sobota, 22 marca 2014

Rozdział 15

Przepraszam was!
Wiem, że długo nie dodawałam rozdziału. Naprawdę was za to przepraszam. ♥ 

Piątek. Oczekiwany dzień w końcu nadszedł. Chciałabym go przespać, wymazać z pamięci, ale nie mogę. Tu chodzi o Lucy. Żołądek ściska mi strach. Co jeśli mi się nie uda? Co jeśli zabije mnie i ją? Pokręciłam głową, aby odgonić od siebie najczarniejsze scenariusze, które w tej chwili zaprzątały moją głowę. Powoli otwarłam oczy i wstałam, kierując się w stronę łazienki. Muszę oczyścić umysł, a prysznic jest na to najlepszym rozwiązaniem. Zdjęłam z siebie piżamę, tak, że zostałam naga i odkręciłam wodę. Po chwili weszłam pod gorący strumień oczyszczenia. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale prysznic zawsze mi pomagał na zrozumienie oraz przemyślenie różnych spraw. Również był czymś, w rodzaju zmycia z siebie całego wyrządzonego zła, zapomnienia o gnębiących problemach. Gdy wystarczająco przemyślałam wszystkie sprawy, wytarłam się porządnie i szczelnie owinęłam ręcznikiem. Moje bose stopy zostawiały ślady na zaparowanych kafelkach. Powolnym ruchem kierowałam się w stronę szafy, która znajdowała się naprzeciwko mojego łóżka. Otworzyłam jej białe drzwi i wyciągnęłam parę znoszonych jeansów, luźny, czarny podkoszulek oraz czystą bieliznę i skarpetki. W ciągu minuty byłam ubrana. Ciemnym, brązowym włosom pozwoliłam swobodnie opaść na ramiona. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, zawieszonym na drewnianych drzwiach i wyszłam. Mój brzuch domagał się jedzenia, więc zmuszona powędrowałam do kuchni. Już z daleka, można było usłyszeć głośne śmiechy. To byli moi dziadkowie i... jeszcze ktoś. Zaciekawiona, wystawiłam głowę zza ściany, aby móc zobaczyć tajemniczego gościa. No może nie, aż tak tajemniczego. W całym swoim życiu bym nie przypuszczała, ze zastanę tu właśnie Go. Kąciki jego ust powędrowały do góry na mój widok, a oczy rozbłysły.
-Witaj Aniele.- słowa te, wypowiedział w równie pociągający sposób, w jaki jego usta, przy każdej wypowiedzianej literze, układały się w serce. Odepchnął się od blatu i z niewyobrażalną gracją, szedł w moim kierunku. Pewnie chwycił moją rękę i splótł nasze palce.
-To my już pójdziemy, jeżeli państwo niema nic przeciwko temu- przyciągnął mnie bliże siebie. Na jego twarzy widniały cudowne dołeczki. Czemu on musi być taki idealny? Czy ma jakąkolwiek wadę? Coś co nie czyni go takim perfekcyjnym?
-Oczywiście, że nie. Bawcie się dobrze.- z rozmyśleń wyrwał  mnie głos babci. Była taka szczęśliwa, również jak i dziadek. Na ich twarzach widniały ogromne uśmiechy. Biedni, nie mieli nawet pojęcia co się dzisiaj wydarzy. Wyrwałam rękę z uścisku Harry'ego i szybkim ruchem pochwyciłam rogala z czekoladą, który znajdował się na stole. W ułamku sekundy nie było po nim śladu. Następnie ruszyłam w kierunku lodówki, chwyciłam karton mleka i nalałam go trochę do kubka. Wsadziłam go na minutę do mikrofalówki. Gdy usłyszałam charakterystyczne "dzyń",  wyjęłam kubek i również szybko wypiłam jego zawartość. Obróciłam się w stronę Harry'ego.
-Teraz możemy iść.- uśmiechnęłam się i chwyciłam jego dłoń. On tylko w rozbawieniu potrząsnął głową. Na dworze nie było najcieplej, więc zarzuciłam na siebie jasną, jeansową kurtkę. Pożegnaliśmy się z dziadkami i wyszliśmy z domu. Jak zwykle brunet otworzył mi drzwi od swojego auta. Niezgrabnie weszłam do środka. Tym razem zapinając pasy. Chłopak po chwili siedział obok mnie na miejscu kierowcy. Odpalił silnik i pojechaliśmy.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam ze słyszalną ciekawością w głosie.
-Niespodzianka.- rzucił mi krótkie spojrzenie i z powrotem skupił się na drodze. Szczerze, nie byłam zbytnio przekonana czy ta niespodzianka będzie przyjemna. Miałam złe przeczucia. Z westchnieniem obróciłam głowę w stronę szyby i oddałam się zajęciu, liczenia pojedynczych kropel deszczu. Jak na razie tylko kropi, ale coś czuje, że będzie potworna ulewa. "Idealny dzień na idealne spotkanie". Gdyby to jeszcze było spotkanie, to bym to być może przeżyła. Po pewnej chwili byliśmy na miejscu. Harry pomógł mi wysiąść. Staliśmy przed... kościołem? O co chodzi? Ma ochotę iść do spowiedzi? Kompletnie go nie rozumiem. Z pięknego kościoła skierowałam pytający, wzrok na Harry'ego.
-Po co tu przyjechaliśmy?- podniosłam brwi do góry w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
-Idziemy się spotkać z księdzem.- jego głos był napięty, jakby czymś się stresował. Nie chodziło tutaj tylko o Jerry'ego. Był spięty czymś jeszcze. Postanowiłam nie zadawać więcej pytań, ani nie wnikać głębiej. Harry popchnął duże metalowe drzwi i pociągnął mnie do środka. Szliśmy po szerokich schodach kierując się w stronę starych, drewnianych drzwi. Brunet zapukał w nie dwa razy, po czym pociągnął za klamkę i wszedł do środka. Niepewnie ruszyłam w jego stronę. Harry przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie. To co zobaczyłam nie powiem, wywołało u mnie niemały szok. Za biurkiem siedział wysoki mężczyzna. Włosy miał czarne, zaczesane do tyłu. Nogi umieszczone na rozsypanych papierach, które zaśmiecały mebel. W jednej ręce trzymał papierosa, zaś drugą coś zapisywał. Na ziemi stała szklana butelka, wypełniona alkoholem. Jego koloratka była rozpięta. To jest ten ksiądz? Przepraszam, ale nie wydaje mi się, żeby tego typu zachowanie było godne osoby duchownej. Chłopak stojący obok mnie odchrząknął, tym samym zwracając uwagę księdza.
-Styles.- kąciki jego ust podniosły się do góry. Uśmiech, który w tej chwili widniał na jego twarzy, przyprawiał mnie o gęsią skórkę.- Dawno się nie widzieliśmy. Nieprawdaż?- zaciągnął się dymem papierosowym i powoli wypuścił go z ust.- Co robiłeś przez ten czas? Kolejne morderstwa? Ciekawe jak spędzałeś te wszystkie noce? Chyba się domyślam, co przez nie robiłeś.- mężczyzna mówił z słyszalną wyższością w głosie. Harry mocniej przycisnął mnie do swojego torsu. Jego mięśnie były napięte. Był zdenerwowany. Podniosłam wzrok do góry, aby spojrzeć w jego oczy. Kolejny raz cudowny szmaragd, opuścił jego źrenice. Opuszkami palców przejechałam po ręce Harry'ego i splotłam nasze palce. Brunet znacznie się rozluźnił, pod moim dotykiem. Mężczyzna swoje spojrzenie tym razem, skierował na mnie.
-Jak masz na imię skarbie?- na jego twarzy, cały czas widniał lodowaty uśmiech.
-Ymm, Anali- po dłuższym namyśle dodałam.- Anali Roweej.
-Jakie piękne imię. Nie wyglądasz mi na jedną z tych dziewczyn Harry'ego, na jedną noc, więc powiedz mi co tutaj z nim robisz?- błądził oczami po mojej twarzy, jakby szukając w niej odpowiedzi. Tyle tylko, że ja sama jej nie znałam. Nie wiedziałam co jest pomiędzy mną, a Harry'm. Nie miałam bladego pojęcia, dlaczego nadal z nim jestem. Chyba po prostu nie potrafię od niego odejść. Być może nie chcę, żeby zniknął z mojego życia.
- David posłuchaj, przyszliśmy tutaj, w konkretnej sprawie. Więc daj sobie spokój i nie wnikaj w moje, ani jej życie prywatne. Rozumiesz?- w duchu dziękowałam mu za wybawienie, od odpowiedzi na to pytanie, ale miałam również świadomość, że Harry jest na skraju wytrzymałości. W każdej chwili może wybuchnąć.
-Oczywiście- zaciągnął się ostatni raz dymem i zgniótł papierosa butem.- no więc powiedzcie mi, czego ode mnie oczekujecie?- David skrzyżował ręce na piersi i skierował swój wzrok na Harry'ego.
-Jest nam potrzebna broń.
-Domyślam się Styles, iż ową broń posiadasz.- nie mylił się, zielonooki miał jej dość sporo. Więc dlaczego potrzeba mu więcej?
-Posiadam, ale chodzi mi o pistolet dla niej.- pokazał bokiem głowy na mnie.
-No i wszystko jasne.- przeczesał ręką włosy.- chodźcie za mną.- odsunął się od biurka i wstał, kierując się w stronę kolejnych drzwi. Nie pewnie popatrzyłam na Harry'ego, on również patrzył się prosto w moje oczy. Nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
*** 
Popatrzyłam się na zegarek. Równa 17, za pół godziny spotkam się twarzą w twarz z Jerry'm. Na samą myśl, co takiego może się wydarzyć, przeszły mnie ciarki. Siedziałam na kanapie w salonie u Harry'ego, popijając gorącą herbatę. Brunet umiejscowiony był obok mnie z ręką owiniętą, wokół mojej talii. Nie mogłam pozbyć się gnębiących mnie myśli oraz pytań. Jedynym wyjściem było po prostu go zapytać. I tak też zrobię. Odstawiłam kubek na stolik i odwróciłam głowę w stronę Harry'ego. Kolejny raz spotkałam się z spojrzeniem, pełnym troski, zmartwienia, niepokoju oraz bólu. Nadal się z tym nie pogodził. Nie potrafi dopuścić do siebie faktu, iż za pół godziny idę na istną śmierć. Złożyłam delikatny pocałunek na jego pełnych wargach. Walczyłam z pokusą pogłębienia go. Nie mogłam, nie tym razem. Tym razem, musiałam znać odpowiedź, chociaż na te kilka pytań.
-Harry, mam pytanie, a nawet kilka.- dotknął lekko mojej ręki, dając mi tym samym znak, żebym kontynuowała.- Czy ten David, on był księdzem, ale takim prawdziwym? 
-Nie, nie był. On tylko został nim dlatego, aby się ukrywać. Ukryć przestępstwa, morderstwa, które uczynił. Chciał dalej być tym kim jest. Mianowicie zabójcą, facetem z inną dziewczyną każdej nocy, nawet sprzedawcą narkotyków. Zapewne zastanawiasz się czemu ksiądz, a nie kto inny? Odpowiedź jest prosta, kto by podejrzewał o to księdza. Raczej nikt.- przeczesał palcami gęste loki. 
-Ukrywanie broni w kościele, to ogromne ryzyko.- mój głos był cichy, lecz w pewnym stopniu stanowczy. 
-Być może tak. Ale to już jego sprawa.- z westchnieniem obrócił głowę w stronę telewizora. 
-Kim on dla ciebie był?- zapytałam niepewnie. 
-Dlaczego zakładasz, że w ogóle kimś dla mnie był?
-Nie wiem, po prostu to widzę. Odpowiesz mi?- chwyciłam za jego podbródek i przekręciłam twarz tak, że kolejny raz patrzył mi prosto w oczy.
-Okay- westchnął- To on mi pomógł, kiedy nie miałem już nikogo. Nauczył mnie strzelać z pistoletu, zabijania itp. Można by powiedzieć, że przez David'a jestem tym, kim jestem.- ostatnie słowa wyszeptał. Niby kilka zdań, a otworzyły mi szerzej oczy na przeszłość Harry'ego. Widać było, że nie jest zadowolony z tego jaki był. 
-Nie jesteś taki jak przedtem. Dla mnie nie.- chwycił moją twarz w swoje ręce. 
-Dla ciebie staram się być inny. Próbuje, ale nie zawsze mi to wychodzi. Sama widzisz w co cię wpakowałem. Nie chcę cię stracić. Tak, cholernie chcę, żebyś przy mnie została.- w jego oczach migotały łzy. 
-I nie stracisz. Zostanę przy tobie. Nie martw się wrócę do ciebie. Obiecuję.- pierwszy raz od śmierci moich rodziców, coś obiecałam. I wiedziałam ile te słowa dla niego znaczą. Obiecałam mu więc muszę wrócić.
-Anali, musimy już jechać, ale przed tym chcę ci coś dać. Zamknij oczy.- zaśmiałam się cicho, ale wykonałam jego prośbę. Poczułam na szyi, coś zimnego i metalowego.- Możesz już otworzyć.- jak powiedział, tak zrobiłam. Moje palce od razu powędrowały do szyi. Chwyciłam za metalowy wisiorek i podniosłam go tak, żebym dała radę mu się przyjrzeć. Był to srebrny samolocik. Ten, który Harry zawsze nosił i nigdy nie zdejmował. A teraz podarował go mi.
-Chcę żebyś go nosiła.- w moich oczach zbierały się łzy. Łzy szczęścia. Wplotłam palce w jego loki i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Kiedy się od siebie oderwaliśmy powiedziałam tylko.
-Dziękuje za wszystko. 
***
Stałam w starym, brudnym budynku, trzymając pistolet w ręce. Z smutkiem i tęsknotą patrzyłam się na moją przyjaciółkę. Na rękach miała wiele ran. Wiedziałam co jej zrobił. Nienawidziłam za to siebie jak i jego. Siebie za to, że na to pozwoliłam, a jego, że jej to zrobił. Nie znoszę go również za to, co zrobił Harry'emu. Kiedy tak stałam z wymierzonym pistoletem prosto w jego wspólnika, zastanawiałam się czy jestem w stanie to zrobić. Zabić człowieka? Podobno ten moment miał nigdy nie nadejść, a teraz? Teraz boję się, że okażę się za słaba, by pociągnąć za spust. Paul, bo właśnie tak miał na imię jego wysłannik, jedną broń skierowaną miał w moją stronę, zaś drugą przyciśniętą do ramienia Lucy. Klatka piersiowa blondynki unosiła się szybko, jak i również opadała w przyspieszonym tempie.
-Nie rozumiem po co wam ona jest? Nie łatwiej było mnie po prostu porwać?- zapytałam, żeby tylko zyskać na czasie. On natomiast zaśmiał się gorzko.
-Ona jest jednym z wielu pionków tej gry. Jeśli zabijemy ją, zrujnujemy tobie życie, jak i Niall'owi. Czyż nie lepiej zniszczyć więcej osób? A kiedy porwiemy ciebie, Harry będzie załamany. W końcu straci najważniejszą osobę w swoim życiu...
-Skąd wiesz, że jestem dla niego ważna?- przerwałam mu. 
-Dał ci naszyjnik. To już wiele oznacza. Myślisz, że dałby go byle komu? Oczywiście, że nie. Sama widzisz. Załamany Niall, zrujnowany Harry oraz zrozpaczona ty.- usta wykrzywił w obrzydliwym uśmiechu. 
-Harry poradziłby sobie z moją stratą. Przeżyłby to.- starałam się, aby mój głos wydawał się stanowczy i chyba mi się to udawało. 
-Nie udawaj głupiej. Nie przeżyłby tego. Nie potrafiłby normalnie funkcjonować. Nie byłoby śladu po dawanym Stylsie. Wierz mi albo nie, ale twój Harry czuje coś do ciebie. A już nie długo to uczucie zostanie rozbite na milion kawałków, ponieważ albo będziesz martwa, albo porwana i torturowana.- kolejny raz ten, okropny uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę i skierowałam swój wzrok na spanikowaną Lucy. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Z jej oczu lał się potok łez. Była cała czerwona oraz opuchnięta. Usta miała zatkane chustą. Włosy kleiły się od krwi. Wyszeptałam ciche: "Przepraszam, za chwilę wszystko będzie dobrze" i z powrotem wbiłam wzrok w Paul'a. Nie wiedziałam co robić. Strzelić czy nie? A jeśli on będzie pierwszy i zabije mnie oraz Lucy? Może lepiej nie ryzykować? Nie, przecież muszę coś zrobić, a jedynym wyjściem jest pociągnięcie za spust, tego cholernego pistoletu. Czemu musiałam ją w to wszystko wpakować! To moja cholerna wina! To przeze mnie może teraz zginąć. Gdybym nie pojawiła się w życiu Harry'ego, zapewne wszystko byłoby dobrze. Być może zabiłby Jerry'ego. Miałby spokój. Kolejny raz wszystko spieprzyłam. Najgorsze było to, że zaczynałam odczuwać do Harry'ego jakieś uczucie. Kiedy mnie dotykał, w środku rozpalał się ogień. Czułam do niego przyciąganie. Coś czego nie potrafiłam zatrzymać. Rozpływałam się w jego ramionach. A z każdym pocałunkiem, chciałam więcej. Chciałam więcej Harry'ego. Czy to może być miłość? Obiecałam mu, że wrócę, będę oraz, że go nie zostawię i dotrzymam obietnicy. Muszę  przeżyć oraz uratować Lucy, dla niego. 
Staliśmy celując w siebie. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. I nagle padł strzał. Ale to nie był mój. 


------------------------------------------------
Na samym początku chciałam was z całego serca przeprosić. Wiem, że długo zwlekałam z tym rozdziałem, ale w końcu go napisałam. Nie miałam czasu, aby go napisać. A kiedy zabrałam się zapisanie i miałam większą część rozdziału, okazało się, że nie zapisałam i wszystko przepadło. Jeszcze raz przepraszam. Postaram się nadrobić zaległe rozdziały i mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Nie został on sprawdzony, ponieważ postanowiłam, że już go dodam. Sprawdzę go na następny dzień. Jeszcze raz przepraszam. I mam nadzieję, że nie przestaliście czytać mojego ff. Kocham was! ♥

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 14

Z trudem podniosłam powieki. Zamrugałam kilka razy, żeby dostosować ostrość. Powoli mgła opuszczała moje oczy, a na jej miejscu pojawiały się wyraźne obrazy. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu lokowatej czupryny. Nigdzie jej nie było. Przekręciłam się na bok i zeszłam z łóżka. Kiedy moje bose stopy dotknęły zimnej podłogi, zadrżałam. Pociągnęłam białą bluzkę Harry'ego w dół. Plusem był fakt, że dosięgała mi do połowy ud. Nagle usłyszałam huk. Zeszłam na dół, kierując się za hałasem. Doprowadził mnie do kuchni. Na ścianie była mokra plama, po wodzie, a na ziemie leżała rozbita szklanka. Brunet stał do mnie tyłem. Opierał się o blat. Mięśnie na jego plecach, były wyraźnie napięte. Prawie w ogóle nie było na nich czarnego tuszu. Niepewnie do niego podeszłam. Lekko położyłam rękę na jego ramieniu. Gwałtownie się obrócił. Pierwszy raz zwróciłam uwagę na jego liczne tatuaże. Na jego torsie znajdował się motyl. Delikatnie opuszkami palców przejechałam po czarnym tuszu. Brutalnie odrzucił moją rękę. Zęby miał wyraźnie zaciśnięte. Popatrzyłam na niego z wymalowanym niezrozumieniem na twarzy. W jego oczach panował mrok. Nie musiałam długo czekać na wyjaśnienie, po chwili wszystko było jasne.
-Miałaś zamiar mi o tym powiedzieć?- mówił przez zaciśnięte zęby.- Podobno mieliśmy być szczerzy wobec siebie. A ty do cholery ukrywasz to przede mną. Myślałaś, że się nie domyślę?- jego oczy stawały się coraz bardziej czarne.- Chciałaś się z nim sama spotkać?!- podkreślił słowo sama.- Odpowiedz mi do jasnej cholery!- wykrzyczał mi prosto w twarz. Nic nie mówiłam. Ani jedno słowo nie chciało wydostać się z moich ust. Stałam i patrzyłam się w jego czarne oczy, tak bardzo pragnę, aby powrócił szmaragd. Kiedy chciałam się wycofać do tyłu, Harry chwycił moje nadgarstki i obrócił tak, że teraz byłam przyciśnięta do blatu.
-Odpowiesz mi?- jego głos był dziwnie spokojny, lecz uścisk stał się mocniejszy. Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Ból przeszywał całe moje ciało.
-Sprawiasz mi ból.- wyszeptałam. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Po chwili zapanował mrok.
*** 
Do moich uszu doszły ciche słowa Harry'ego: 
"Anali obudź się. Proszę."
Powoli odzyskiwałam przytomność oraz świadomość tego, co się wydarzyło dzisiaj rano. Kiedy podniosłam powieki do góry, moim oczom ukazała się smutna twarz bruneta. Gdy zauważył, że się obudziłam niemal mogłam dostrzec ulgę na jego twarzy. Harry pochylił się nade mną, po to aby złożyć pocałunek na moich ustach. Odepchnęłam go od siebie. Zaskoczony moją reakcją upadł na łóżko. Wyglądał na niezadowolonego. A co on sobie w ogóle myślał, że po tym wszystkim padnę mu w ramiona? Przykro mi, ale niestety byłeś w błędzie. Podniósł się i usiadł naprzeciwko mnie. Nagle poczułam jak moje nadgarstki zaczynają pulsować z bólu. Wyciągnęłam je spod kołdry. Były całe sine. Harry widząc jak wyglądają, pociągnął za nie i zaczął składać na nich delikatne pocałunki. Natychmiast je od niego zabrałam. Przy czym  popełniając błąd. Jego źrenice znacznie pociemniały, a mięśnie się napięły. Widocznie nie był zadowolony moim zachowaniem. 
-Przepraszam. Byłem poza kontrolą- powiedział ze spuszczoną głową w dół.
-Zauważyłam.- mruknęłam pod nosem. 
-Po prostu chcę, żebyś była bezpieczna, a jeśli pójdziesz tam sama...- nie pozwoliłam mu dokończyć. 
-Harry zrozum jeśli nie pójdę tam sama to on zabije Lucy.- ostatnie słowa powiedziałam szeptem. Harry gwałtownie wstał z łóżka.
-Nie pozwolę ci się z nim spotkać!- krzyknął  i uderzył pięścią w ścianę. 
-Nie masz tu nic do powiedzenia, to jest moja decyzja. Zobaczę się z nim. Muszę.- obrócił się w moją stronę. 
-Może i się z nim zobaczysz, ale nie sama.- był coraz bliżej mnie.- Nie zostawię cię. Nie spuszczę cię z oczu. On nie zrobi ci krzywdy, tak jak wcześniej.- patrzył się prosto w moje oczy. Teraz i ja postanowiłam wstać. 
-Harry, proszę. J-ja muszę jej pomóc.- z moich oczu zaczęły wypływać łzy. 
-Nie odpuścisz prawda?- mówiąc to wycierał pojedyncze łzy z moich policzków. Potrząsnęłam przecząco głową- W takim razie nie mam innego wyjścia. Nauczę cię się bronić. Tylko pamiętaj będę na ciebie czekał za rogiem, jeśli nie wrócisz do 30 minut, pobiegnę tam.- po tych słowach przyciągnął mnie do siebie i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Gdy się do siebie oderwaliśmy, natychmiast się go zapytałam.
-Kiedy masz zamiar zacząć trening?- jego źrenice znów miały piękny odcień szmaragdu.
-Najlepiej od zaraz. Tylko jeszcze przed tym wstąpimy do ciebie po jakieś wygodne ciuchy. Bo jak zgaduje zapewne tu żadnych nie masz.-pokiwałam potwierdzająco głową i ruszyłam w stronę łazienki, po już na szczęście suche ubrania. Po pewnej chwili byłam już gotowa.
Droga do mojego domu minęła w ciszy. Kiedy byliśmy już na miejscu, Harry otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. 
-Um, ty też idziesz?- zapytałam, nerwowo bawiąc się palcami.
-Tak.- powiedział obojętnym głosem. Splątał nasze palce i ruszyliśmy w stronę drzwi. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, od razu z środka dobiegł nas głos mojej kochanej babci. Na widok bruneta obok mnie, mimowolnie uśmiech na jej pomarszczonej twarzy się powiększył.
-Anali, kim jest uroczy młodzieniec?- wzrok babuni skupiony był całkowicie na chłopaku. 
-Jestem Harry Styles.- lokowaty zachował się jak gentlemen i ucałował dłoń mojej opiekunki. Z wrażenie wytrzeszczyłam oczy, nigdy bym nie pomyślała, że Harry Styles człowiek, który zabija ludzi potrafi się tak zachować.
-Jakie piękne imię.- brunet uśmiechnął się i objął mnie w talii.-A powiedzcie mi, czy wy jesteście razem?- zaniemówiłam na pytanie mojej babci. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zaprzeczyć czy nie? Na szczęście z opresji uratował mnie chłopak stojący tuż obok mnie. 
-Oh, tak jesteśmy.- popatrzyłam się na niego z morderczym wyrazem twarzy i aby uniknąć kolejnych pytań ze strony babci powiedziałam, że się nam śpieszy i pociągnęłam Harry'ego na górę do mojego pokoju. Chłopak umiejscowił się na łóżku. Zamknęłam drzwi i stanęłam naprzeciwko niego. Zapewne gdybym potrafiła zabijać wzrokiem, lokowaty dawno by już nie żył. Podniósł pytająco brwi do góry.
-Czemu powiedziałeś, że ze sobą jesteśmy?- skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej.
-A nie jesteśmy?- jego usta uformowały się w ten irytujący uśmieszek. 
-Nie jesteśmy.- powiedziałam nieco się wahając. 
-Czyżby?- pociągnął mnie w dół, tak, że wylądowałam na jego torsie.- Czyli nic do mnie nie czujesz? Nie podoba ci się sposób w jaki cię całuje, dotykam?- Jego usta wpiły się w moje. Swoje ręce umieścił nad moją pupą, zaś moje powędrowały w jego loki. Nasze języki walczyły o dominację. Owinęłam nogi wokół jego pasa. Harry błądził po moim ciele. Swoje usta przeniósł na moją szyję. Z moich ust wydobył się jęk rozkoszy kiedy lekko ścisnął moje pośladki. 
-Harry.- nie dał mi dojść do słowa, ponieważ kolejny raz złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Lekko go od siebie odepchnęłam.- Harry muszę iść się ubrać. Mamy tylko dwa dni, abyś mnie czegoś nauczył.- po tych słowach zeszłam z niego i powędrowałam w kierunku szafy. Pięć minut zajęło mi wybranie, jakiś wygodnych ubrań. Ostatecznie zdecydowałam się na czarne getry i tą samą bluzę w, której pierwszy raz spotkałam Harry'ego. W mojej głowie ukazały się obrazy z tamtego dnia. Wszystko po kolei. Do tej pory nie mogę wymazać z pamięci śmierci tego człowieka. Potrząsnęłam głową, odrzucając od siebie jakie kol wiek myśli na temat tamtego dnia. Przed zamknięciem drzwi od łazienki powstrzymał mnie głos Harry'ego. 
-Następnym razem dokończymy to co zaczęliśmy.- zignorowałam jego słowa i zamknęłam drzwi. Szybko włożyłam na siebie ubrania i związałam włosy w wysokiego kucyka. 
*** 
-To tutaj.- powiedział kiedy weszliśmy do ogromnej sali treningowej. Na samym środku znajdowało się podwyższenie, obłożone matami. Po lewej stronie przy oknach ring do walk bokserskich. Ciekawe po co jest im potrzebny? Następnie po prawej stronie był sprzęt do ćwiczeń oraz lustra ciągnące się od podłogi do sufitu. Oprócz tego, w sali znajdował się zbiornik z wodą oraz plastikowe kubki. Lecz moja uwaga była skupiona na pewnym stole z rozłożoną bronią. Naprzeciwko niego znajdowały się metalowe tarcze, które zapewne służyły jako cel. Czy on mnie będzie uczył jak strzelać z broni? Mam nadzieję, że nie.
-Chodź na maty, na samym początku nauczę cię podstawowych ruchów obronnych. Ponieważ mamy mało czasu- znów ten cholerny czas, gdyby tylko mógł stanąć w miejscu- pokaże ci te ruchy i gdy je opanujesz przejdziemy do strzelania z pistoletu.- gdy usłyszałam ostatnie słowa, oczy rozszerzyły mi się do niemożliwych wymiarów.
-A to strzelanie jest konieczne?- zapytałam, chociaż dobrze znałam odpowiedź. 
-Tak i to bardzo.- właśnie tego nie chciałam usłyszeć- Anali nie martw się. To tylko dla twojego bezpieczeństwa, nigdy nie będziesz musiała jej używać.- pokiwałam głową i ruszyłam razem z nim na maty. Harry stanął za mną i odpowiednio ustawiał części mojego ciała oraz pokazywał jak wykonywać dany ruch. Na samym początku uczył mnie jak uniknąć i obronić się przed ciosem np. skrętów oraz odpowiedniego ułożenia rąk. 
-Zapamiętaj, że Jerry najczęściej uderza prosto w twarz, więc najlepiej jakbyś ręce miała na wysokości swojej twarzy. Również gdyby cios był z zaskoczenia, ręce automatycznie pójdą do przodu a ciało będzie odchylone do tyłu.- tłumaczył i pokazywał mi masę ruchów. Kiedy je opanowałam przeszliśmy dalej. Następne były kopniaki. Później jak uwolnić nadgarstki, kiedy są przymocowane do ziemi. Harry siedział na mnie okrakiem, a moje ręce trzymał po obu stronach mojej głowy. 
-Gdybyś znalazła się w takiej sytuacji, to musisz zacząć unosić biodra do góry. Spróbuj.- kiedy zrobiłam to dwa razy z jego ust wydobył się jęk rozkoszy.- Masz go z siebie zrzucić, a nie sprawiać mu przyjemność. Biodra masz wypchnąć do góry, nie do przodu. Chociaż mi się bardziej podoba ten sposób.- wymruczał mi do ucha. Czułam jak na moje policzki wlewa się czerwień.- Spróbuj jeszcze raz.- za drugim razem popełniłam ten sam błąd.- Jeśli tym razem zrobisz to samo, to idziemy do łóżka.- jego szmaragdowe oczy błyszczały. Tym razem zrobiłam to poprawnie, lokowaty pokazał mi dalsze etapy. 
Następnego dnia nadeszła nauka strzelania z broni. Nie byłam z niej zadowolona. Nie wiadomo z jakich przyczyn, ale nie chciałam trzymać pistoletu w rękach. 
-Anali, to dla twojego bezpieczeństwa. Musisz nauczyć się nią posługiwać.- jego głos był niemal, że błagalny. 
-Dobrze, zaczynajmy.- w moim głosie można było usłyszeć małe wahanie. Harry wziął broń do ręki. Nie mogłam uwierzyć w to, ile osób zostało zabitych przez niego i właśnie tą bronią. To wydawało się takie nierealne. Kiedy się nią posługiwał, wyglądał jakby był do tego stworzony. Gdybym go zobaczyła na ulicy uznałabym, że jest normalnym chłopakiem, lecz kiedy trzyma broń wszystko jakby jest w nim inne. Liczne tatuaże oraz pistolet idealnie do siebie pasują. Tak jak i do niego. Zapewne wszyscy ludzie co mieli z nim do czynienia, co go znają lub o nim słyszeli widzą w nim tylko maszynę do zabijania. Człowieka bez uczuć. Kogoś kogo trzeba unikać. Ludzie się go boją. Ale ja widzę w nim zupełnie co innego. Wiem co przeszedł, jak trudną miał przeszłość, że to co było dla niego wszystkim, zostało mu odebrane. Teraz próbuje mnie ochronić przed tym całym złem. Nie chcę mnie stracić. Czy to możliwe, że ja jestem dla niego wszystkim? Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos osoby, którą od miesiąca i tygodni przepełniona jest moja głowa.
-Strzelaj.- wykonałam jego polecenie, oczywiście z jego niezbędną pomocą. Dopiero za 8 razem strzeliłam sama i ku mojemu zdziwieniu udało mi się. 
-Widziałeś?- powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Zaraz, zaraz. Czy ja się cieszę, że udało mi się strzelić z pistoletu?
-A nie mówiłem, że ci się uda.- po tych słowach wziął mnie na ręce i zaniósł na ring. Tam wzięliśmy się za jedzenie, które przyrządził Harry. Kiedy lokowaty nachylił się nade mną, aby złożyć pocałunek na moich ustach, kolejny raz zauważyłam jego naszyjnik. Był to mały srebrny samolocik. Zastanawiało mnie czemu go zawsze nosi? Ani razu go jeszcze nie zdjął.
-Um, Harry?- jego zielone tęczówki popatrzyły prosto w moje, tym samym dając mi znak, abym kontynuowała.- Dlaczego ciągle nosisz ten wisiorek?- pokazałam na niego palcem. 
-Dostałem go od rodziców na 10 urodziny, od tamtego momentu go nie ściągam. Jest to jedyna pamiątka, która mi po nich została. Oczywiście nie licząc wspólnych zdjęć. Moja mama mi kiedyś powiedziała, że jeśli kiedyś odejdą z tego świata to i tak zawsze będą ze mną. Pokazała w tedy palcem na właśnie ten wisiorek. Jest on u nas od pokoleń, moja mama dostała go od taty. Miał on oznaczać, że na zawsze będzie tylko jego oraz, że nigdy jej nie opuści.- w moich oczach zbierała się słona ciecz. Podeszłam do niego i zatopiłam się w jego ramionach. Najwyraźniej taki gest mu wystarczył. Po chwili zadałam jeszcze jedno pytanie. 
-A co oznacza ten samolocik?- odsunęłam się trochę, aby móc spojrzeć w jego oczy. 
-Razem polecimy ponad czas.- nic więcej nie powiedziałam. Złączyłam tylko nasze usta w delikatnym pocałunku.  



---------------------------------------------
Przepraszam was ♥ 
Dobrze wiem, że rozdział miał pojawić się koło środy, a jest sobota. No więc miałam już napisaną większą część, ale niestety zgubiłam z nim kartkę. No i wyszło tak, że musiałam napisać wszystko od początku. Sami widzicie jaki wyszedł. Bardzo was za to przepraszam i wiem, że rozdział nie wyszedł najlepiej. ;c 
Kocham was i bardzo proszę o zostawienie komentarza. Wystarczy tylko jedno słowo. Chciałabym wiedzieć ile osób czyta to ff. Z góry wam dziękuje. ♥