sobota, 22 marca 2014

Rozdział 15

Przepraszam was!
Wiem, że długo nie dodawałam rozdziału. Naprawdę was za to przepraszam. ♥ 

Piątek. Oczekiwany dzień w końcu nadszedł. Chciałabym go przespać, wymazać z pamięci, ale nie mogę. Tu chodzi o Lucy. Żołądek ściska mi strach. Co jeśli mi się nie uda? Co jeśli zabije mnie i ją? Pokręciłam głową, aby odgonić od siebie najczarniejsze scenariusze, które w tej chwili zaprzątały moją głowę. Powoli otwarłam oczy i wstałam, kierując się w stronę łazienki. Muszę oczyścić umysł, a prysznic jest na to najlepszym rozwiązaniem. Zdjęłam z siebie piżamę, tak, że zostałam naga i odkręciłam wodę. Po chwili weszłam pod gorący strumień oczyszczenia. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale prysznic zawsze mi pomagał na zrozumienie oraz przemyślenie różnych spraw. Również był czymś, w rodzaju zmycia z siebie całego wyrządzonego zła, zapomnienia o gnębiących problemach. Gdy wystarczająco przemyślałam wszystkie sprawy, wytarłam się porządnie i szczelnie owinęłam ręcznikiem. Moje bose stopy zostawiały ślady na zaparowanych kafelkach. Powolnym ruchem kierowałam się w stronę szafy, która znajdowała się naprzeciwko mojego łóżka. Otworzyłam jej białe drzwi i wyciągnęłam parę znoszonych jeansów, luźny, czarny podkoszulek oraz czystą bieliznę i skarpetki. W ciągu minuty byłam ubrana. Ciemnym, brązowym włosom pozwoliłam swobodnie opaść na ramiona. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, zawieszonym na drewnianych drzwiach i wyszłam. Mój brzuch domagał się jedzenia, więc zmuszona powędrowałam do kuchni. Już z daleka, można było usłyszeć głośne śmiechy. To byli moi dziadkowie i... jeszcze ktoś. Zaciekawiona, wystawiłam głowę zza ściany, aby móc zobaczyć tajemniczego gościa. No może nie, aż tak tajemniczego. W całym swoim życiu bym nie przypuszczała, ze zastanę tu właśnie Go. Kąciki jego ust powędrowały do góry na mój widok, a oczy rozbłysły.
-Witaj Aniele.- słowa te, wypowiedział w równie pociągający sposób, w jaki jego usta, przy każdej wypowiedzianej literze, układały się w serce. Odepchnął się od blatu i z niewyobrażalną gracją, szedł w moim kierunku. Pewnie chwycił moją rękę i splótł nasze palce.
-To my już pójdziemy, jeżeli państwo niema nic przeciwko temu- przyciągnął mnie bliże siebie. Na jego twarzy widniały cudowne dołeczki. Czemu on musi być taki idealny? Czy ma jakąkolwiek wadę? Coś co nie czyni go takim perfekcyjnym?
-Oczywiście, że nie. Bawcie się dobrze.- z rozmyśleń wyrwał  mnie głos babci. Była taka szczęśliwa, również jak i dziadek. Na ich twarzach widniały ogromne uśmiechy. Biedni, nie mieli nawet pojęcia co się dzisiaj wydarzy. Wyrwałam rękę z uścisku Harry'ego i szybkim ruchem pochwyciłam rogala z czekoladą, który znajdował się na stole. W ułamku sekundy nie było po nim śladu. Następnie ruszyłam w kierunku lodówki, chwyciłam karton mleka i nalałam go trochę do kubka. Wsadziłam go na minutę do mikrofalówki. Gdy usłyszałam charakterystyczne "dzyń",  wyjęłam kubek i również szybko wypiłam jego zawartość. Obróciłam się w stronę Harry'ego.
-Teraz możemy iść.- uśmiechnęłam się i chwyciłam jego dłoń. On tylko w rozbawieniu potrząsnął głową. Na dworze nie było najcieplej, więc zarzuciłam na siebie jasną, jeansową kurtkę. Pożegnaliśmy się z dziadkami i wyszliśmy z domu. Jak zwykle brunet otworzył mi drzwi od swojego auta. Niezgrabnie weszłam do środka. Tym razem zapinając pasy. Chłopak po chwili siedział obok mnie na miejscu kierowcy. Odpalił silnik i pojechaliśmy.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam ze słyszalną ciekawością w głosie.
-Niespodzianka.- rzucił mi krótkie spojrzenie i z powrotem skupił się na drodze. Szczerze, nie byłam zbytnio przekonana czy ta niespodzianka będzie przyjemna. Miałam złe przeczucia. Z westchnieniem obróciłam głowę w stronę szyby i oddałam się zajęciu, liczenia pojedynczych kropel deszczu. Jak na razie tylko kropi, ale coś czuje, że będzie potworna ulewa. "Idealny dzień na idealne spotkanie". Gdyby to jeszcze było spotkanie, to bym to być może przeżyła. Po pewnej chwili byliśmy na miejscu. Harry pomógł mi wysiąść. Staliśmy przed... kościołem? O co chodzi? Ma ochotę iść do spowiedzi? Kompletnie go nie rozumiem. Z pięknego kościoła skierowałam pytający, wzrok na Harry'ego.
-Po co tu przyjechaliśmy?- podniosłam brwi do góry w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
-Idziemy się spotkać z księdzem.- jego głos był napięty, jakby czymś się stresował. Nie chodziło tutaj tylko o Jerry'ego. Był spięty czymś jeszcze. Postanowiłam nie zadawać więcej pytań, ani nie wnikać głębiej. Harry popchnął duże metalowe drzwi i pociągnął mnie do środka. Szliśmy po szerokich schodach kierując się w stronę starych, drewnianych drzwi. Brunet zapukał w nie dwa razy, po czym pociągnął za klamkę i wszedł do środka. Niepewnie ruszyłam w jego stronę. Harry przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie. To co zobaczyłam nie powiem, wywołało u mnie niemały szok. Za biurkiem siedział wysoki mężczyzna. Włosy miał czarne, zaczesane do tyłu. Nogi umieszczone na rozsypanych papierach, które zaśmiecały mebel. W jednej ręce trzymał papierosa, zaś drugą coś zapisywał. Na ziemi stała szklana butelka, wypełniona alkoholem. Jego koloratka była rozpięta. To jest ten ksiądz? Przepraszam, ale nie wydaje mi się, żeby tego typu zachowanie było godne osoby duchownej. Chłopak stojący obok mnie odchrząknął, tym samym zwracając uwagę księdza.
-Styles.- kąciki jego ust podniosły się do góry. Uśmiech, który w tej chwili widniał na jego twarzy, przyprawiał mnie o gęsią skórkę.- Dawno się nie widzieliśmy. Nieprawdaż?- zaciągnął się dymem papierosowym i powoli wypuścił go z ust.- Co robiłeś przez ten czas? Kolejne morderstwa? Ciekawe jak spędzałeś te wszystkie noce? Chyba się domyślam, co przez nie robiłeś.- mężczyzna mówił z słyszalną wyższością w głosie. Harry mocniej przycisnął mnie do swojego torsu. Jego mięśnie były napięte. Był zdenerwowany. Podniosłam wzrok do góry, aby spojrzeć w jego oczy. Kolejny raz cudowny szmaragd, opuścił jego źrenice. Opuszkami palców przejechałam po ręce Harry'ego i splotłam nasze palce. Brunet znacznie się rozluźnił, pod moim dotykiem. Mężczyzna swoje spojrzenie tym razem, skierował na mnie.
-Jak masz na imię skarbie?- na jego twarzy, cały czas widniał lodowaty uśmiech.
-Ymm, Anali- po dłuższym namyśle dodałam.- Anali Roweej.
-Jakie piękne imię. Nie wyglądasz mi na jedną z tych dziewczyn Harry'ego, na jedną noc, więc powiedz mi co tutaj z nim robisz?- błądził oczami po mojej twarzy, jakby szukając w niej odpowiedzi. Tyle tylko, że ja sama jej nie znałam. Nie wiedziałam co jest pomiędzy mną, a Harry'm. Nie miałam bladego pojęcia, dlaczego nadal z nim jestem. Chyba po prostu nie potrafię od niego odejść. Być może nie chcę, żeby zniknął z mojego życia.
- David posłuchaj, przyszliśmy tutaj, w konkretnej sprawie. Więc daj sobie spokój i nie wnikaj w moje, ani jej życie prywatne. Rozumiesz?- w duchu dziękowałam mu za wybawienie, od odpowiedzi na to pytanie, ale miałam również świadomość, że Harry jest na skraju wytrzymałości. W każdej chwili może wybuchnąć.
-Oczywiście- zaciągnął się ostatni raz dymem i zgniótł papierosa butem.- no więc powiedzcie mi, czego ode mnie oczekujecie?- David skrzyżował ręce na piersi i skierował swój wzrok na Harry'ego.
-Jest nam potrzebna broń.
-Domyślam się Styles, iż ową broń posiadasz.- nie mylił się, zielonooki miał jej dość sporo. Więc dlaczego potrzeba mu więcej?
-Posiadam, ale chodzi mi o pistolet dla niej.- pokazał bokiem głowy na mnie.
-No i wszystko jasne.- przeczesał ręką włosy.- chodźcie za mną.- odsunął się od biurka i wstał, kierując się w stronę kolejnych drzwi. Nie pewnie popatrzyłam na Harry'ego, on również patrzył się prosto w moje oczy. Nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
*** 
Popatrzyłam się na zegarek. Równa 17, za pół godziny spotkam się twarzą w twarz z Jerry'm. Na samą myśl, co takiego może się wydarzyć, przeszły mnie ciarki. Siedziałam na kanapie w salonie u Harry'ego, popijając gorącą herbatę. Brunet umiejscowiony był obok mnie z ręką owiniętą, wokół mojej talii. Nie mogłam pozbyć się gnębiących mnie myśli oraz pytań. Jedynym wyjściem było po prostu go zapytać. I tak też zrobię. Odstawiłam kubek na stolik i odwróciłam głowę w stronę Harry'ego. Kolejny raz spotkałam się z spojrzeniem, pełnym troski, zmartwienia, niepokoju oraz bólu. Nadal się z tym nie pogodził. Nie potrafi dopuścić do siebie faktu, iż za pół godziny idę na istną śmierć. Złożyłam delikatny pocałunek na jego pełnych wargach. Walczyłam z pokusą pogłębienia go. Nie mogłam, nie tym razem. Tym razem, musiałam znać odpowiedź, chociaż na te kilka pytań.
-Harry, mam pytanie, a nawet kilka.- dotknął lekko mojej ręki, dając mi tym samym znak, żebym kontynuowała.- Czy ten David, on był księdzem, ale takim prawdziwym? 
-Nie, nie był. On tylko został nim dlatego, aby się ukrywać. Ukryć przestępstwa, morderstwa, które uczynił. Chciał dalej być tym kim jest. Mianowicie zabójcą, facetem z inną dziewczyną każdej nocy, nawet sprzedawcą narkotyków. Zapewne zastanawiasz się czemu ksiądz, a nie kto inny? Odpowiedź jest prosta, kto by podejrzewał o to księdza. Raczej nikt.- przeczesał palcami gęste loki. 
-Ukrywanie broni w kościele, to ogromne ryzyko.- mój głos był cichy, lecz w pewnym stopniu stanowczy. 
-Być może tak. Ale to już jego sprawa.- z westchnieniem obrócił głowę w stronę telewizora. 
-Kim on dla ciebie był?- zapytałam niepewnie. 
-Dlaczego zakładasz, że w ogóle kimś dla mnie był?
-Nie wiem, po prostu to widzę. Odpowiesz mi?- chwyciłam za jego podbródek i przekręciłam twarz tak, że kolejny raz patrzył mi prosto w oczy.
-Okay- westchnął- To on mi pomógł, kiedy nie miałem już nikogo. Nauczył mnie strzelać z pistoletu, zabijania itp. Można by powiedzieć, że przez David'a jestem tym, kim jestem.- ostatnie słowa wyszeptał. Niby kilka zdań, a otworzyły mi szerzej oczy na przeszłość Harry'ego. Widać było, że nie jest zadowolony z tego jaki był. 
-Nie jesteś taki jak przedtem. Dla mnie nie.- chwycił moją twarz w swoje ręce. 
-Dla ciebie staram się być inny. Próbuje, ale nie zawsze mi to wychodzi. Sama widzisz w co cię wpakowałem. Nie chcę cię stracić. Tak, cholernie chcę, żebyś przy mnie została.- w jego oczach migotały łzy. 
-I nie stracisz. Zostanę przy tobie. Nie martw się wrócę do ciebie. Obiecuję.- pierwszy raz od śmierci moich rodziców, coś obiecałam. I wiedziałam ile te słowa dla niego znaczą. Obiecałam mu więc muszę wrócić.
-Anali, musimy już jechać, ale przed tym chcę ci coś dać. Zamknij oczy.- zaśmiałam się cicho, ale wykonałam jego prośbę. Poczułam na szyi, coś zimnego i metalowego.- Możesz już otworzyć.- jak powiedział, tak zrobiłam. Moje palce od razu powędrowały do szyi. Chwyciłam za metalowy wisiorek i podniosłam go tak, żebym dała radę mu się przyjrzeć. Był to srebrny samolocik. Ten, który Harry zawsze nosił i nigdy nie zdejmował. A teraz podarował go mi.
-Chcę żebyś go nosiła.- w moich oczach zbierały się łzy. Łzy szczęścia. Wplotłam palce w jego loki i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Kiedy się od siebie oderwaliśmy powiedziałam tylko.
-Dziękuje za wszystko. 
***
Stałam w starym, brudnym budynku, trzymając pistolet w ręce. Z smutkiem i tęsknotą patrzyłam się na moją przyjaciółkę. Na rękach miała wiele ran. Wiedziałam co jej zrobił. Nienawidziłam za to siebie jak i jego. Siebie za to, że na to pozwoliłam, a jego, że jej to zrobił. Nie znoszę go również za to, co zrobił Harry'emu. Kiedy tak stałam z wymierzonym pistoletem prosto w jego wspólnika, zastanawiałam się czy jestem w stanie to zrobić. Zabić człowieka? Podobno ten moment miał nigdy nie nadejść, a teraz? Teraz boję się, że okażę się za słaba, by pociągnąć za spust. Paul, bo właśnie tak miał na imię jego wysłannik, jedną broń skierowaną miał w moją stronę, zaś drugą przyciśniętą do ramienia Lucy. Klatka piersiowa blondynki unosiła się szybko, jak i również opadała w przyspieszonym tempie.
-Nie rozumiem po co wam ona jest? Nie łatwiej było mnie po prostu porwać?- zapytałam, żeby tylko zyskać na czasie. On natomiast zaśmiał się gorzko.
-Ona jest jednym z wielu pionków tej gry. Jeśli zabijemy ją, zrujnujemy tobie życie, jak i Niall'owi. Czyż nie lepiej zniszczyć więcej osób? A kiedy porwiemy ciebie, Harry będzie załamany. W końcu straci najważniejszą osobę w swoim życiu...
-Skąd wiesz, że jestem dla niego ważna?- przerwałam mu. 
-Dał ci naszyjnik. To już wiele oznacza. Myślisz, że dałby go byle komu? Oczywiście, że nie. Sama widzisz. Załamany Niall, zrujnowany Harry oraz zrozpaczona ty.- usta wykrzywił w obrzydliwym uśmiechu. 
-Harry poradziłby sobie z moją stratą. Przeżyłby to.- starałam się, aby mój głos wydawał się stanowczy i chyba mi się to udawało. 
-Nie udawaj głupiej. Nie przeżyłby tego. Nie potrafiłby normalnie funkcjonować. Nie byłoby śladu po dawanym Stylsie. Wierz mi albo nie, ale twój Harry czuje coś do ciebie. A już nie długo to uczucie zostanie rozbite na milion kawałków, ponieważ albo będziesz martwa, albo porwana i torturowana.- kolejny raz ten, okropny uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę i skierowałam swój wzrok na spanikowaną Lucy. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Z jej oczu lał się potok łez. Była cała czerwona oraz opuchnięta. Usta miała zatkane chustą. Włosy kleiły się od krwi. Wyszeptałam ciche: "Przepraszam, za chwilę wszystko będzie dobrze" i z powrotem wbiłam wzrok w Paul'a. Nie wiedziałam co robić. Strzelić czy nie? A jeśli on będzie pierwszy i zabije mnie oraz Lucy? Może lepiej nie ryzykować? Nie, przecież muszę coś zrobić, a jedynym wyjściem jest pociągnięcie za spust, tego cholernego pistoletu. Czemu musiałam ją w to wszystko wpakować! To moja cholerna wina! To przeze mnie może teraz zginąć. Gdybym nie pojawiła się w życiu Harry'ego, zapewne wszystko byłoby dobrze. Być może zabiłby Jerry'ego. Miałby spokój. Kolejny raz wszystko spieprzyłam. Najgorsze było to, że zaczynałam odczuwać do Harry'ego jakieś uczucie. Kiedy mnie dotykał, w środku rozpalał się ogień. Czułam do niego przyciąganie. Coś czego nie potrafiłam zatrzymać. Rozpływałam się w jego ramionach. A z każdym pocałunkiem, chciałam więcej. Chciałam więcej Harry'ego. Czy to może być miłość? Obiecałam mu, że wrócę, będę oraz, że go nie zostawię i dotrzymam obietnicy. Muszę  przeżyć oraz uratować Lucy, dla niego. 
Staliśmy celując w siebie. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. I nagle padł strzał. Ale to nie był mój. 


------------------------------------------------
Na samym początku chciałam was z całego serca przeprosić. Wiem, że długo zwlekałam z tym rozdziałem, ale w końcu go napisałam. Nie miałam czasu, aby go napisać. A kiedy zabrałam się zapisanie i miałam większą część rozdziału, okazało się, że nie zapisałam i wszystko przepadło. Jeszcze raz przepraszam. Postaram się nadrobić zaległe rozdziały i mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Nie został on sprawdzony, ponieważ postanowiłam, że już go dodam. Sprawdzę go na następny dzień. Jeszcze raz przepraszam. I mam nadzieję, że nie przestaliście czytać mojego ff. Kocham was! ♥

11 komentarzy:

  1. woow , śliczny ! xx


    PS.Szybko nastepny ! xx

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde to jest świetne!!!!!Jestem ciekawa w kogo strzelił Paul.Ja myślę że albo zastrzelił Lucy albo w ostatnim momencie wszedł Harry i zastrzelił Paul'a.Dawaj szybko next,kiedy będzie następny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, dziękuję ♥ Postaram się tym razem dodać szybciej, mianowicie być może w środę. :)

      Usuń
  3. UWIELBIAM! NIE TRZYMAJ MNIE JUŻ NIGDY WIĘCEJ TAK DŁUGO BEZ KOLEJNEGO ROZDZIAŁU! KOCHAM CIĘ!
    @Hazz_You_And_I
    http://badsidefanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. No wiesz co , no w takim momencie ? :c
    Straasznie się cieszę że dodałaś w końcu teb rozdział ! Niemogę się doczekać nn c: <3

    OdpowiedzUsuń
  5. o jejku *.* szybko dodawaj next !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Jutro ♥ Przepraszam, że tak długo. Byłam chora i po prostu nie dałam rady pisać z tego powodu ♥

      Usuń
  7. Kiedy dasz nexta? Kocham Twój blog<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ♥ Miał pojawić się dzisiaj, ale nie jestem pewna czy się wyrobie. Ostatecznie dodam jutro. ♥

      Usuń