niedziela, 9 sierpnia 2015

Epilog



Upewnij się, że przeczytałeś poprzedni rozdział 
 I włącz piosenkę ♥
____________________________________________


Przy drzwiach do apartamentowca została przywitana przez starszego mężczyznę. Kruczoczarne włosy powoli zamieniały się w siwe. Zmarszczki objęły całą twarz nieznanego osobnika.

- Tutaj są Pani klucze do apartamentu, nr. 27 na 4 piętrze - powiedział wręczając jej wcześniej wymienioną rzecz.

Podziękowała posyłając - prawdopodobnie właścicielowi - swój firmowy uśmiech. Windą wybrała się na wskazane piętro. Z głośników dobiegała irytująca melodyjka. Zdrapując skórę z rączki walizki wyszła z windy. Mija pokoje, sprawdzając numerki wiszące na drzwiach. Niektóre były całkowicie zdrapane. Widząc przyklejone, czarne "27" z małym wahaniem włożyła klucz. Próbowała go przekręcić, ale to nic nie dawało. Tak jakby starała się otworzyć nie te drzwi.

"Może zostały zamknięte od środka?" - zapytała samą siebie.

U kresu rezygnacji zapukała w drzwi. Nikt nie otwierał. Wkurzona poczęła walić pięścią w drewno. I wyzywać właściciela apartamentowca. Kiedy uderzyła setny raz, jej dłoń dotknęła materiału koszulki. Przerażona i zawstydzona spojrzała w górę. Na początku spostrzegła rozbawiony uśmieszek. Lekki, jednodniowy zarost i wyraźnie zarysowany podbródek. Na samym końcu utkwiła wzrok w nieziemskich oczach. Zatonęła w ich żywym kolorze. Tęczówki o barwie szmaragdowej wpatrywały się w nią z czułością i tęsknotą. Jednak widziała w nich coś nowego, czego przedtem nie była w stanie zobaczyć - miłość. Zasłoniła ręką usta. Właśnie spełniało się jej marzenie.


- Harry ...

Paralyzed, I'm caught in the headlights
Unexpected but it feels like you already know
What you're doing to me

You're a hit and I'm addicted
Couldn't quit you if I wanted
But I don't... ever wanna turn away

One look and I'm frozen
And I lose track of time
You move in slow motion
And I can't close my eyes
Takin all of my attention
But I don't want you to stop it
No oh

You keep me watching
You keep me watching

On the edge of what might happen
You're a line that leaves me hanging
Every word keeps me wanting more, yea

Only you keep me lost in the fire
Girl, you're like no other color I've ever seen
I've ever seen before

One look and I'm frozen
And I lose track of time
You move in slow motion
And I can't close my eyes
Takin all of my attention
But I don't want you to stop it
No oh

You keep me watching
You keep me watching

And I can't keep my mind off of you
Oh, I can't keep my mind off of you

One look and I'm frozen
And I lose track of time
You move in slow motion
And I can't close my eyes
Takin all of my attention
But I don't want you to stop it
No oh

You keep me watching
You keep me watching
You keep me watching


_____________________
No i koniec ..
Czuje się tragicznie kończąc to fanfiction, było to pierwszą rzeczą jaką napisałam. A zaczęłam je pisać kilka lat temu, więc...
Mój styl się zmienił od tamtego czasu, a przyznam, że to ff jest napisane tak jak piszę "mała ja".
Jutro dodam podziękowania ♥
I proszę was, aby każdy kto to przeczyta pozostawił po sobie komentarz - to naprawdę wiele dla mnie znaczy ♥
Kocham was ♥

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 23

- Kocham Cię 

Z chwilą kiedy wypowiadała te słowa czuła ich realność. Nie miała wątpliwości w kwestii swoich uczuć. Dla niej były oczywiste. Jednak niełatwo je odnalazła, ale w pewnym momencie uderzyła w nią świadomość. Trafne było określenie Harry'ego małym bohaterem. Pomagał jej w wielu sytuacjach, przecież uratował jej życie. Chociaż wciąż obwiniał się za rany, które oszpeciły ciało dziewczyny, ona upierała się, mówiąc: "to nie jest Twoja wina, nie możesz ocalić mnie przed czymś co zostało już zaplanowane". Spuściła głowę wzdychając, nie ważne co odpowie ich wspomnienia nie odejdą z tą chwilą. Może nie czuł tego samego, cóż nic na to nie mogła poradzić. Jeśli będzie musiała zakończyć ich rozdział jest na to gotowa, przynajmniej tak myślała. 

- Rozumiem - spojrzała na niebo - na mnie chyba pora - odwróciła się i rzuciła przez ramię - To chyba koniec Harry. Szkoda, że Twoje uczucia nie są tak silne. 

Z podniesioną głową szła przed siebie. Pragnęła zachować resztki dumy, ale z marnym skutkiem. Rzeczywistość dała o sobie znać i nie myśląc nad zupełnie niczym, padła na ziemie łkając jak małe dziecko, któremu zabrano lizaki. Tylko ją pozbawiono kawałka serca. Dość sporego, ponieważ chłopak był jedną z najważniejszych osób w życiu Anali. Chociaż po dłuższym zastanowieniu, był tą najważniejszą, z którą nikt nie mógł konkurować. Przeklinała siebie, świat, Harry'ego i bóg wie co jeszcze. Ciągła za włosy, o dziwo nie wyrywając żadnych. Kolana miała zranione i brudne od ziemi, a sukienkę poplamioną całkowicie. Makijaż spływał po twarzy, zostawiając czarne smugi na policzkach. Cichy krzyk wydobył się z jej ust. Nie potrafiła nad sobą panować. Przecież traciła wszystko. Tego wszystkiego było za dużo. To były zaledwie 2 miesiące wakacji, a czuła się jakby przeżyła większą część swojego życia. Waliła pięściami w glebę, dopóki dwie silne ręce nie przytrzymały jej małych. Umięśnione ramiona, pokryte tatuażami objęły ją w troskliwym uścisku. Na swoich barkach poczuła policzek mokry od płaczu i usta wypowiadające drżącym głosem słowa, które zostawały przerywane pojedynczym łkaniem.

- Harry, spokojnie - odwróciła się w jego kierunku, biorąc głęboki oddech i umieszczając dłonie na barkach chłopaka - Wdech i wydech - starała się go uspokoić, sama będąc w rozsypce.

- To nie tak jak myślisz - zaczął, przymykając powieki - Słowo "Kocham Cię", jest dla mnie przereklamowane. Ludzie go nadużywają. A moje uczucia do Ciebie są głębsze - rumieniec wstąpił mu na policzki - Kocham Cię jest niewystarczające, aby opisać to kim dla mnie jesteś - zakończył, spoglądając na mnie spod rzęs.

Dziewczyna zmrużyła oczy, nie wiedząc czy jego słowa były szczere. Chociaż nawet mózg krzyczał o ich autentyczności, ona pozostawała uparta.

- Niby kim dla Ciebie jestem? - zapytała podnosząc brew do góry.

Na odpowiedź nie musiała długo czekać, przyszła ona natychmiastowo. Tak jakby chłopak przez dłuższy czas nad nią rozmyślał.

- Anali, jesteś częścią mojego serca, niezbędnym składnikiem do oddychania - wyznał - Bez Ciebie byłbym nikim - dokończył spuszczając głowę.

Nie rozmyślając nad niczym więcej, przycisnęła plecy szatyna do zimnej gleby, a swoje wargi złączyła z jego. Oboje czuli ogień płonący między nimi. Powietrze przesiąknęło pożądaniem. Chętnie trwaliby dłużej w tej samej pozycji, gdyby nie starsza Pani, przechodząca ze swoim psem drużką. Naturalnie, nie obyło się bez przezwisk skierowanych pod ich adresem i wzmianki o "tutejszej młodzieży". W śmiechu oderwali się od siebie.

- Ale wiesz, że to niczego nie zmienia? - znikąd pojawił się wiatr, powodujący gęsią skórkę - Ja wyjeżdżam, ale związek na odległość nie jest zły. Poradzimy sobie, przecież za...

Dziewczyna urwała widząc jego niezadowoloną minę i wyraz poddania. Nie wierzył, że mają szansę przetrwać. Najwyraźniej nie posiadał w sobie nadziei, której ona miała, aż za dużo. Ale tym razem, nie dałaby rady dźwigać wszystkiego sama. On musiał jej pomóc, a do tego potrzebna była chęć i wiara. Tylko czy chłopak nie utracił tych dwóch rzeczy dawno temu? Podniosła się z ziemi, otrzepując sukienkę. Babcia ukatrupi ją, gdy zobaczy te plamy. Pokręciła głową, twardo spoglądając na szatyna.

- Wyjeżdżam jutro o 10 rano, jeśli w nas wierzysz staw się tam na czas, natomiast jeśli się poddajesz nie przychodź - oświadczyła i bez zbędnych pytań odeszła. 

Not ready to let go
Cause then I'd never know
What I could be missing

But I'm missing way to much
so when do I give up
what I've been wishing for

***

Stała przy swoim pociągu, który w zamiarze miał odjechać za 5 minut. Harry miał marne kilka minut, czy mogła się już teraz poddać? Dlaczego nie potrafił stawić się na czas. Napisała do niego sms'a z zapytaniem czy tkwi w korku, odpisał jedno krótkie "nie". Na inne pytania, nie raczył odpowiedzieć. Co się z nim dzieję? Naprawdę ich przekreślił? Do Anali podeszła starsza Pani, która ledwo trzymała się na nogach. Dziewczyna pomogła jej, stanowiąc oporę.

- Skarbie, on na pewno się zjawi - staruszka podjęła marne próby pocieszenia - Pewnie utknął w jakimś korku. On Cię kocha.

- Nie wydaje mi się, babciu - zamrugała kilkakrotnie odganiając łzy - Harry już dawno stracił jakąkolwiek nadzieje - pochyliła się do przodu, aby przytulić seniorkę - Idźcie już, i tak za 4 minuty odjeżdżam - uśmiechnęła się delikatnie.

- Zostaniemy do końca - oświadczyła słabym głosem.

Anali pokręciła głową. Zrezygnowana chwyciła walizkę. Wiedziała, że się nie zjawi. Prowadzi życie na własnych zasadach. A jeśli nie może mieć jej przy sobie, nie ma ochoty tego ciągnąć. Przynajmniej tak sądziła przyszła studentka. Popatrzyła w dal, próbując doszukać się charakterystycznych loków, które nie są już tak samo kręcone jak kilka miesięcy temu. Opuściła głowę, odliczając minuty. Czas ścigał go niemiłosiernie. Tylko czy zdąży, jeśli w ogóle miał zamiar się pokazywać? 

4 minuty - żegna się z dziadkami i Max'em.

3 minuty - chwyta za bagaże

2 minuty - podchodzi do pociągu

1 minuta - rozgląda się po stacji

1 minuta po czasie - wsiada

2 minuty po czasie - znajduje miejsce

3 minuty po czasie - patrzy przez okno

4 minuty po czasie - słyszy charakterystyczny gwizd

5 minut po czasie - odjeżdża

Najwyraźniej tak musiało być. Niektórzy ludzie nie są sobie przeznaczeni. Ich drogi się rozeszły i nic nie wskazuje na to, aby znowu się złączyły. Nie ważne jak bardzo będzie za nim tęsknić, jak bardzo będzie za nim płakać - musi iść do przodu z wysoko podniesioną głową. On miał szansę, którą źle wykorzystał. Ona miała wybór, który źle wykorzystała.

Do: Harry ♥

Mimo wszystko zawsze będę Cię kochać x

Nie otrzymując odpowiedzi zasnęła. Przed nią długa podróż.

I shot for the sky
I'm stuck on the ground
so why do I try
I know I'm gonna fall down
I thought I could fly
so why did I drown
I'll never know why it's coming down down down



______________
Jutro lub pojutrze dodam epilog (:

Rozdziału nie było, ponieważ byłam na niezapowiedzianych wakacjach, a we wtorek jadę na kolejne, więc postaram się dodać epilog jutro. Przepraszam i dziękuję za cierpliwość ♥♥ 

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 22

Poprzedni rozdział napisałam w 3 osobie, ten również będzie tak pisany. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza :)

__________

Dziewczyna wylegiwała się na słońcu, wykorzystując ostatnie dni wakacji. Studia zbliżały się dużymi krokami. Szatynka zdecydowała się złożyć papiery do Oxfordu, dzisiaj miała przyjść koperta z informacją o jej przyjęciu. W myślach trzymała za siebie kciuki. Od najmłodszych lat marzyła, aby studiować na Oxfordzie. Jeszcze nikt nie wiedział, że papiery złożyła akurat tam. Dziadkowie nie powinni mieć z tym problemu, ponieważ Uniwersytet znajdował się blisko Londynu. Natomiast nie miała pojęcia jak zareaguje na to Harry. W końcu miała się tam przeprowadzić na stałe, mieli widzieć się rzadziej. Perspektywa życia z daleka od chłopaka sprawiała natychmiastową zmianę humoru z szczęścia na smutek, ale nie mogła zmusić go do przeprowadzki, przecież tutaj prowadził własne życie. Zastanawiała się czy związek na odległość wprawdzie małą, ale jakąś mógł przetrwać? Westchnęła i postanowiła sprawdzić skrzynkę na listy. O 12 powinna przyjść koperta, a była już 1 popołudniu. Leniwym krokiem zmierzała ku bramce. Czuła lekkie przerażenie, ponieważ co jak co, ale od tego zależała jej przyszłość. Z chwilą dotarcia do celu myślała jedynie, żeby nie zwymiotować na ukochane petunie babci. Drżącą dłonią otworzyła skrzynkę i zobaczyła białą kopertę z herbem Oxfordu. Wyciągnęła ją i wahała się nad otworzeniem listu. Nie wiadomo co się w nim znajduje. A jeśli się nie dostała? Załamie się, cały plan życia, który ułożyła sobie w głowie się rozsypie, ale z drugiej strony? Może będzie to pozytywna odpowiedź. W końcu była wzorową uczennicą.
-Raz kozie śmierć, prawda? - zapytała samą siebie i rozerwała kopertę.
Z ust dziewczyny wydobył się pisk, gdy ujrzała napis potwierdzający jej przyjęcie. Krzyczałaby tak do końca dnia, gdyby dziadkowie nie wybiegli i nie zaczęli jej uspokajać oraz pytać "co się stało?". Zaskoczeni informacją wyjazdu oraz dostania się na upragnioną uczelnię wnuczki stali jak dwa słupy soli. Po kilku minutach ochłonęli i pogratulowali dziewczynie, oraz wszyscy jednogłośnie uznali, że trzeba to uczcić. Starcy zajęli się zapraszaniem bliskiej rodziny, czyli Max'a i Ellie. Nie utrzymywali bliższych stosunków z resztą rodziny. Częste konflikty między rodziną mamy i ojca dziewczyny doprowadziły do zerwania kontaktu. Nie żałuje tego, nigdy nie lubiła ciotki, wujka czy też dziadków od strony ojca. Natomiast z kuzynami zdarzało jej się skontaktować. Szatynka za zadanie postawiła sobie przygotowanie przekąsek oraz powiadomienie Harry'ego o niby przyjęciu. Wszyscy w trymiga uwinęli się ze swoimi obowiązkami. Chłopak był zaciekawiony o jaką wizytę chodzi, ale nie dostając odpowiedzi po prostu oznajmił, że przyjdzie. O 17:30 każdy w domu zaczął się szykować. Anali postawiła na prostą kreację, mianowicie granatową sukienkę przed kolano na grubych ramiączkach z kwadratowym dekoltem. Włosy związała w wysokiego kucyka, a makijaż pozostawiła bez zmian. Punkt 19 goście zaczęli się zbierać, jako pierwsza zjawiła się Ellie, zaraz po niej Max, a na końcu Harry. Przybyłe osoby rozłożyły się na dwóch kanapach. Z początku rozmowa obejmowała lekkie tematy. Anali skutecznie omijała wątek o studiach. Po minionej godzinie goście zaczęli się niecierpliwić. Każdy pragnął dowiedzieć się co takiego świętują. Ciekawość ludzka nie potrafi długo czekać. Ciemnowłosa zabrała głos litując się nad przybyłymi osobami.
- Jak sami dobrze wiecie za 2 tygodnie zaczynam studia - rozpoczęła swoją wypowiedź - w związku z tym postanowiłam zaryzykować i złożyć propozycję dołączenia do mojej ukochanej uczelni i dostałam się - przeniosła swoje uradowane spojrzenia na chłopaka - Dostałam się na Oxford! - pisnęła podekscytowana wywołując momentalną zmianę na twarzy Harry'ego. Uśmiech zniknął, widać było rozczarowanie. Był nią rozczarowany? Przecież spełniała swoje marzenia.
Ellie niemal od razu rzuciła się na swoją siostrzenice. Wszyscy jej gratulowali, Max płonął dumą. Dziadkowie uronili łzy wiedząc, że już niedługo ich wnuczka opuści bezpieczne gniazdko. Jedynie on, osoba od której najbardziej potrzebowała wsparcia, siedział z kamiennym wyrazem twarzy. Czy nie mógł cieszyć się jej szczęściem? Czy to naprawdę było, aż tak trudne?
-Haroldzie - zaczęła babcia - nie pogratulujesz swojej dziewczynie? - uśmiechnęła się promieniście w stronę młodzieńca.
Najwyraźniej słowa staruszki podziałały na mężczyznę, ponieważ wstał i wziął An w ramiona. Uścisk był lekki i sztywny. Nie czuć było w nim uczuć. Był wymuszony. Kiedy się od niej odsunął powiedział jedynie:
- Moje gratulacje, zostałbym dłużej, ale się śpieszę.
"Miłej nocy!"  krzyknął wychodząc. W jego zachowaniu nikt nie zauważył sztuczności czy dziwaczności, oprócz Anali. Dziewczyna miała świadomość, że rani go wyjazdem, ale co mogła zrobić? Zrezygnować? O nie, rezygnacja nie wchodziła w grę. Spotkanie do końca potoczyło się pomyślnie. Dowcipy wujka Max'a na chwilę poprawiły humor 19-latki, a opowieść cioci o wycieczce do Włoch i mężczyźnie, który próbował nakłonić ją na seks lub ucieczce przed właścicielem sklepiku osądzającym ją o kradzież lalki. Oczywiście zapewniła ich, że była niewinna. Gdy bliscy opuścili dom dziadek ogłosił, że porządkami zajmą się jutro. W taki sposób Anali wylądowała w łóżku z problemem, którego do końca nie rozumiała.
Wiatr chłostał policzki kobiety . Deszcz uderzał w czerwony parasol, a obcasy wystukiwały melodie znaną tylko ich właścicielce. Torebka nieustannie spadała z jej ramienia doprowadzając szatynkę do szału. Przyśpieszyła krok widząc zielone światło dla pieszych. Śpieszyła się do pracy, nie mogła kolejny raz zjawić się spóźniona. Szef znowu wyskoczyłby z pretensjami. Planując cały dzień od a do z dotarła pod firmę. Mimo marzeń o otwarciu własnego wydawnictwa literackiego, skończyła w "GreenCorporation". Zajmowała wysokie stanowisku w pracy, ale nie była szczęśliwa. Bizneswoman to nigdy nie miała być ona. Widać stało się inaczej. Przez ogromne szklane drzwi dostała się do środka. Windą wjechała na 3 piętro i skierowała się w stronę swojego biura. Płaszcz odwiesiła na stojak. Jak zwykle na biurku znajdowała się masa papierów i krótka notatka o jej dzisiejszych obowiązkach, których i tak do końca dnia będzie więcej. Z małą niechęcią usiadła na krześle obrotowym i uruchomiła laptopa. Cały dzień pracy i obowiązków czas zacząć. Około godziny 13 wybrała się na kawę i rogala. Marny obiad, ale przy tak napiętym grafiku na lepszy Cię nie stać. Naturalnie jak za każdym razem rozpoczęła rozmowę z Madison. Nową i chyba nawet jedyną przyjaciółką jaką miała.
- Kolejny dzień spędzony z upierdliwą Kathy przyprawia mnie o migrenę. Nie wytrzymuje z jej pozbawionymi sensu uwagami -  zabrała głos zaczesując rude włosy za uszy.
Kathy odwieczny wróg Mady. Nikt nie dogryzał sobie jak one dwie. Nie wiadomo nawet dlaczego tak bardzo się nie znoszą.
- Niestety głowy jej nie pozbawisz - zażartowała ciemnowłosa.
- Nie wiadomo. A jak z Twoim przyszłym mężem? - puściła oczko.
- A jak miałoby być? - uniosła brew - W ostatnim czasie widzimy się rzadziej przez jego nocne zmiany. Niestety takie życie policjanta.
- Nie martwisz się, prawda? Przecież nic mu się nie stanie. Miasteczko jest czyste. Nie ma żadnych złych bandziorów - uśmiechnęła się pocieszająco.
- Pewnie masz rację.
- Rozluźnij się on wróci cały i zdrów - ugryzła kawałek pączka.
- Nie stresuje się jego pracą, a raczej ślubem. Nie jestem pewna czy wytrzymam z jego poważną stroną, potrzebuje odrobiny romantyzmu i dziecinności , a on mi jej nie zapewni. Dreszczyk adrenaliny i strachu byłby czymś niesamowitym - wylała swoje zmartwienia na wierzch i zanurzyła usta w gorącym Latte.
- Adrenalina? Po co Ci ona? Oczekujesz, że będzie jakimś dziecinnym bad boy'em? On jest dorosły i opiekuje się całym miasteczkiem. Nie może łamać zasad, jest gliną - powiedziała stanowczym głosem - Źli chłopcy ze skaleczoną duszą istnieją tylko w książkach, nie w prawdziwym życiu.
- Nie powiedziałabym - mruknęła i spuściła wzrok.
- Ocknij się! Niedługo bierzesz ślub, musisz opuścić świat fantazji i powrócić do świata realistycznego - pstryknęła palcami przed nosem swojej przyjaciółki.
- Masz rację - przyznała- W końcu go kocham. Daniel jest moją jedyną i prawdziwą miłością. Nic lepszego od niego w całym moim życiu mi się nie przytrafiło.
- Dokładnie Anali! 
Ciemnowłosa dokończyła swoje jedzenie i powróciła do biura. Zastanawiając się nad suknią ślubną. Tak szybko zapomniała o swojej nastoletniej miłości czy też wielu przygodach. Wyjazd na studia wszystko odmienił. Jej życie stało się inne, powróciło do normalności. Ona straciła kontakt ze swoimi byłymi znajomymi. A o Harry'm całkowicie zapomniała. W takim razie czy na pewno był jej miłością? Ukochanego nie można od tak wymazać z pamięci, więc jak ona to zrobiła? Czy zależało jej na nim? Może rzeczywiście był tylko nastoletnią miłością i odskocznią od normalności? Chyba naprawdę go nie kochała. Nie mogła, przecież go zostawiła. Myślała tylko o sobie. Harry pozostał słodkim wspomnieniem. 


Otworzyła oczy przerażona swoim snem, który był zbyt realistyczny. Nowi znajomi? Nowe miasto? Nowe życie? Nowa miłość? Przecież to wydaje się być absurdalne, niemożliwe. Nie da się zapomnieć o kimś kto był Twoim całym światem, prawda? Przynajmniej ona by nie potrafiła. Zaśmiała się pod nosem z własnego strachu.
-Czego się boisz? - zapytała retorycznie - Ty i Harry się nie rozstaniecie. Nie bądź głupia.
Potrząsnęła głową, ale mimo własnych słów czuła lekkie wahania. Naturalnym było pisanie życia od początku w obcym miejscu. A związki na odległość zazwyczaj rozpadają się po 2 miesiącach. Nieważne, że Oxford jest blisko, szatyn nie przetrwałby rozłąki. Anali nie miałaby pojęcia czy mu ufać, skąd miałaby wiedzieć czy jej nie zdradza? To wszystko wydaje się być zbyt skomplikowane. Oni nigdy nie powiedzieli sobie tych dwóch słów znaczących nadzwyczaj wiele. Zagubiona we własnych myślach nie wiedzieć jak i kiedy dotarła pod dom Harry'ego. Nieważne, że była w piżamie i nieważne, że był środek nocy zadzwoniła do jego drzwi z nadzieją pomocy. Zaraz, ale jakiej pomocy? W czym? Nie miała pojęcia. Chciała się wycofać, ale nie mogła. Jej palec bez przerwy naciskał na dzwonek. Przekleństwa dochodzące ze środka pomieszczenia towarzyszyły zbliżającemu się mężczyźnie. Otworzył drzwi i zaskoczony odskoczył do tyłu. Harry zdziwiony pocierał ręką kark, ponieważ jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, żeby Anali przyszła do niego w środku nocy w piżamie z nieobecnym wzrokiem.
-Kocham Cię.




__________________________________
1 rozdział + epilog = koniec
Jezu, koniec jest niezwykle blisko. Nie wierzę, że to skończę. Kocham was! 
Melanie x

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 21

*3 osobowa narracja*
50 twarzy Grey'a i koniec! - krzyknęła stawiając na swoim.
-Nie mam ochoty na pornosa- jęknął żałośnie - Wolę Batman'a.
-To nie jest pornos - prychnęła - Batman'a możemy pooglądać później.
Chłopak wywrócił oczami zgadzając się na film, który wybrała szatynka. Puścił romans i umiejscowił się na kanapie obok dziewczyny, ona zaś wtuliła się w jego tors. Lekko pocierał ramię swojej towarzyszki, która co chwilę przeklinała na film. Podnosiła ręce do góry protestując, bo przecież powinno stać się tak, a nie inaczej. Natomiast Harry wygłaszał komentarze w stylu "muszę tego na Tobie wypróbować" lub "Ten cały Grey i tak nie dorasta mi do pięt". Pod koniec filmu dziewczyna płakała mówiąc "To nie tak miało się skończyć". Chłopak starał się ją uspokoić, lecz marnie mu to wychodziło. Więc postanowił uciszyć jej słowa pocałunkiem. Chętnie oddała daną czułość. Ich usta łączyły się coraz bardziej łapczywie. Ręce błądziły po ciele. Wsuwały się pod koszulki delikatnie je ściągając. On scałowywał jej łzy, a ona wiła się pod nim w rozkoszy. Ciepło rozlało się u ich dołu. Namiętność wypełniła Harry'ego i Analii. Zdarł z niej spodnie powodując rumieńce na jej twarzy, on również został pozbawiony jeansów. Po chwili zniknęła bielizna. Niepewność czy jakiekolwiek zażenowanie odeszło w zapomnienie. Liczyła się tylko chwila i oni. Chłopak rozerwał saszetkę i włożył na swojego członka prezerwatywę. Spojrzał w brązowe oczy, w których widział nieme pozwolenie i pewność. Nie bała się, ponieważ żywiła do niego zaufanie. Delikatnie zaczął w nią wchodzić. Usłyszał gwałtowne wciąganie powietrza. Czy sprawił jej ból? Naprawdę tego nie chciał. Był w niej prawie cały, nie zanurzył się głębiej, ponieważ dla niej byłoby to za dużo. Nie wykonywał żadnych ruchów, pozwolił się szatynce przyzwyczaić do nieznanego uczucia. Kiedy wiedział, że powinien już zacząć rozpoczął robienie małych wsuwań i wysuwań. Jęczała i płakała z przyjemności i bólu. Chciał przestać, ale mu na to nie pozwoliła. Doszedł w niej, a ona kilka minut po nim.
-To się nazywa pieprzenie według Styles'a?- zapytała.
-Nie, skarbie to się nazywa pierwsze kochanie Styles'a i Anali- pocałował ją w czubek głowy.
-Przecież dla Ciebie to nie był pierwszy raz- zmarszczyła brwi nie rozumiejąc.
-Mylisz się - oświadczył - Pierwszy raz w życiu się kochałem.


________________
Krótki i do dupy, ale kolejny będzie dłuższy, 2 rozdziały + epilog = koniec

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 20

KOLEJNE OFIARY TAJEMNICZEGO MORDERCY! 
W opuszczonym budynku znaleziono ciała 10 mężczyzn. Po ilości zamordowanych można wywnioskować, że sprawca danego wydarzenia-jak i wielu innych- miał ze sobą wspólników. Zabite osoby były znanymi dilerami narkotyków, zabójcami oraz gwałcicielami. Policja od dawna ich poszukiwała. 
Nazwiska oraz ich imiona brzmią następująco:
-Tom Richard
-Joseph Fry
-Ray Mcfly
-Ray Turner
-David Murs
-Stephan Walker
-Oliver Clune
-Paul Bell
-Adam Pool
-Jerry Asblood
U większości wykryto naboje w klatce piersiowej. Najbardziej poszkodowaną osobą był niejaki Jerry Asblood, o którym dość sporo nam wiadomo. Mężczyzna miał w ciele, aż 5 pocisków oraz zidentyfikowano również ślad po głęboko wbitym ostrzu. 
Dlaczego policja wciąż nie wpadła na trop Tajemniczego mordercy?
Ile osób jeszcze zabije zanim zostanie zamknięty w więzieniu?
(...)
Podsunęłam mu pod nos artykuł, który gościł na pierwszej stronie gazety. Obserwowałam jak jego ciało powoli się napina.
-Czytałem- mruknął.
Posłałam mu zmartwione spojrzenie i odsunęłam delikatnie krzesło.
-Nie przejmuj się. Wszystko mam pod kontrolą- dodał widząc wyraz mojej twarzy.
-Pod jaką kontrolą? Piszą o tym w gazetach. Policja Cię poszukuje. Możesz trafić do więzienia! Harry do cholery!- odeszłam od stołu i odwróciłam się do niego plecami, robiąc kilka kroków do przodu w zamiarze spojrzenia przez okno.
-Od zawsze o tym pisali i od zawsze miałem to pod kontrolą!- on również krzyknął.
Westchnęłam. Powoli fragmenty układanki na temat Harry'ego zaczynały do siebie nie pasować. Traciłam jakąkolwiek nadzieję na zrozumienie jego świata choć w połowie.
-Jak?- zapytałam nie licząc na odpowiedź.
Chłopak badał mnie uważnie spojrzeniem. Rozważał nad wyjawieniem mi prawdy, a zbyciem jakąś wymówką. Zacisnął ręce w pięści i spuścił wzrok w dół.
-Chcesz dowiedzieć się całej prawdy?- zapytał niepewnie.
Patrzył się wszędzie, byle nie na mnie. Podeszłam do niego powolnym krokiem i ukucnęłam naprzeciw niego. Nie spojrzał na mnie. Zamknął oczy. Wyglądał jak mały bezbronny chłopczyk. Przejechałam opuszkami palców po jego policzku.
-Chcę wiedzieć wszystko Harry- odparłam.
Wstrzymał oddech. Jego ręka zaczęła się minimalnie trząś.
-Dobrze, ale nie tutaj- przygryzł dolną wargę.
-Pójdę z Tobą wszędzie, żeby odkryć prawdę- szepnęłam.
-Zaprowadzę Cię w pewne miejsce- wypuścił cicho wstrzymywane powietrze- Nie byłem tam od dzieciństwa- dodał po chwili.
***

Staliśmy na gruzach starego budynku. Wokół nas rosły różne niepielęgnowane od dawna rośliny oraz wysokie, niekoszone trawy. Odłamki drzew można było zauważyć wszędzie. Słońce odbijało się od kawałków szkła. Spojrzałam na Harry'ego czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie.
-Tutaj kiedyś mieszkałem- przyznał po chwili milczenia- Obecnie po moim domu zostały kawałki.
Westchnęłam i usiadłam na zakurzonej posadzce, brunet powtórzył moją czynność. Stykaliśmy się kolanami i spoglądaliśmy sobie w oczy. W ciszy czekałam na historię.
-Więc- zaczął- właśnie tutaj wszystko się rozpoczęło. Wstęp i zakończenie znasz, więc najlepiej będzie jak przejdę do rozwinięcia. Po tym jak zostałem sam chcieli oddać mnie do domu dziecka, ale dzięki David'owi nie wylądowałem w tamtym miejscu. Przez pewien okres czasu mieszkałem u niego. Można powiedzieć, że na początku mną manipulował. Wykonywałem za niego brudne zlecenia. Dopiero później się od niego uwolniłem. Zacząłem żyć na własną rękę. Poznałem Niall'a i resztę chłopaków przypadkowo w barze. Razem wkroczyliśmy na drogę przestępstwa. Na początku podobała nam się taka perspektywa życia, ale później jedynym co się liczyło było pozbycie się Jerry'ego i rozpoczęcie normalnego życia. O policje nie martwiliśmy się z jednego powodu. Mieliśmy w niej wtyki. Kuzyn Niall'a w niej pracował. Od zawsze nam pomagał. Teraz kiedy pozbyliśmy się jedynej przeszkody może prowadzić zwyczajne życie- lekki uśmiech wpełzał mu na usta- Śmiało zadawaj pytania.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Powoli skanowałam nowo zdobyte informacje. Chciałam rzucić się Harry'emu na szyje z radości, ponieważ w końcu mi zaufał, ale również pragnęłam go przytulić i nigdy nie wypuścić. Przeżył naprawdę wiele.
-Gdzie pracujesz?- zapytałam nie ruszając się z miejsca.
Gardłowy śmiech dotarł do moich uszu.
-Założyłem własny sklep z bronią- widząc mój niesmak dodał- Spokojnie legalny!
Zaśmiałam się pod nosem. I pocałowałam go prosto w usta.
-Koniec pytań?- uniósł brew do góry
-Mam jeszcze jedno- westchnęłam- Jaki jest Twój ulubiony kolor?
Urocze dołeczki ozdobiły jego chłopięcy uśmiech. Wyglądaj tak młodo i niewinnie.
-Różowy i pomarańczowy. A Twój?
-Róż? To bardzo męskie Panie Styles- zachichotałam- Uwielbiam szmaragdowy.
-Szmaragd? Jak moje oczy?- przybliżył swoją twarz do mojej.
-Jak Twoje oczy-przyznałam.



________________________
Przepraszam, że długo nie dodawałam rozdziału na Time'ie. Ale w końcu wymęczony jest. Mam nadzieję, że choć trochę wam się spodobał. 
Zostało około 3 rozdziałów + epilog do końca. 
Drugiej części nie będzie. 
Ehh, trudno jest się pożegnać z ff, które rozpoczęło Twoją przygodę z pisaniem..

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 19

  -Cóż za miła niespodzianka- dobiegł mnie znajomy głos.

Jerry stał przodem do mnie, oparty o blat biurka. Jego ręce były skrzyżowane na piersi. Nie miałem zamiaru czekać na pierwszy ruch z ich strony. Popatrzyłem porozumiewawczo  na Niall'a, on zaś przekazał nasz znak pozostałym. Czas wcielić plan w życie. Nie miałem nawet chwili, aby spojrzeć ilu ludzi ma ze sobą Jerry. Domyśliłem się, że około ośmiu, było ich więcej niż nas. Chłopaki zajęli się jego wspólnikami pozostawiając mi go na wyłączność. To była gra. Nasza gra. Pierwszy cios był zadany z mojej strony. Z całej siły uderzyłem go w żuchwę. Odwdzięczył się tym samym. Każdy ruch miałem przemyślany. Znałem jego czułe punkty, a on znał i moje. Wykonałem unik i z całych sił walnąłem go w tors. Wydał z siebie zduszony jęk. Wykorzystałem chwilową przewagę i popchnąłem go na ziemie. Zachwiał się i runął na nią. Usiadłem na nim okrakiem i zacząłem okładać go pięściami. Moje kostki ociekały krwią, jak jego twarz. Jerry uderzył mnie nogą w plecy. Wypuściłem gwałtownie powietrze i znowu zadałem mu cios. Odwróciłem głowę w bok, aby zobaczyć ilu jego ludzi pozostało przy życiu. Na szczęście było już ich tylko trzech. Trupy leżały całe we krwi na podłodze. Połowa z nich zmarła z rąk pistoletu. Spojrzałem w stronę drzwi i zauważyłem skuloną postać. Brązowe włosy, tak dobrze mi znane. Ta chwila nieuwagi wystarczyła, żeby Jerry zrzucił mnie z siebie i tym razem siedział na mnie. Teraz ja byłem jego workiem treningowym i nie potrafiłem wykonać najmniejszego gestu. Wpatrywałem się w nią. Płakała. I jedyną rzeczą, o której myślałem, był sposób przyciągnięcia jej do siebie i wyszeptania, że wszystko będzie w porządku. Niestety nie mogłem tego zrobić, a dane słowa byłyby kłamstwem.
~Anali~
Wpatrywałam się w jego twarz. Jerry cały czas okładał twarz Harry'ego pięściami. Dlaczego on nic nie robi? Dlaczego patrzy na mnie przepraszającym spojrzeniem? Muszę coś zrobić. On nie może zginąć. Nie może. Przecież powiedział, że zostanie. Powiedział, że mnie nie opuści. W tym momencie potrzebowałam więcej czasu, ale niestety nie miałam go. Każda sekunda była ważna. Otarłam wierzchem dłoni łzy i wyciągnęłam broń ukrytą zza paskiem spodni. Na moje szczęście Max jej nie zauważył. Podniosła się z ziemi i pobiegłam w kierunku Jerry'ego. Harry tylko przymknął powieki. I napiął wszystkie mięśnie. Dobrze wiem, że wolałby gdybym tam została. Kiedy byłam już blisko -nie wiedząc co dokładnie mam zamiar zrobić- rzuciłam się na Jerry'ego. Już nie siedział na Harry'm, tylko znowu został przygwożdżony do ziemi. Trzymałam jego nadgarstki w specjalnym układzie, aby nie mógł mi się wyrwać, mimo, że był kilkanaście razy ode mnie silniejszy. Na jego twarzy widniało zaskoczenie, które po chwili zamieniło się w szyderczy uśmiech. 
-Kogo my tu mamy- wyszczerzył się jeszcze bardziej- Styles spójrz przyszła Twoja dziwka-kiedy usłyszałam ostatnie słowo, padające z jego ust, zacisnęłam szczękę i z całych sil walnęłam go kolanem w męskość. Syknął z bólu, zamykając oczy. 
-N i e  m a s z  p r a w a  t a k  o  m n i e  m ó w i ć- wysyczałam podkreślając każde słowo.
-Suka- wycedził przez zaciśnięte wargi. Kolejny raz przywaliłam mu w krocze i teraz jedną ręką trzymałam obie ręce Jerry'ego, tylko po to żeby go spoliczkować, a następnie przystawić mu pistolet do twarzy. Nie wiedzieć dlaczego ubrałam rękawiczki, chyba przerażał mnie fakt, że mogą znaleźć moje odciski palców w tym miejscu...
-A teraz się zamknij- powiedziałam, niesamowicie opanowanym głosem i jeszcze mocniej przystawiłam mu broń do czaszki. Zauważyłam, że uśmieszek nie schodzi mu z twarzy. Dlaczego jest taki szczęśliwy? Przecież w każdej chwili mogę go zabić! On naprawdę jest psychiczny...
-Anali, co ty tu do cholery robisz?!- wydarł się na mnie Styles. Pewność siebie natychmiastowo ze mnie wypłynęła.
-Jak widzisz ratuję Ci dupę- nie mogłam powstrzymać uśmieszku, który wpełzał na moje usta, kiedy wypowiedziałam te słowa. Harry'emu najwyraźniej nie było do śmiechu kiedy je usłyszał. Oderwał na chwilę ode mnie wzrok i skierował go na kogoś innego, po czym natychmiast padł strzał. Jakiś mężczyzna upadł na ziemie. Otworzyłam szeroko oczy widząc z jaką łatwością oraz obojętnością Harry zabił tego człowieka. Spojrzałam w drugą stronę i to co zauważyłam spowodowało, że moje serce na moment się zatrzymało. Jakiś chłopak trzymał pistolet przy skroni NIALL'A. Dany człowiek stał obrócony do mnie plecami. Nie myśląc nad tym co robię, poderwałam się do góry-uwalniając przy tym Jerry'ego- i strzeliłam prosto w głowę mężczyzny, który próbował zabić mojego przyjaciela. Wydałam z siebie krzyk. I upadłam na ziemie. Nie wierzę zabiłam człowieka. Zabiłam człowieka! O boże! Jestem odpowiedzialna za śmierć tego mężczyzny! Z twarzy odeszła mi cała krew, a w głowie mi się kręciło. Przed oczami miałam mgłę. Harry chciał do mnie podejść, ale nie mógł, ponieważ drogę zastąpił mu Jerry. Brutalnie podniósł mnie z ziemi i przystawił mi lufę do skroni. Wstrzymałam oddech, aby po chwili go wypuścić. Cała drżałam. Z moich oczu wypływały łzy. Moja broń znajdowała się na ziemi. Nikt nie był nią nawet zainteresowany. Wszystkie oczy były skierowane na naszą trójkę. Nikt już nie toczył walki. Czyżby nasi przeciwnicy umarli? Pozostał tylko Jerry? Nie miałam pojęcia. Dla mnie czas się zatrzymał.
-Nawet nie ważcie się do niej podchodzić. Jeśli którykolwiek z was zrobi krok w jej stronę zastrzelę ją. Dobrze wiesz, że to zrobię Styles- zagrzmiał jego głos.
-Czego chcesz Jerry?- wysyczał Harry.
-Niczego, oprócz zniszczenia Ciebie- szalony uśmieszek widniał na jego twarzy.
-To dlaczego po prostu mnie nie zabijesz? Już i tak odebrałeś mi rodzinę. Dobrze wiesz kim się przez to stałem, dobrze wiesz jaki to miało wpływ na mnie i na moje życie. Nie wystarczy Ci to? Nie możesz mnie już zabić i skończyć tej całej gry?- twarz miał opanowaną, ale jego oczy błyszczały strachem i bólem. Chciał mnie ochronić za wszelką cenę. Nawet ceną swojej własnej śmierci.
-Nie!-krzyknęłam i poczułam jak Jerry mnie policzkuję. Mięśnie Styles'a się napięły, a oczy pociemniały.
-Siedź cicho-wysyczał.
-Nie waż się jej bić- wycedził przez zaciśnięte wargi.
-Oh, Styles. Kto by pomyślał jak miłość do tej dziewczyny sama w sobie Cię zniszczy. Nawet nie masz pojęcia jaki jesteś teraz słaby- z jego ust wydobył się chrapliwy śmiech.
-Wcale nie jestem przez nią słabszy. Tylko silniejszy- zrobił mały krok do przodu- Ona mnie nie zniszczyła, tylko naprawiła-następny krok- A ty nic nie wiesz o mnie, ani o nas. Nie masz pojęcia kim jestem naprawdę. Potrafisz sobie tylko przedstawić mylny obraz mnie- czerń ogarnęła jego tęczówki. Mrok nad nim zapanował. A on stał blisko. Blisko mnie i Jerry'ego. Moje serce wypełniło niewyobrażalne ciepło spowodowane jego słowami.
-Dobrze wiem kim jesteś- powiedział stanowczo- Jesteś nic nie wartym gnojkiem Styles. Nikogo nie obchodzisz. Nikt Cię nie potrzebuję. Nikomu na Tobie nie zależy. Jesteś maszyną do zabijania. Nie posiadasz uczuć. Nie posiadasz serca. Nie masz pojęcia czym jest miłość- z każdym kolejnym słowem Harry stawał się mniej pewny siebie. Stawał się małym bezbronnym chłopczykiem, któremu odebrano całą rodzinę Wszystko co miało dla niego znaczenie. Chłopczykiem, który został porzucany przez świat, który nie miał nikogo komu mógłby zaufać. Chłopczykiem, który musiał sam przez to wszystko przejść- Myślisz, że coś dla niej znaczysz? Myślisz, że ona zdoła pokochać takiego potwora jak ty? Nie widzisz, że Anali nic do Ciebie nie czuję, że się Ciebie boi? Styles sprawiasz jej tylko ból. Ona Cię nie potrzebuję, ty ją nie obchodzisz, nie zależy jej na Tobie. Zrozum, że...
-Harry nie! Nie słuchaj go!- przerwałam mu. Nie mogłam znieść widoku. Widoku małego chłopczyka, który w tym momencie potrzebował mnie jak nigdy.
-Zamknij się suko!- warknął Jerry.
-Nie!- krzyknęłam- Harry, zależy mi na Tobie. Jesteś dla mnie ważny. I nie jesteś żadnym potworem, nie słuchaj go! Posiadasz uczucia, masz serce, ponieważ inaczej nie potrafiłbyś oddać mi jego połowy. Harry znaczysz dla mnie naprawdę wiele. Ja..-kolejny raz zostałam spoliczkowana. Podniosłam lekko głowę do góry i spojrzałam w szmaragdowe oczy- ...potrzebuję Cię Harry- wyszeptałam załamanym głosem.
-Miałaś siedzieć cicho suko-wysyczał wprost do mojego ucha.
-Nie waż się jej tak nazywać- warknął.
- I tak Styles nie możesz jej pomóc. Nie masz jak- szyderczy uśmiech ciągle widniał na jego twarzy.
I wtedy dotarło do mnie. Nie miałam pojęcia jak mogłam o tym zapomnieć. Powoli i dyskretnie wyciągałam mały nóż z kieszeni moich spodni. Nie rozumiem, naprawdę nikt się nie zorientował, że on tam jest? Jak widać słusznie zrobiłam chowając go w akurat tym miejscu. Nie zastanawiając się dłużej wbiłam ostrze w nogę Jerry'ego. Ten zatoczył się do tyłu.
-Suka- kolejny raz to samo słowo, mógłby się bardziej wysilić. Zanim się spostrzegłam Styles przyciskał go do ściany. I warczał coś do niego. Nie słyszałam słów. Dudniło mi w uszach. A nogi robiły się słabe. Usłyszałam strzał i zaraz po nim zemdlałam. Przed upadkiem uratowały mnie ramiona Niall'a. Bogu dzięki, że żyjesz. Że żyjecie obaj.
***
Otworzyłam oczy i podniosłam się lekko na łokciach, Niewiarygodny ból przeszył całe moje ciało. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Odetchnęłam z ulgą. Znajdowałam się w sypialni Harry'ego. Przeczesałam palcami włosy i uświadomiłam sobie co przed chwilą miało miejsce. Sądząc po tym, że nadal panuję mrok nie minęło od tego dużo czasu. Wstałam z łóżka kierując się ku schodom, a następnie zeszłam na dół do salonu. Zastałam tam Harry'ego siedzącego wygodnie na kanapie i oglądającego jakiś mecz w telewizji. Był umyty i przebrany w piżamie. Mianowicie miał na sobie jedynie czarne bokserki. Podeszłam do niego i spuściłam wzrok na swoje stopy. Wytrzeszczyłam oczy byłam w jego bokserkach i białej koszulce, a do tego miałam mokre włosy. Cholera. Usiadłam obok niego na kanapie. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odchrząknęłam. Zero reakcji. Zmarszczyłam brwi.
-Umyłeś mnie?- zapytałam. 
-Mhm- mruknął. 
-Oh- zaczerwieniłam się- To znaczy, że umyłeś mnie w wannie? I się nie ocknęłam? Widziałeś mnie nagą?- potok pytań wypłynął z moich ust. 
-Tak umyłem Cię w wannie, nie obudziłaś się i tak widziałem Cię nagą. Masz jeszcze jakieś cholerne pytania?- warknął i odwrócił głowę w moja stronę. Zadrżałam. 
-Dlaczego jesteś na mnie zły?-wyszeptałam.
-Bo do jasnej cholery nie posłuchałaś mnie. Nie zostałaś w tym pierdolonym domu. Musiałaś postawić na swoim i przyjechać. Nie pomyślałaś chociaż na chwilę, że coś może Ci się stać? Że może lepiej byłoby gdybyś nie przyjeżdżała? W ogóle skąd miałaś adres?- zdenerwowanie było widoczne w jego głosie. Spuściłam wzrok w dół wpatrując się w swoje paznokcie.
-Szczerze mówiąc, nie kazałeś mi zostać w domu, a przynajmniej nie powiedziałeś "masz zostać w domu"- próbowałam naśladować jego głos, co ani trochę mi nie wyszło- A adres miałam stąd, że wymsknęło Ci się kiedy rozmawiałeś z kolegami. I nie myślałam o swoim bezpieczeństwie, myślałam o Tobie. Martwiłam się, że coś może Ci się stać- mówiłam cicho i powoli.
-Dlaczego ty nigdy nie możesz pomyśleć o sobie? O tym, że coś może Ci się stać? I nie miałaś czym się martwić. Nic by mi się nie stało- głos miał już bardziej opanowany.
-Nie wiadomo- wymamrotałam pod nosem. Harry chwycił za mój podbródek i pociągnął go do góry. Spojrzałam w jego oczy.
-Nigdy więcej nie narażaj się na niebezpieczeństwo. Nie mieszaj się w rzeczy, które robię. Dobrze?- jego oczy błyszczały.
-Nie mogę Ci tego zapewnić- odpowiedziałam.
-Dlaczego?- jęknął.
-Ponieważ jeśli będzie chodzić o Ciebie to wskoczę w ogień- wyszeptałam. Harry złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Kiedy się od siebie oderwaliśmy zabrał głos.
-Potrzebuję Cię Anali- oparł swoje czoło o moje.
-Ja Ciebie też Harry- odpowiedziałam.
***
Leżeliśmy wtuleni w siebie. Okryci puchową kołdrą. Harry kreślił nieznane mi wzory na moim ramieniu, a ja jeździłam palcem po jego licznych tatuażach. Zatrzymałam się dłużej na jednym. Małe "A" przykuło moją największą uwagę. 
-Harry co oznacza to "A"- zapytałam z ciekawości nie odrywając wzroku od litery.
-Chodziło o pierwszą literę Twojego imienia "Anali"- złożył mały pocałunek na mojej głowie. 
-Oh- zdołałam jedynie wykrztusić. Podniosłam głowę do góry i złożyłam całusa w kąciku jego ust- Nie sądziłam, że tyle dla Ciebie znaczę- szepnęłam.
-Nie masz pojęcia ile dla mnie znaczysz. Jesteś najważniejsza. 
-Mogę Cię o coś zapytać?- ledwo dostrzegalne kiwnięcie głową, dało mi znak, żebym pytała- Zabiłeś Jerry'ego?- kolejne skinięcie głową. 
-Teraz mamy już spokój. Możemy żyć normalnie- powiedział wprost do mojego ucha i po chwili wahania dodał- kochanie.
Jedno słowo spowodowało motyle w brzuchu.
Jedno spojrzenie dało mi nadzieję.
Jedna noc całkowicie odmieniła moje życie.



_____________________________________________
Witajcie wszyscy! Nareszcie dodałam rozdział. Zebrałam się w sobie i go napisałam. Uprzedzam, że nie był sprawdzany. Dziękuję wam wszystkim za czekanie na kolejny rozdział i przepraszam, że dodałam go tak późno. Tyle rzeczy dzieje się w moim życiu, że ledwo ze wszystkim nadążam. Obecnie jest 2 w nocy, a ja dodaje rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodobał. I chciałabym podziękować za ten jeden komentarz od pewnego Anonima. Bez niego znając życie nie dodałabym tego rozdziału. Więc dziękuję Ci, że nadal czytasz moje fanfiction. Dziękuję wam wszystkim. Kocham was i życzę wszystkim miłej nocy ♥ 
Wasza Mellanie xx♥

sobota, 2 sierpnia 2014

Przepraszam!!

Przepraszam Was, ze rozdzial sie nie pojawil, ale  jestem u kuzynki we Wloszech i dopiero dzisiaj internet zostal doladowany. Kiedy tylko moja rodzina przywiezie mi laptopa napisze nowy rozdzial. Niestety nie moge go dodac wczesniej, poniewaz laptop mojej kuzynki nie ma wprogramowanych liter polskich. Oczywiscie jesli nie mielibyscie problemu z czytaniem bez polskich znakow interpunkcyjnych to dodam. Prosze o odpowiedzi w komentarzach. Kocham Was <3