sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 19

  -Cóż za miła niespodzianka- dobiegł mnie znajomy głos.

Jerry stał przodem do mnie, oparty o blat biurka. Jego ręce były skrzyżowane na piersi. Nie miałem zamiaru czekać na pierwszy ruch z ich strony. Popatrzyłem porozumiewawczo  na Niall'a, on zaś przekazał nasz znak pozostałym. Czas wcielić plan w życie. Nie miałem nawet chwili, aby spojrzeć ilu ludzi ma ze sobą Jerry. Domyśliłem się, że około ośmiu, było ich więcej niż nas. Chłopaki zajęli się jego wspólnikami pozostawiając mi go na wyłączność. To była gra. Nasza gra. Pierwszy cios był zadany z mojej strony. Z całej siły uderzyłem go w żuchwę. Odwdzięczył się tym samym. Każdy ruch miałem przemyślany. Znałem jego czułe punkty, a on znał i moje. Wykonałem unik i z całych sił walnąłem go w tors. Wydał z siebie zduszony jęk. Wykorzystałem chwilową przewagę i popchnąłem go na ziemie. Zachwiał się i runął na nią. Usiadłem na nim okrakiem i zacząłem okładać go pięściami. Moje kostki ociekały krwią, jak jego twarz. Jerry uderzył mnie nogą w plecy. Wypuściłem gwałtownie powietrze i znowu zadałem mu cios. Odwróciłem głowę w bok, aby zobaczyć ilu jego ludzi pozostało przy życiu. Na szczęście było już ich tylko trzech. Trupy leżały całe we krwi na podłodze. Połowa z nich zmarła z rąk pistoletu. Spojrzałem w stronę drzwi i zauważyłem skuloną postać. Brązowe włosy, tak dobrze mi znane. Ta chwila nieuwagi wystarczyła, żeby Jerry zrzucił mnie z siebie i tym razem siedział na mnie. Teraz ja byłem jego workiem treningowym i nie potrafiłem wykonać najmniejszego gestu. Wpatrywałem się w nią. Płakała. I jedyną rzeczą, o której myślałem, był sposób przyciągnięcia jej do siebie i wyszeptania, że wszystko będzie w porządku. Niestety nie mogłem tego zrobić, a dane słowa byłyby kłamstwem.
~Anali~
Wpatrywałam się w jego twarz. Jerry cały czas okładał twarz Harry'ego pięściami. Dlaczego on nic nie robi? Dlaczego patrzy na mnie przepraszającym spojrzeniem? Muszę coś zrobić. On nie może zginąć. Nie może. Przecież powiedział, że zostanie. Powiedział, że mnie nie opuści. W tym momencie potrzebowałam więcej czasu, ale niestety nie miałam go. Każda sekunda była ważna. Otarłam wierzchem dłoni łzy i wyciągnęłam broń ukrytą zza paskiem spodni. Na moje szczęście Max jej nie zauważył. Podniosła się z ziemi i pobiegłam w kierunku Jerry'ego. Harry tylko przymknął powieki. I napiął wszystkie mięśnie. Dobrze wiem, że wolałby gdybym tam została. Kiedy byłam już blisko -nie wiedząc co dokładnie mam zamiar zrobić- rzuciłam się na Jerry'ego. Już nie siedział na Harry'm, tylko znowu został przygwożdżony do ziemi. Trzymałam jego nadgarstki w specjalnym układzie, aby nie mógł mi się wyrwać, mimo, że był kilkanaście razy ode mnie silniejszy. Na jego twarzy widniało zaskoczenie, które po chwili zamieniło się w szyderczy uśmiech. 
-Kogo my tu mamy- wyszczerzył się jeszcze bardziej- Styles spójrz przyszła Twoja dziwka-kiedy usłyszałam ostatnie słowo, padające z jego ust, zacisnęłam szczękę i z całych sil walnęłam go kolanem w męskość. Syknął z bólu, zamykając oczy. 
-N i e  m a s z  p r a w a  t a k  o  m n i e  m ó w i ć- wysyczałam podkreślając każde słowo.
-Suka- wycedził przez zaciśnięte wargi. Kolejny raz przywaliłam mu w krocze i teraz jedną ręką trzymałam obie ręce Jerry'ego, tylko po to żeby go spoliczkować, a następnie przystawić mu pistolet do twarzy. Nie wiedzieć dlaczego ubrałam rękawiczki, chyba przerażał mnie fakt, że mogą znaleźć moje odciski palców w tym miejscu...
-A teraz się zamknij- powiedziałam, niesamowicie opanowanym głosem i jeszcze mocniej przystawiłam mu broń do czaszki. Zauważyłam, że uśmieszek nie schodzi mu z twarzy. Dlaczego jest taki szczęśliwy? Przecież w każdej chwili mogę go zabić! On naprawdę jest psychiczny...
-Anali, co ty tu do cholery robisz?!- wydarł się na mnie Styles. Pewność siebie natychmiastowo ze mnie wypłynęła.
-Jak widzisz ratuję Ci dupę- nie mogłam powstrzymać uśmieszku, który wpełzał na moje usta, kiedy wypowiedziałam te słowa. Harry'emu najwyraźniej nie było do śmiechu kiedy je usłyszał. Oderwał na chwilę ode mnie wzrok i skierował go na kogoś innego, po czym natychmiast padł strzał. Jakiś mężczyzna upadł na ziemie. Otworzyłam szeroko oczy widząc z jaką łatwością oraz obojętnością Harry zabił tego człowieka. Spojrzałam w drugą stronę i to co zauważyłam spowodowało, że moje serce na moment się zatrzymało. Jakiś chłopak trzymał pistolet przy skroni NIALL'A. Dany człowiek stał obrócony do mnie plecami. Nie myśląc nad tym co robię, poderwałam się do góry-uwalniając przy tym Jerry'ego- i strzeliłam prosto w głowę mężczyzny, który próbował zabić mojego przyjaciela. Wydałam z siebie krzyk. I upadłam na ziemie. Nie wierzę zabiłam człowieka. Zabiłam człowieka! O boże! Jestem odpowiedzialna za śmierć tego mężczyzny! Z twarzy odeszła mi cała krew, a w głowie mi się kręciło. Przed oczami miałam mgłę. Harry chciał do mnie podejść, ale nie mógł, ponieważ drogę zastąpił mu Jerry. Brutalnie podniósł mnie z ziemi i przystawił mi lufę do skroni. Wstrzymałam oddech, aby po chwili go wypuścić. Cała drżałam. Z moich oczu wypływały łzy. Moja broń znajdowała się na ziemi. Nikt nie był nią nawet zainteresowany. Wszystkie oczy były skierowane na naszą trójkę. Nikt już nie toczył walki. Czyżby nasi przeciwnicy umarli? Pozostał tylko Jerry? Nie miałam pojęcia. Dla mnie czas się zatrzymał.
-Nawet nie ważcie się do niej podchodzić. Jeśli którykolwiek z was zrobi krok w jej stronę zastrzelę ją. Dobrze wiesz, że to zrobię Styles- zagrzmiał jego głos.
-Czego chcesz Jerry?- wysyczał Harry.
-Niczego, oprócz zniszczenia Ciebie- szalony uśmieszek widniał na jego twarzy.
-To dlaczego po prostu mnie nie zabijesz? Już i tak odebrałeś mi rodzinę. Dobrze wiesz kim się przez to stałem, dobrze wiesz jaki to miało wpływ na mnie i na moje życie. Nie wystarczy Ci to? Nie możesz mnie już zabić i skończyć tej całej gry?- twarz miał opanowaną, ale jego oczy błyszczały strachem i bólem. Chciał mnie ochronić za wszelką cenę. Nawet ceną swojej własnej śmierci.
-Nie!-krzyknęłam i poczułam jak Jerry mnie policzkuję. Mięśnie Styles'a się napięły, a oczy pociemniały.
-Siedź cicho-wysyczał.
-Nie waż się jej bić- wycedził przez zaciśnięte wargi.
-Oh, Styles. Kto by pomyślał jak miłość do tej dziewczyny sama w sobie Cię zniszczy. Nawet nie masz pojęcia jaki jesteś teraz słaby- z jego ust wydobył się chrapliwy śmiech.
-Wcale nie jestem przez nią słabszy. Tylko silniejszy- zrobił mały krok do przodu- Ona mnie nie zniszczyła, tylko naprawiła-następny krok- A ty nic nie wiesz o mnie, ani o nas. Nie masz pojęcia kim jestem naprawdę. Potrafisz sobie tylko przedstawić mylny obraz mnie- czerń ogarnęła jego tęczówki. Mrok nad nim zapanował. A on stał blisko. Blisko mnie i Jerry'ego. Moje serce wypełniło niewyobrażalne ciepło spowodowane jego słowami.
-Dobrze wiem kim jesteś- powiedział stanowczo- Jesteś nic nie wartym gnojkiem Styles. Nikogo nie obchodzisz. Nikt Cię nie potrzebuję. Nikomu na Tobie nie zależy. Jesteś maszyną do zabijania. Nie posiadasz uczuć. Nie posiadasz serca. Nie masz pojęcia czym jest miłość- z każdym kolejnym słowem Harry stawał się mniej pewny siebie. Stawał się małym bezbronnym chłopczykiem, któremu odebrano całą rodzinę Wszystko co miało dla niego znaczenie. Chłopczykiem, który został porzucany przez świat, który nie miał nikogo komu mógłby zaufać. Chłopczykiem, który musiał sam przez to wszystko przejść- Myślisz, że coś dla niej znaczysz? Myślisz, że ona zdoła pokochać takiego potwora jak ty? Nie widzisz, że Anali nic do Ciebie nie czuję, że się Ciebie boi? Styles sprawiasz jej tylko ból. Ona Cię nie potrzebuję, ty ją nie obchodzisz, nie zależy jej na Tobie. Zrozum, że...
-Harry nie! Nie słuchaj go!- przerwałam mu. Nie mogłam znieść widoku. Widoku małego chłopczyka, który w tym momencie potrzebował mnie jak nigdy.
-Zamknij się suko!- warknął Jerry.
-Nie!- krzyknęłam- Harry, zależy mi na Tobie. Jesteś dla mnie ważny. I nie jesteś żadnym potworem, nie słuchaj go! Posiadasz uczucia, masz serce, ponieważ inaczej nie potrafiłbyś oddać mi jego połowy. Harry znaczysz dla mnie naprawdę wiele. Ja..-kolejny raz zostałam spoliczkowana. Podniosłam lekko głowę do góry i spojrzałam w szmaragdowe oczy- ...potrzebuję Cię Harry- wyszeptałam załamanym głosem.
-Miałaś siedzieć cicho suko-wysyczał wprost do mojego ucha.
-Nie waż się jej tak nazywać- warknął.
- I tak Styles nie możesz jej pomóc. Nie masz jak- szyderczy uśmiech ciągle widniał na jego twarzy.
I wtedy dotarło do mnie. Nie miałam pojęcia jak mogłam o tym zapomnieć. Powoli i dyskretnie wyciągałam mały nóż z kieszeni moich spodni. Nie rozumiem, naprawdę nikt się nie zorientował, że on tam jest? Jak widać słusznie zrobiłam chowając go w akurat tym miejscu. Nie zastanawiając się dłużej wbiłam ostrze w nogę Jerry'ego. Ten zatoczył się do tyłu.
-Suka- kolejny raz to samo słowo, mógłby się bardziej wysilić. Zanim się spostrzegłam Styles przyciskał go do ściany. I warczał coś do niego. Nie słyszałam słów. Dudniło mi w uszach. A nogi robiły się słabe. Usłyszałam strzał i zaraz po nim zemdlałam. Przed upadkiem uratowały mnie ramiona Niall'a. Bogu dzięki, że żyjesz. Że żyjecie obaj.
***
Otworzyłam oczy i podniosłam się lekko na łokciach, Niewiarygodny ból przeszył całe moje ciało. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Odetchnęłam z ulgą. Znajdowałam się w sypialni Harry'ego. Przeczesałam palcami włosy i uświadomiłam sobie co przed chwilą miało miejsce. Sądząc po tym, że nadal panuję mrok nie minęło od tego dużo czasu. Wstałam z łóżka kierując się ku schodom, a następnie zeszłam na dół do salonu. Zastałam tam Harry'ego siedzącego wygodnie na kanapie i oglądającego jakiś mecz w telewizji. Był umyty i przebrany w piżamie. Mianowicie miał na sobie jedynie czarne bokserki. Podeszłam do niego i spuściłam wzrok na swoje stopy. Wytrzeszczyłam oczy byłam w jego bokserkach i białej koszulce, a do tego miałam mokre włosy. Cholera. Usiadłam obok niego na kanapie. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odchrząknęłam. Zero reakcji. Zmarszczyłam brwi.
-Umyłeś mnie?- zapytałam. 
-Mhm- mruknął. 
-Oh- zaczerwieniłam się- To znaczy, że umyłeś mnie w wannie? I się nie ocknęłam? Widziałeś mnie nagą?- potok pytań wypłynął z moich ust. 
-Tak umyłem Cię w wannie, nie obudziłaś się i tak widziałem Cię nagą. Masz jeszcze jakieś cholerne pytania?- warknął i odwrócił głowę w moja stronę. Zadrżałam. 
-Dlaczego jesteś na mnie zły?-wyszeptałam.
-Bo do jasnej cholery nie posłuchałaś mnie. Nie zostałaś w tym pierdolonym domu. Musiałaś postawić na swoim i przyjechać. Nie pomyślałaś chociaż na chwilę, że coś może Ci się stać? Że może lepiej byłoby gdybyś nie przyjeżdżała? W ogóle skąd miałaś adres?- zdenerwowanie było widoczne w jego głosie. Spuściłam wzrok w dół wpatrując się w swoje paznokcie.
-Szczerze mówiąc, nie kazałeś mi zostać w domu, a przynajmniej nie powiedziałeś "masz zostać w domu"- próbowałam naśladować jego głos, co ani trochę mi nie wyszło- A adres miałam stąd, że wymsknęło Ci się kiedy rozmawiałeś z kolegami. I nie myślałam o swoim bezpieczeństwie, myślałam o Tobie. Martwiłam się, że coś może Ci się stać- mówiłam cicho i powoli.
-Dlaczego ty nigdy nie możesz pomyśleć o sobie? O tym, że coś może Ci się stać? I nie miałaś czym się martwić. Nic by mi się nie stało- głos miał już bardziej opanowany.
-Nie wiadomo- wymamrotałam pod nosem. Harry chwycił za mój podbródek i pociągnął go do góry. Spojrzałam w jego oczy.
-Nigdy więcej nie narażaj się na niebezpieczeństwo. Nie mieszaj się w rzeczy, które robię. Dobrze?- jego oczy błyszczały.
-Nie mogę Ci tego zapewnić- odpowiedziałam.
-Dlaczego?- jęknął.
-Ponieważ jeśli będzie chodzić o Ciebie to wskoczę w ogień- wyszeptałam. Harry złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Kiedy się od siebie oderwaliśmy zabrał głos.
-Potrzebuję Cię Anali- oparł swoje czoło o moje.
-Ja Ciebie też Harry- odpowiedziałam.
***
Leżeliśmy wtuleni w siebie. Okryci puchową kołdrą. Harry kreślił nieznane mi wzory na moim ramieniu, a ja jeździłam palcem po jego licznych tatuażach. Zatrzymałam się dłużej na jednym. Małe "A" przykuło moją największą uwagę. 
-Harry co oznacza to "A"- zapytałam z ciekawości nie odrywając wzroku od litery.
-Chodziło o pierwszą literę Twojego imienia "Anali"- złożył mały pocałunek na mojej głowie. 
-Oh- zdołałam jedynie wykrztusić. Podniosłam głowę do góry i złożyłam całusa w kąciku jego ust- Nie sądziłam, że tyle dla Ciebie znaczę- szepnęłam.
-Nie masz pojęcia ile dla mnie znaczysz. Jesteś najważniejsza. 
-Mogę Cię o coś zapytać?- ledwo dostrzegalne kiwnięcie głową, dało mi znak, żebym pytała- Zabiłeś Jerry'ego?- kolejne skinięcie głową. 
-Teraz mamy już spokój. Możemy żyć normalnie- powiedział wprost do mojego ucha i po chwili wahania dodał- kochanie.
Jedno słowo spowodowało motyle w brzuchu.
Jedno spojrzenie dało mi nadzieję.
Jedna noc całkowicie odmieniła moje życie.



_____________________________________________
Witajcie wszyscy! Nareszcie dodałam rozdział. Zebrałam się w sobie i go napisałam. Uprzedzam, że nie był sprawdzany. Dziękuję wam wszystkim za czekanie na kolejny rozdział i przepraszam, że dodałam go tak późno. Tyle rzeczy dzieje się w moim życiu, że ledwo ze wszystkim nadążam. Obecnie jest 2 w nocy, a ja dodaje rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodobał. I chciałabym podziękować za ten jeden komentarz od pewnego Anonima. Bez niego znając życie nie dodałabym tego rozdziału. Więc dziękuję Ci, że nadal czytasz moje fanfiction. Dziękuję wam wszystkim. Kocham was i życzę wszystkim miłej nocy ♥ 
Wasza Mellanie xx♥