Muszę  przeżyć oraz uratować Lucy, dla niego. 
Staliśmy celując w siebie. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. I nagle padł strzał. Ale to nie był mój. 


------------------------------------------------
Na samym początku chciałam was z całego serca przeprosić. Wiem, że długo zwlekałam z tym rozdziałem, ale w końcu go napisałam. Nie miałam czasu, aby go napisać. A kiedy zabrałam się zapisanie i miałam większą część rozdziału, okazało się, że nie zapisałam i wszystko przepadło. Jeszcze raz przepraszam. Postaram się nadrobić zaległe rozdziały i mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Nie został on sprawdzony, ponieważ postanowiłam, że już go dodam. Sprawdzę go na następny dzień. Jeszcze raz przepraszam. I mam nadzieję, że nie przestaliście czytać mojego ff. Kocham was! ♥

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 14

Z trudem podniosłam powieki. Zamrugałam kilka razy, żeby dostosować ostrość. Powoli mgła opuszczała moje oczy, a na jej miejscu pojawiały się wyraźne obrazy. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu lokowatej czupryny. Nigdzie jej nie było. Przekręciłam się na bok i zeszłam z łóżka. Kiedy moje bose stopy dotknęły zimnej podłogi, zadrżałam. Pociągnęłam białą bluzkę Harry'ego w dół. Plusem był fakt, że dosięgała mi do połowy ud. Nagle usłyszałam huk. Zeszłam na dół, kierując się za hałasem. Doprowadził mnie do kuchni. Na ścianie była mokra plama, po wodzie, a na ziemie leżała rozbita szklanka. Brunet stał do mnie tyłem. Opierał się o blat. Mięśnie na jego plecach, były wyraźnie napięte. Prawie w ogóle nie było na nich czarnego tuszu. Niepewnie do niego podeszłam. Lekko położyłam rękę na jego ramieniu. Gwałtownie się obrócił. Pierwszy raz zwróciłam uwagę na jego liczne tatuaże. Na jego torsie znajdował się motyl. Delikatnie opuszkami palców przejechałam po czarnym tuszu. Brutalnie odrzucił moją rękę. Zęby miał wyraźnie zaciśnięte. Popatrzyłam na niego z wymalowanym niezrozumieniem na twarzy. W jego oczach panował mrok. Nie musiałam długo czekać na wyjaśnienie, po chwili wszystko było jasne.
-Miałaś zamiar mi o tym powiedzieć?- mówił przez zaciśnięte zęby.- Podobno mieliśmy być szczerzy wobec siebie. A ty do cholery ukrywasz to przede mną. Myślałaś, że się nie domyślę?- jego oczy stawały się coraz bardziej czarne.- Chciałaś się z nim sama spotkać?!- podkreślił słowo sama.- Odpowiedz mi do jasnej cholery!- wykrzyczał mi prosto w twarz. Nic nie mówiłam. Ani jedno słowo nie chciało wydostać się z moich ust. Stałam i patrzyłam się w jego czarne oczy, tak bardzo pragnę, aby powrócił szmaragd. Kiedy chciałam się wycofać do tyłu, Harry chwycił moje nadgarstki i obrócił tak, że teraz byłam przyciśnięta do blatu.
-Odpowiesz mi?- jego głos był dziwnie spokojny, lecz uścisk stał się mocniejszy. Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Ból przeszywał całe moje ciało.
-Sprawiasz mi ból.- wyszeptałam. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Po chwili zapanował mrok.
*** 
Do moich uszu doszły ciche słowa Harry'ego: 
"Anali obudź się. Proszę."
Powoli odzyskiwałam przytomność oraz świadomość tego, co się wydarzyło dzisiaj rano. Kiedy podniosłam powieki do góry, moim oczom ukazała się smutna twarz bruneta. Gdy zauważył, że się obudziłam niemal mogłam dostrzec ulgę na jego twarzy. Harry pochylił się nade mną, po to aby złożyć pocałunek na moich ustach. Odepchnęłam go od siebie. Zaskoczony moją reakcją upadł na łóżko. Wyglądał na niezadowolonego. A co on sobie w ogóle myślał, że po tym wszystkim padnę mu w ramiona? Przykro mi, ale niestety byłeś w błędzie. Podniósł się i usiadł naprzeciwko mnie. Nagle poczułam jak moje nadgarstki zaczynają pulsować z bólu. Wyciągnęłam je spod kołdry. Były całe sine. Harry widząc jak wyglądają, pociągnął za nie i zaczął składać na nich delikatne pocałunki. Natychmiast je od niego zabrałam. Przy czym  popełniając błąd. Jego źrenice znacznie pociemniały, a mięśnie się napięły. Widocznie nie był zadowolony moim zachowaniem. 
-Przepraszam. Byłem poza kontrolą- powiedział ze spuszczoną głową w dół.
-Zauważyłam.- mruknęłam pod nosem. 
-Po prostu chcę, żebyś była bezpieczna, a jeśli pójdziesz tam sama...- nie pozwoliłam mu dokończyć. 
-Harry zrozum jeśli nie pójdę tam sama to on zabije Lucy.- ostatnie słowa powiedziałam szeptem. Harry gwałtownie wstał z łóżka.
-Nie pozwolę ci się z nim spotkać!- krzyknął  i uderzył pięścią w ścianę. 
-Nie masz tu nic do powiedzenia, to jest moja decyzja. Zobaczę się z nim. Muszę.- obrócił się w moją stronę. 
-Może i się z nim zobaczysz, ale nie sama.- był coraz bliżej mnie.- Nie zostawię cię. Nie spuszczę cię z oczu. On nie zrobi ci krzywdy, tak jak wcześniej.- patrzył się prosto w moje oczy. Teraz i ja postanowiłam wstać. 
-Harry, proszę. J-ja muszę jej pomóc.- z moich oczu zaczęły wypływać łzy. 
-Nie odpuścisz prawda?- mówiąc to wycierał pojedyncze łzy z moich policzków. Potrząsnęłam przecząco głową- W takim razie nie mam innego wyjścia. Nauczę cię się bronić. Tylko pamiętaj będę na ciebie czekał za rogiem, jeśli nie wrócisz do 30 minut, pobiegnę tam.- po tych słowach przyciągnął mnie do siebie i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Gdy się do siebie oderwaliśmy, natychmiast się go zapytałam.
-Kiedy masz zamiar zacząć trening?- jego źrenice znów miały piękny odcień szmaragdu.
-Najlepiej od zaraz. Tylko jeszcze przed tym wstąpimy do ciebie po jakieś wygodne ciuchy. Bo jak zgaduje zapewne tu żadnych nie masz.-pokiwałam potwierdzająco głową i ruszyłam w stronę łazienki, po już na szczęście suche ubrania. Po pewnej chwili byłam już gotowa.
Droga do mojego domu minęła w ciszy. Kiedy byliśmy już na miejscu, Harry otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. 
-Um, ty też idziesz?- zapytałam, nerwowo bawiąc się palcami.
-Tak.- powiedział obojętnym głosem. Splątał nasze palce i ruszyliśmy w stronę drzwi. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, od razu z środka dobiegł nas głos mojej kochanej babci. Na widok bruneta obok mnie, mimowolnie uśmiech na jej pomarszczonej twarzy się powiększył.
-Anali, kim jest uroczy młodzieniec?- wzrok babuni skupiony był całkowicie na chłopaku. 
-Jestem Harry Styles.- lokowaty zachował się jak gentlemen i ucałował dłoń mojej opiekunki. Z wrażenie wytrzeszczyłam oczy, nigdy bym nie pomyślała, że Harry Styles człowiek, który zabija ludzi potrafi się tak zachować.
-Jakie piękne imię.- brunet uśmiechnął się i objął mnie w talii.-A powiedzcie mi, czy wy jesteście razem?- zaniemówiłam na pytanie mojej babci. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zaprzeczyć czy nie? Na szczęście z opresji uratował mnie chłopak stojący tuż obok mnie. 
-Oh, tak jesteśmy.- popatrzyłam się na niego z morderczym wyrazem twarzy i aby uniknąć kolejnych pytań ze strony babci powiedziałam, że się nam śpieszy i pociągnęłam Harry'ego na górę do mojego pokoju. Chłopak umiejscowił się na łóżku. Zamknęłam drzwi i stanęłam naprzeciwko niego. Zapewne gdybym potrafiła zabijać wzrokiem, lokowaty dawno by już nie żył. Podniósł pytająco brwi do góry.
-Czemu powiedziałeś, że ze sobą jesteśmy?- skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej.
-A nie jesteśmy?- jego usta uformowały się w ten irytujący uśmieszek. 
-Nie jesteśmy.- powiedziałam nieco się wahając. 
-Czyżby?- pociągnął mnie w dół, tak, że wylądowałam na jego torsie.- Czyli nic do mnie nie czujesz? Nie podoba ci się sposób w jaki cię całuje, dotykam?- Jego usta wpiły się w moje. Swoje ręce umieścił nad moją pupą, zaś moje powędrowały w jego loki. Nasze języki walczyły o dominację. Owinęłam nogi wokół jego pasa. Harry błądził po moim ciele. Swoje usta przeniósł na moją szyję. Z moich ust wydobył się jęk rozkoszy kiedy lekko ścisnął moje pośladki. 
-Harry.- nie dał mi dojść do słowa, ponieważ kolejny raz złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Lekko go od siebie odepchnęłam.- Harry muszę iść się ubrać. Mamy tylko dwa dni, abyś mnie czegoś nauczył.- po tych słowach zeszłam z niego i powędrowałam w kierunku szafy. Pięć minut zajęło mi wybranie, jakiś wygodnych ubrań. Ostatecznie zdecydowałam się na czarne getry i tą samą bluzę w, której pierwszy raz spotkałam Harry'ego. W mojej głowie ukazały się obrazy z tamtego dnia. Wszystko po kolei. Do tej pory nie mogę wymazać z pamięci śmierci tego człowieka. Potrząsnęłam głową, odrzucając od siebie jakie kol wiek myśli na temat tamtego dnia. Przed zamknięciem drzwi od łazienki powstrzymał mnie głos Harry'ego. 
-Następnym razem dokończymy to co zaczęliśmy.- zignorowałam jego słowa i zamknęłam drzwi. Szybko włożyłam na siebie ubrania i związałam włosy w wysokiego kucyka. 
*** 
-To tutaj.- powiedział kiedy weszliśmy do ogromnej sali treningowej. Na samym środku znajdowało się podwyższenie, obłożone matami. Po lewej stronie przy oknach ring do walk bokserskich. Ciekawe po co jest im potrzebny? Następnie po prawej stronie był sprzęt do ćwiczeń oraz lustra ciągnące się od podłogi do sufitu. Oprócz tego, w sali znajdował się zbiornik z wodą oraz plastikowe kubki. Lecz moja uwaga była skupiona na pewnym stole z rozłożoną bronią. Naprzeciwko niego znajdowały się metalowe tarcze, które zapewne służyły jako cel. Czy on mnie będzie uczył jak strzelać z broni? Mam nadzieję, że nie.
-Chodź na maty, na samym początku nauczę cię podstawowych ruchów obronnych. Ponieważ mamy mało czasu- znów ten cholerny czas, gdyby tylko mógł stanąć w miejscu- pokaże ci te ruchy i gdy je opanujesz przejdziemy do strzelania z pistoletu.- gdy usłyszałam ostatnie słowa, oczy rozszerzyły mi się do niemożliwych wymiarów.
-A to strzelanie jest konieczne?- zapytałam, chociaż dobrze znałam odpowiedź. 
-Tak i to bardzo.- właśnie tego nie chciałam usłyszeć- Anali nie martw się. To tylko dla twojego bezpieczeństwa, nigdy nie będziesz musiała jej używać.- pokiwałam głową i ruszyłam razem z nim na maty. Harry stanął za mną i odpowiednio ustawiał części mojego ciała oraz pokazywał jak wykonywać dany ruch. Na samym początku uczył mnie jak uniknąć i obronić się przed ciosem np. skrętów oraz odpowiedniego ułożenia rąk. 
-Zapamiętaj, że Jerry najczęściej uderza prosto w twarz, więc najlepiej jakbyś ręce miała na wysokości swojej twarzy. Również gdyby cios był z zaskoczenia, ręce automatycznie pójdą do przodu a ciało będzie odchylone do tyłu.- tłumaczył i pokazywał mi masę ruchów. Kiedy je opanowałam przeszliśmy dalej. Następne były kopniaki. Później jak uwolnić nadgarstki, kiedy są przymocowane do ziemi. Harry siedział na mnie okrakiem, a moje ręce trzymał po obu stronach mojej głowy. 
-Gdybyś znalazła się w takiej sytuacji, to musisz zacząć unosić biodra do góry. Spróbuj.- kiedy zrobiłam to dwa razy z jego ust wydobył się jęk rozkoszy.- Masz go z siebie zrzucić, a nie sprawiać mu przyjemność. Biodra masz wypchnąć do góry, nie do przodu. Chociaż mi się bardziej podoba ten sposób.- wymruczał mi do ucha. Czułam jak na moje policzki wlewa się czerwień.- Spróbuj jeszcze raz.- za drugim razem popełniłam ten sam błąd.- Jeśli tym razem zrobisz to samo, to idziemy do łóżka.- jego szmaragdowe oczy błyszczały. Tym razem zrobiłam to poprawnie, lokowaty pokazał mi dalsze etapy. 
Następnego dnia nadeszła nauka strzelania z broni. Nie byłam z niej zadowolona. Nie wiadomo z jakich przyczyn, ale nie chciałam trzymać pistoletu w rękach. 
-Anali, to dla twojego bezpieczeństwa. Musisz nauczyć się nią posługiwać.- jego głos był niemal, że błagalny. 
-Dobrze, zaczynajmy.- w moim głosie można było usłyszeć małe wahanie. Harry wziął broń do ręki. Nie mogłam uwierzyć w to, ile osób zostało zabitych przez niego i właśnie tą bronią. To wydawało się takie nierealne. Kiedy się nią posługiwał, wyglądał jakby był do tego stworzony. Gdybym go zobaczyła na ulicy uznałabym, że jest normalnym chłopakiem, lecz kiedy trzyma broń wszystko jakby jest w nim inne. Liczne tatuaże oraz pistolet idealnie do siebie pasują. Tak jak i do niego. Zapewne wszyscy ludzie co mieli z nim do czynienia, co go znają lub o nim słyszeli widzą w nim tylko maszynę do zabijania. Człowieka bez uczuć. Kogoś kogo trzeba unikać. Ludzie się go boją. Ale ja widzę w nim zupełnie co innego. Wiem co przeszedł, jak trudną miał przeszłość, że to co było dla niego wszystkim, zostało mu odebrane. Teraz próbuje mnie ochronić przed tym całym złem. Nie chcę mnie stracić. Czy to możliwe, że ja jestem dla niego wszystkim? Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos osoby, którą od miesiąca i tygodni przepełniona jest moja głowa.
-Strzelaj.- wykonałam jego polecenie, oczywiście z jego niezbędną pomocą. Dopiero za 8 razem strzeliłam sama i ku mojemu zdziwieniu udało mi się. 
-Widziałeś?- powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Zaraz, zaraz. Czy ja się cieszę, że udało mi się strzelić z pistoletu?
-A nie mówiłem, że ci się uda.- po tych słowach wziął mnie na ręce i zaniósł na ring. Tam wzięliśmy się za jedzenie, które przyrządził Harry. Kiedy lokowaty nachylił się nade mną, aby złożyć pocałunek na moich ustach, kolejny raz zauważyłam jego naszyjnik. Był to mały srebrny samolocik. Zastanawiało mnie czemu go zawsze nosi? Ani razu go jeszcze nie zdjął.
-Um, Harry?- jego zielone tęczówki popatrzyły prosto w moje, tym samym dając mi znak, abym kontynuowała.- Dlaczego ciągle nosisz ten wisiorek?- pokazałam na niego palcem. 
-Dostałem go od rodziców na 10 urodziny, od tamtego momentu go nie ściągam. Jest to jedyna pamiątka, która mi po nich została. Oczywiście nie licząc wspólnych zdjęć. Moja mama mi kiedyś powiedziała, że jeśli kiedyś odejdą z tego świata to i tak zawsze będą ze mną. Pokazała w tedy palcem na właśnie ten wisiorek. Jest on u nas od pokoleń, moja mama dostała go od taty. Miał on oznaczać, że na zawsze będzie tylko jego oraz, że nigdy jej nie opuści.- w moich oczach zbierała się słona ciecz. Podeszłam do niego i zatopiłam się w jego ramionach. Najwyraźniej taki gest mu wystarczył. Po chwili zadałam jeszcze jedno pytanie. 
-A co oznacza ten samolocik?- odsunęłam się trochę, aby móc spojrzeć w jego oczy. 
-Razem polecimy ponad czas.- nic więcej nie powiedziałam. Złączyłam tylko nasze usta w delikatnym pocałunku.  



---------------------------------------------
Przepraszam was ♥ 
Dobrze wiem, że rozdział miał pojawić się koło środy, a jest sobota. No więc miałam już napisaną większą część, ale niestety zgubiłam z nim kartkę. No i wyszło tak, że musiałam napisać wszystko od początku. Sami widzicie jaki wyszedł. Bardzo was za to przepraszam i wiem, że rozdział nie wyszedł najlepiej. ;c 
Kocham was i bardzo proszę o zostawienie komentarza. Wystarczy tylko jedno słowo. Chciałabym wiedzieć ile osób czyta to ff. Z góry wam dziękuje. ♥

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 13

Siedziałam oparta o framugę drzwi. Z moich oczu wymknął się potok łez. Z ust wydobywały się ciche wrzaski. W duchu dziękowałam, że rodziców Lucy niema w domu. Jak im wytłumaczę brak córki? Znowu kolejne kłamstwa. A co powiem Harry'emu? Zadzwonić do niego? Nie, nie mogę. Jeśli mu powiem co się stało, nie puści mnie samej. Nie pozwoli mi tam iść. Zabroni. Nawet jakbym zaprzeczyła to i tak nie odstępowałby mnie na krok. Co ja mam zrobić? W głowie rozważyłam wszystkie za i przeciw. Ostatecznie wygrało przeciw. Nie powiem mu. Ugh, kolejne kłamstwo. Teraz trzeba wymyślić plan. Skoro Jerry ma własny to i ja będę taki posiadać. Wzięłam telefon do ręki i wykręciłam numer do Harry'ego. Nie kazał mi długo czekać, odebrał po pierwszym sygnale. Rozmowa była krótka, zapytałam się go czy może po mnie przyjechać, oczywiście się zgodził. Podałam odpowiedni adres i zakończyłam połączenie. Wytarłam wierzchem dłoni łzy. Nie mógł wiedzieć, że płakałam. Wysłałam krótkiego sms'a do dziadków, że wrócę później do domu, albo zostanę na noc u Lucy. Na samo wspomnienie o niej ukuło mnie w serce. Biedna, na pewno umiera ze strachu. W końcu nie wie o co chodzi i  gdzie się znajduje. Nadal nie mogę zrozumieć poco mu ona? Czy nie łatwiej było mnie od razu złapać? A może chodzi o coś więcej? Potrząsnęłam głową, odrzucając od siebie te wszystkie myśli. Schowałam karteczkę do tylnej kieszeni spodni. Była bardzo pomięta, ponieważ z całych sił ściskałam ją w rękach. Szybko zleciałam na dół i wyszłam z domu mojej przyjaciółki. Stałam na krawężniku, nadal rozmyślając nad tym czy dobrze robię? Na pewno mam go okłamać? Nie jestem w 100% pewna czy robię dobrze, ale niestety nie mam innego wyjścia. Prawda? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk pojazdu, zatrzymującego się tuż koło mnie. Harry otworzył mi drzwi.
-Wsiadasz?- zapytał. Jego wzrok był utkwiony w moich brązowych tęczówkach. Przytaknęłam lekko głową i wsiadłam. Nie jechał, stał w miejscu. O co mu chodzi? Podniosłam pytająco brwi.
-Nie masz zamiaru zapiąć pasów?- prychnęłam na jego pytanie i odwróciłam głowę w stronę okna. Podirytowany sięgnął swoją ręką do pasów i mnie zapiął. Jakbym była jakimś małym dzieckiem. Przewróciłam oczami.
-Harry, to ciągłe niańczenie zaczyna mnie irytować. Wiesz, że tego nie potrzebuje.- ostatnie zdanie wypowiedziałam cicho. Jego zielone oczy wpatrzone były w moje. Zauważyłam w nich małą iskierkę, która po chwili wygasła.
-Próbuje cię ochronić.-zapadła 30 sekundowa cisza, po chwili kontynuował- Nie chcę, żeby coś ci się stało. - ton głosu miał poważny. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Spuściłam głowę w dół i w zakłopotaniu przygryzłam dolną wargę. Po minucie odpalił silnik. Wzrok utkwiony miałam w palcach, którymi w zdenerwowaniu się bawiłam. Wzdrygnęłam się kiedy Harry położył swoją dłoń na moim udzie. Nie strzepnęłam jej, co ewidentnie przypadło mu do gustu. Na jego twarzy pojawił się mały uśmieszek. Lekko gładził je kciukiem. Niestety, ale ten delikatny gest bardzo mi się spodobał. Przeklęłam się za to w myślach. Brunet widząc, że mi to odpowiada przesunął rękę nieco wyżej. Chciałam ją odepchnąć, lecz moje ciało w ogóle mnie nie słuchało. Na jego twarzy pojawiły się cudowne dołeczki. Swoją dłoń umiejscowił obok mojej kobiecości. Kiedy przejechał po niej opuszkami palców, moje ciało sparaliżowało, a w dole pleców przebiegł dreszcz.
-Kocham sposób w jaki na ciebie działam.- mruknął wprost do mojego ucha i przygryzł jego płatek. Walczyłam z samą sobą, aby go odepchnąć. Nie potrafiłam. Zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej szyi. W pewnej chwili się zatrzymał i mocno wpił w moją skórę. Zacisnęłam dłonie w pięści na jego koszulce, kiedy poczułam jego zęby. Bolało. Tym razem nie było to delikatne, bardziej brutalne. Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale on ani drgnął. Po chwili lekko muskał, zapewne zaczerwienione miejsce. Było to przyjemne uczucie, które minęło szybko. Kiedy kolejny raz przygryzł skórę z moich ust wydobył się jęk. Chociaż nie widziałam jego twarzy mogłam przysiąść, że w tym momencie się uśmiecha. Na samym końcu musnął lekko i przejechał językiem, po pulsującym miejscu. Odsunął się ode mnie i zaczął podziwiać swoje dzieło. Zrobił mi malinkę, która bolała jak cholera. Czułam jak na moje policzki wkrada się czerwień.
-Do twarzy ci z nią.- mrugnął do mnie. Natychmiast zakryłam szyje, brązowymi włosami.
-Odsłoń ją, niech każdy wie ,że jesteś moja.- złożył delikatny pocałunek na moim czole. Odepchnęłam go lekko i wyszłam z samochodu. Mimowolnie moje palce powędrowały do zostawionej przez bruneta malinki. Skarciłam się za to w myślach, widząc uśmiechniętą twarz Harry'ego.
-Otworzyłbyś drzwi?- wymamrotałam pod nosem. Brunet od razu przekręcił w zamku klucz i przepuścił mnie pierwszą. Ściągnęłam buty i weszłam do salonu. Powiedziałam Harry'emu, że pójdę się umyć. Oczywiście nie miał nic przeciwko. Gdy wchodziłam po schodach na górę, zatrzymał mnie jego krzyk. Powiedział, żebym sobie wzięła jego koszule. Nie odpowiedziałam tylko kontynuowałam moją czynność. Weszłam do sypialni w poszukiwaniu jakieś bluzki. Zaczęłam od komody, w pierwszej szufladzie nie znalazłam nic innego, jak jego bokserki. Zaczerwieniona szybko ją zamknęłam i otworzyłam następną. Moje źrenice automatycznie się powiększyły. W szafce leżało około 5 pistoletów i kilka innych rzeczy. Cholera po co mu, aż tyle? Zabrałam się za przeszukanie tej szuflady. Znalazłam kilka noży, zakrwawioną bluzkę, widocznie plama nie chciała zejść. Nagle moją uwagę przykuł mały woreczek z białym proszkiem w środku. Szybko po niego sięgnęła. Nie myliłam się, to były narkotyki. Nie mogłam w to uwierzyć. To nie możliwe. Zszokowana, zdenerwowana, ale najbardziej rozczarowana usiadłam na łóżku. Jestem idiotką. Czego mogłam się po nim spodziewać? Jak w ogóle mogłam sobie pomyśleć, że tak naprawdę jest inny? Z moich oczu mimowolnie wydostały się łzy. Jak mogę płakać przez kogoś takiego? Co ja sobie myślałam, że da radę się zmienić, że nie bierze tych cholernych narkotyków, że nie jest mordercą? Nie, on zawsze nim był i zawsze nim będzie. Morderca zabija ludzi, a on to właśnie robi. Jeśli chciałby wykończyć tylko Jerry'ego, to nie potrzebowałby, aż tylu pistoletów oraz noży. Z moich ust wydostał się cichy wrzask, lecz na tyle głośny, żeby Harry zdołał go usłyszeć.  Nie miałam siły tego pochować i udawać, że nic nie widziałam. Nie chcę dłużej kłamać. Po chwili brunet pojawił się w drzwiach. Po jego wyrazie twarzy mogłam wywnioskować jedno, jest cholernie wkurzony. Szczękę miał zaciśniętą, również jak i dłonie w pięści. Jego mięśnie były wyraźnie napięte, a klatka unosiła się szybko i gwałtownie opadała w dół.
-Czy pozwoliłem ci grzebać w moich rzeczach?! Nie wydaje mi się.- próbował opanować głos, niestety ani trochę mu się to nie udało. -Co ty w ogóle tu robisz? Nie miałaś się czasem iść myć? Czemu grzebałaś w tej szufladzie? Co trzymasz w ręku? Anali, czekam na odpowiedź!Wyjaśnij mi to!- mówił, a raczej wrzeszczał przez zaciśnięte zęby.
-Nie, to ty mi lepiej wyjaśnij to.- pomachałam woreczkiem w powietrzu.- Od jak dawna bierzesz narkotyki? Po co ci tyle pistoletów i noży? Co robi zakrwawiona koszulka u ciebie w szufladzie?- wzrok utkwiony miałam w jego szmaragdowych tęczówkach, które intensywnie pociemniały. Nadal nie rozumiem, jak tak zielone oczy, potrafią się zmienić na czarne jak węgiel. Przeczesał ręką włosy i usiadł obok mnie na łóżku.
-Kiedyś brałem, teraz już z tym skończyłem. A te zapewne mi zostały. Po co mi broń?- zaśmiał się bez krzty wesołości.- Dobrze wiesz po co. A ta broń nie jest tylko moja. Należy ona do Niall'a.- na imię blondyna skrzywiłam się.- Tom'a, Luka i Jeca.- dokończył.- Zakrwawiona koszulka? Do niej nie miałem jakoś głowy przez ostatnie 2 dni.- kolejny raz przeczesał ręką swoje idealnie ułożone włosy.
-Zaraz jak to 2 dni? To, to przez nie robiłeś? Zabijałeś ludzi?- skrzywiłam się na samą myśl o Harry'm stojącym w krwi swojej "ofiary".
-Można to tak ująć.- gdy zauważył mój wzrok, dodał.- Nie patrz się tak na mnie jakbym był..- i tu się zaciął.
-Psychopatą?- dodałam bez namysłu.
-Teraz jestem psychopatą?- kolejny raz, ten sam śmiech.
-Zawsze nim byłeś.- najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłam uwierzyć w własne słowa.
-Ja tylko zabiłem kilku ludzi.- jego głos nic nie wyrażał, za to oczy mówiły wszystko.
-Aż kilku. Cieszyłeś się z tego!- nie zdałam sobie nawet sprawy z tego, że podniosłam głos.
-Dobrze wiesz czemu.- jego ton był twardy, lecz oczy błyszczały.
-Poprzez mordowanie ludzi nic nie osiągniesz. On nieprzestanie cię niszczyć.- spuścił wzrok w dół.
-Nie mam innego wyboru.- jego ton złagodniał, a głos ledwo słyszalnie się załamał.
-Zawsze jakiś jest.- wstałam i wyszłam z sypialni zostawiając go samego. Szybko ubrałam buty i wybiegłam na ulice. Deszcz. Kocham kiedy pada, ale dzisiaj wyjątkowo mi to przeszkadza. Szłam prosto przed siebie, zmierzając do... A właśnie gdzie ja w ogóle idę? Nie wiedziałam tego, chciałam po prostu być jak najdalej od niego. Kolejny raz mam tego wszystkiego dość. Mam dość odkrywania nowych tajemnic. Mam dość tego, że bliskie mi osoby cierpią za mnie. Mam dość tego, że ranie innych, a inni ranią mnie. Mam dość tego jak brunet na mnie działa. Mam dość ciągłego wybaczania i tłumaczenia się. Mam dość tego, że za każdym razem mu wierzę. Mam dość ulegania mu. Ale czy mam dość jego? Czy naprawdę mam dość Harry'ego? Czy chcę go stracić? Ugh, nie mam pojęcia. Co ja mam zrobić? Nagle, ktoś chwycił mnie za rękę. Błagam niech to nie będzie Jerry. Odwróciłam się, a tam stał nie kto inny jak Harry. Krople wody kapały mu z loków. Jego czy były szmaragdowe jak nigdy przedtem. Ale to nie to przykuło moja uwagę. W oczach Harry'ego zauważyłam łzy. Pierwszy raz widziałam jak płacze. Brunet nadal trzymał mnie za rękę. Byłam oszołomiona. Nie wiedziałam co powiedzieć, nie dałam rady wykonać najmniejszego ruchu.
-Anali, ja- jego głos się załamał, lecz po pewnej chwili dokończył.- Przepraszam.- widziałam ból, w jego szmaragdowych źrenicach. W pewnym momencie nie wytrzymałam. Wybuchnęłam płaczem i rzuciłam się mu na szyję. Chciałam poczuć bijące od niego ciepło. Chciałam wiedzieć, że przy mnie jest. Przytulał mnie tak jakby się bał, że za chwilę zniknę, rozpłynę się w powietrzu.
-Harry- wyjąkałam przez łzy.- Proszę cię nie okłamuj mnie więcej. Nie wracaj nigdy do narkotyków. Proszę.- powiedziałam niemal szeptem.
-Nie będę i nie martw się nie wrócę.- pocałował mnie w policzek.
-I proszę zostań przy mnie.- odsunął się ode mnie i patrzył mi prosto w oczy.
-Obiecuje.
-Nie, nie obiecuj, po prostu zostań.- ton głosu miałam poważny.
-Zostanę- po tych słowach złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

Jedynym światłem, które oświetlało noc, był blask z jego szmaragdowych tęczówek. 



---------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno. Przez ostatni tydzień nie miałam głowy do pisania rozdziałów oraz przyczynił się do tego bark weny. Jeszcze raz bardzo was przepraszam ♥ Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał ♥ Proszę o napisanie opinii w komentarzach. Byłabym wam za to ogromnie wdzięczna ♥ Kocham was ♥