niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 10

Znajdowałam się w ciemnym i wilgotnym pomieszczeniu. Ledwo dostrzegałam swoje ręce. Kilka razy wstawałam i błądziłam po pokoju, w poszukiwaniu drzwi. Ostatecznie się poddałam. Zapewne i tak są zamknięte. Osunęłam się na podłogę i dałam upust emocjom. Łzy strumieniami lały się po moich policzkach. Tkwię tu już jakieś dwa dni. Umieram z głodu, cała jestem obolała oraz pocięta w niektórych miejscach ciała. Mam nadzieję ,że nie zostaną blizny. Po gówno się tym zadręczam, nie wiadomo czy w ogóle kiedyś stąd wyjdę. To wszystko wydarzyło się zaledwie w jeden miesiąc. Gdybym nie poszła wtedy do lasu...
"Nie! Przestań się zadręczać 'Co by było gdyby?'. Stało się i nie cofniesz czasu do tamtego momentu. A nawet jeśli byś dała radę. To czy na pewno chcesz stracić Harry'ego?" Przemówił cichy głosik w mojej głowie. Sama nie wiedziałam czego chcę. Z jednej strony chciałabym, aby zostawił mnie w spokoju, a z drugiej ,żeby został na zawsze. W końcu...
W tym momencie do pomieszczenia wpadło ostre światło. Zmrużyłam oczy. Do środka wszedł Jerry. Kucnął naprzeciwko mnie. W ręce trzymał nóż. Na jego twarzy widniał krzywy uśmiech.
-Jak ci minęły dni, skarbie? Nie martw się Harry nie długo się zjawi.- powiedział szorstkim głosem- W tym czasie trochę się zabawimy.- przejechał nożem po moim policzku. Nie przeciął go. Skrzywiłam się na jego słowa i jeszcze mocniej przywarłam plecami do ściany. Wsadził ostrze do tylnej kieszeni spodni. Nachylił się nade mną. Jego ręce powędrowały na moje biodra. Przywarł do mojej szyi swoimi ustami. Zaczął błądzić  palcami po moim ciele. Oblała mnie fala obrzydzenia. Zszedł ustami na mój dekolt. Z całych sił próbowałam go od siebie odepchnąć. Niestety bezskutecznie, ale i tak nie miałam zamiaru się poddać. Chwycił za koniec mojego podkoszulka i pociągnął go w górę. Łzy lały się z moich oczu. Bluzkę rzucił w kąt. Zostałam w samym staniku. Modliłam się o jakiś cud. Chwycił mnie za tył głowy i natarczywie przywarł swoimi ustami do moich. Nie oddałam żadnego pocałunku. Miałam mocno zaciśniętą szczękę oraz zamknięte oczy. Nie chciałam go widzieć. Nie chciałam widzieć tej całej sytuacji. Nie chciałam widzieć tego jak nisko upadłam. Gdyby kiedyś, ktoś mi powiedział ,że coś takiego się stanie. Zapewne uznałabym ,że jest chory psychicznie. A teraz gdyby ktoś mi powiedział ,że zobaczę jak zabijają moich dziadków. Zapewne bym mu uwierzyła. Przez ten cały miesiąc ,zauważyłam ,że wszystko jest możliwe. Jerry powędrował palcami na zapięcie mojego stanika. Kiedy myślałam ,że już nic mnie nie uratuje. Usłyszałam strzał pistoletu. Jerry potoczył się na bok. Teraz mogłam zauważyć kto jest moim wybawicielem. Był to Harry. Stał w progu drzwi. Na jego twarzy widniała ,tylko wściekłość. Nic więcej. Żadnego współczucia, obrzydzenia, smutku. Tylko złość. Gdyby mógł zabijać wzrokiem, byłabym martwa. Ale to nie moja wina ,że mnie porwał i próbował zgwałcić oraz zabić. Mimo całego bólu podniosłam się i szybko założyłam na siebie podkoszulek. Niestety nie mogłam znaleźć mojej bluzy. Przegrana podbiegłam do Harry'ego. Sama nie wiedziałam co robić. Uciekać, stać w miejscu, podziękować? Zamiast tego powiedziałam tylko:
-Na szczęście do niczego nie doszło.- popatrzył na mnie, jak na największą idiotkę na świecie.
-Bo przyjechałem na czas. Do jasnej cholery! Jak ty wyglądasz!? Co on ci zrobił!? Kurwa, czemu w ogóle poszłaś sama do tego pieprzonego lasu!? Co ty sobie myślałaś?!- krzyczał na mnie, jakby to była moja wina. Kolejny raz czułam się jak nic nie warte gówno.
-Nic sobie nie myślałam. To nie była moja wina, że próbował mnie zgwałcić oraz zabić, żeby cię zrujnować! Wcale nie chciałam grać jakieś roli w twoim życiu! Nie prosiłam o to! To ty mnie w to wplątałeś! Zamiast zostawić mnie w spokoju, pozwolić odejść. Ty musiałeś mnie mieć. Bo masz każdą, a ja jestem pierwszą ,której nie możesz posiadać na własność! Zrozum to nigdy nie będę twoją kolejną zabawką!- słowa płynęły ze mnie jak potok. Oczy Harry'ego pociemniały. Zaczyna się...
-Oczywiście to nigdy nie jest twoja winna! Zawsze moja! Zawsze to ja kurwa robię coś źle! Tak?! Jesteś naiwna myśląc ,że w ogóle jakąś grasz. Jesteś kolejna pierdoloną dziwką! Nic nie wartą dziwką! Pamiętaj ja cię w nic nie wplątałem, sama to zrobiłaś.- jego słowa zraniły mnie doszczętnie.
-Skoro jestem nic nie wartą dziwką, to po co tu przyszedłeś? Po co mnie uratowałeś? Po co Harry?- nie miałam już siły na nic. Nawet na krzyk. Kiedy miał coś powiedzieć usłyszeliśmy kaszlnięcie. Był to Jerry.
W tym samym momencie popatrzyliśmy się w jego kierunku. Próbował się podnieść.
-Nie zabiłeś go?- nie odpowiedział na moje pytanie, tylko pociągnął mnie za rękę. Zaczęliśmy uciekać.
-Szybciej.- pospieszał mnie. Próbowałam mu dorównać niestety, nie dałam rady. Kiedy dobiegliśmy do auta, zorientowałam się ,że nadal trzymamy się za ręce. Szybko go puściłam.
-Wsiadaj.- rzucił beznamiętnym tonem. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy. Nie miałam nawet zamiaru zaczynać "rozmowy". Jego mięśnie były napięte. Z całych sił trzymał kierownice, aż mu pobielały knykcie. Wiedziałam ,że nadal jest zły. Zastanawiałam się czy odpuści sobie i zawiezie mnie do domu, czy pojadę z nim do jego mieszkania. Oczywiście, Harry postanowił zawieść mnie do swojego mieszkania. Ciekawe jak to będzie wyglądać. Otworzył mi drzwi, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Gdy weszliśmy do środka, rzucił mi jakiś swój top i kazał iść się umyć. Zrobiłam to co powiedział, nie miałam zamiaru się z nim kłócić.Odpuściłam ciepłą wodę. Próbowałam to z siebie zmyć. Ten cały brud. Po moim ciele lała się woda zmieszana z krwią. Stałam we własnej krwi. Umyłam włosy i kiedy czerwona ciecz przestała kapać, wyszłam. Powycierałam się ręcznikiem i ubrałam top. Gdy minęłam się z Harry'm w drzwiach, powiedział tylko:  "Na stole masz jedzenie". Nie spojrzał na mnie. Wzrok miał wbity w podłogę. Jego głos nie wyrażał żadnych emocji.  Nie sądziłam ,że będzie taki zły. Nie przypuszczałam ,że będę dla niego nikim. Ruszyłam w stronę kuchni. Na stoliku znajdowały się cztery kromki i herbata. Wszystko pochłonęłam w trzy minuty. Nie zdawałam sobie sprawy z tego ,jaka byłam głodna. Weszłam do salonu, w nadziei ,że napotkam przygotowaną kanapę do spoczynku. Niestety jej takiej nie zastałam. Przeszłam przez salon, kierując się w stronę sypialni. Harry już leżał pod kołdrą.
-Ymm, Harry?- mój głos drżał.
-Tak?- mruknął. Było zbyt ciemno, abym dała radę zobaczyć wyraz jego twarzy.
-Gdzie mam spać?- zdobyłam się na odwagę, żeby zadać pytanie.
-Tu.- jego głos nic nie wyrażał. Zero emocji.  Niepewnie ruszyłam w jego stronę. Kiedy byłam na łóżku, Harry przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie. To nie był czuły gest. Nie dla niego. Dla niego to był tylko dotyk. Potrzebował mnie tylko do ciepła.
-Nie!- powiedziałam stanowczym tonem i odsunęłam go od siebie. Miałam już dość. Chciałam wiedzieć. Wstałam i zaświeciłam światło. Wyglądał na zaskoczonego, moim zachowaniem.- Może dla ciebie to tylko dotyk, ale dla mnie to coś więcej. Powiedziałeś ,że jestem nic nie wartą dziwką, że nie gram żadnej roli w twoim życiu. To po co, to wszystko? Harry pogubiłam się w tym.- głos mi się łamał. Nie dałam rady być twarda. Usiadłam na skraju łóżka. Harry przeczesał ręką włosy i usiadł koło mnie.
-Nie chciałem tego powiedzieć.
-Ale powiedziałeś.- nawet nie miał pojęcia ,jak jego słowa mnie zraniły.
-Wiem i tego żałuję. Anali nie jesteś nic nie wartą dziwką. Nie dla mnie. Grasz pierwszoplanową rolę w moim życiu. Nawet jeśli bardzo bym bardzo chciał, aby tak nie było. To nie potrafię tego zmienić. Kiedy cię dotykam pojawia się myśl "Będzie przez ciebie cierpieć". Nie chcę ,żeby tak było. Nie chcę cię skrzywdzić. Na litość boską, ja chcę cię ochronić. Ochronić przed tym całym złem. Nie wiem dlaczego, nie wiem z jakiego powodu ,ale ty jesteś inna. Jest coś w tobie co mnie do ciebie przyciąga i nie pozwala stracić.- mówiąc to nie patrzył na mnie, lecz przed siebie. Po chwili spojrzał mi prosto w oczy. Jakby szukał jakiejkolwiek w nich odpowiedzi. Nie dostał jej. Nie umiałam dobrać słów. Mój język był zaplątany. W gardle czułam ogromną gule. Nie potrafiłam wydobyć z siebie, ani jednego słowa. Przy okazji sparaliżowało mnie. Nie wykonałam ,żadnego czułego gestu, nie powiedziałam nic.
-Wiesz co, zapomnij o tym co powiedziałem.- wstał i wyszedł z pokoju. Jakiś głosik w mojej głowie mówił "Dalej biegnij za nim!", natomiast drugi "Zostaw, nie jest tego wart". Posłuchałam się pierwszego. Szybkim krokiem wyszłam z sypialni. Zastałam go w kuchni. Był obrócony do mnie tyłem. Opierał się o blat. Z świstem wypuściłam powietrze. Gdy byłam bliżej niego ,zauważyłam jego napięte mięśnie. Ciemna strona wzięła górę. W myślach życzyłam sobie powodzenia. Wślizgnęłam się pomiędzy niego a blat. Popatrzył na mnie, wyraźnie zaskoczony. Jego oczy były ciemne, już nie szmaragdowe a czarne. Panował w nich istny chaos. Trwała wojna pomiędzy dobrem a złem. Jak na razie wygrywało zło. Położyłam ręce na jego przedramionach i zaczęłam mówić.
-Przepraszam. Nie miałam pojęcia jak się w tedy zachować. Co miałam powiedzieć, co miałam zrobić? Nie wiedziałam. Moja głowa nadal przetwarza wszystkie informację z ostatniego miesiąca. Tyle się w nim wydarzyło. Padło tak wiele słów, których do teraz żałujemy. Stało się tyle rzeczy, które do tej chwili nas gnębią. Przepraszam cię za to co powiedziałam, co zrobiłam. Rozumiem ,że cię to uraziło ,ale twoje słowa również mnie zraniły. Zniszczyły doszczętnie. Harry pamiętaj nie możesz cały czas uciekać. To wszystko cię dogoni. Nie wiem co czas nam przygotował, ale wiem ,że to nie będzie łatwe.- z jego oczu powoli znikała ciemność ,a na jej miejscu pojawiał się blask. Nagle przypomniałam sobie swój sen "Tylko ty masz moc, aby je rozjaśnić". Może chodziło o jego oczy. O jego serce. Po chwili przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta. Przycisnął mnie do blatu i wsadził ręce pod "mój" podkoszulek. Wplątałam palce w jego loki. Podniósł mnie do góry, oplotłam go nogami wokół pasa. Niósł mnie do sypialni, ciągle całując. Ścisnął moje pośladki. Z moich ust wydostał się jęk. Poczułam ,że się uśmiecha. Położył mnie na łóżku i lęgł koło mnie. Jedną ręką mnie objął ,a drugą lekko gładził mój policzek. Ja swoje umiejscowiłam na jego karku. Po chwili mnie pocałował. Byliśmy tak blisko. Niemal czułam bicie jego serca. Gdy się ode mnie oderwał, poczułam ,że się czerwienie. Byłam cała rozpalona. W duszy dziękowałam bogu, że jest zgaszone światło i praktycznie niczego nie widać. Po jakiś 10 minutach, wtuliliśmy się w siebie i odpłynęliśmy do pięknej krainy snu. Chociaż moim zdaniem, teraz piękniejsza była rzeczywistość.

Wygrało dobro...


-----------------------------------------------------
Nareszcie 10 rozdział! ♥ Jestem ciekawa, czy się wam spodobał.
Zostawcie po sobie ślad, w postaci komentarza. Dla was to tylko chwila, a dla mnie to tak wiele znaczy. ♥ 
Gdyby ktoś jeszcze nie widział zwiastunu, to zapraszam tutaj ---> http://www.youtube.com/watch?v=jwlOkNZxgng

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 9

Stała tam. W blasku wschodzącego słońca. Wiatr rozwiewał kaskadami jej ciemne włosy. Cerę miała bladą. A usta czerwone jak krew. Z każdym krokiem, byłam bliżej niej, a blask stawał się jaśniejszy.
-Twoja miłość przyniesie ci cierpienie. Morderca okaleczy. Twoje życie uratuje ktoś, kto i przyniesie zgubę.- powiedziała anielskim głosem.
-Mamo, co to wszystko ma znaczyć?!- dopiero teraz ujrzałam ,że jej suknia jest pokryta krwią.
-Kiedy szmaragdowe oczy pociemnieją.- jej głos stawał się ledwo co słyszalny- Tylko ty masz moc, aby je rozjaśnić.- moja rodzicielka powoli, rozpływała się w powietrzu. A ja krzyczałam tylko:
"Mamo! Nie! Wróć!"
Wyciągałam ręce, żeby ją chwycić. Aby zrozumieć, zatrzymać ją przy sobie. Lecz nie podziałało. Zniknęła niczym mgła. Padłam na ziemie. Rwałam trawę i piszczałam.
***
Otworzyłam oczy. Cholera znów ten sam sen! Co on oznacza? Jaki morderca? Czy może być to Harry? Ale przecież on chce mnie chronić. Czy tylko tak mi się wydaje? Jaka moja miłość? Kto uratuje moje życie i przyniesie zgubę? Szmaragdowe oczy? Czemu tylko ja mogę je rozjaśnić? Czy może chodzić o jego oczy? Tak mnóstwo pytań i ani jednej odpowiedzi. Chociaż nie powinnam się teraz zamartwiać snami. Właśnie to był tylko sen. A nie jakaś tam przepowiednia. Co nie? Ugh, nie będę się tym dzisiaj zadręczać. Dziadkowie przyjeżdżają za 45 minut. A ja muszę ogarnąć cały dom. Na razie to jest moim największym problemem.
Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę szafy. Wybrałam jakieś wygodne jeansy i bluzę z napisem "You Only Live Once". Włosy spięłam w niechlujnego koka. Poszłam do łazienki, aby przemyć twarz zimną wodą. Kiedy weszłam do pomieszczenia moją uwagę przyciągnęła pewna rzecz. Była to bluza, którą pożyczył mi Harry. Na samą myśl o nim mimowolnie się uśmiechnęłam. Przemyłam buzię i wzięłam się za sprzątanie. Po jakiś 32 minutach skończyłam. Na moje szczęście wystarczyło umyć naczynia, poodkurzać i posprzątać mój pokój. Jeszcze ostatni raz weszłam do sypialni dziadków, aby upewnić się, iż wszystko jest w nienagannym stanie. Gdy rozglądałam się po pokoju, znalazłam pewną rzecz. Zdjęcie mojej mamy. Na fotografii zapewne jest w moim wieku. Ubrana była w białą suknię, identyczną do tej którą miała w moim śnie. Również stała w blasku słońca. Także zauważyłam ,że między mną a moją mamą podobieństwo jest uderzające. Przez moje plecy przeszedł dreszcz, gdy zorientowałam się, że wszystko na tym zdjęciu wygląda dokładnie tak samo jak w moim letargu. Szybko odłożyłam fotografie na bok i wyszłam z pokoju. Na marne próbowałam odgonić od siebie myśl "To była przepowiednia, objawiona na jawie przez twoją matkę. Lauren". Przecież to nie może być prawda. Coś takiego nie mogło się wydarzyć. To nonsens. Nagle usłyszałam warkot silnika. Zapewne Max przywiózł dziadków. Popatrzyłam przez okno, aby potwierdzić moje przypuszczenie. Miałam rację. Właśnie wychodzili z auta, a chłopak wyciągał ich walizki. Pobiegłam szybko na dół ,w kierunku drzwi. Rozpromieniłam się na ich widok. Bardzo długo nie było ich przy mnie.
-Nareszcie wróciliście. Nawet nie macie pojęcia jak się stęskniłam.- powędrowałam w uściski, moich dziadków.
-My za tobą też, dziecino.- odsunęła mnie od siebie i dziadka.- Mam nadzieję, że nie spaliłaś domu.- powiedziała babcia z lekką nutą niepewności w głosie.
-Nie, nie spaliłam.- niemal słyszałam jak staruszka wypuszcza powietrze z płuc.- Może wejdziemy do środka?- zaproponowałam. Oni tylko przytaknęli głowami. Gdy byliśmy w domu, pochwalili mnie za to, jak dobrze zajęłam się budynkiem. Max został jeszcze chwile na kawę, później sobie poszedł. Cały dzień spędziłam z moimi ukochanymi staruszkami. Graliśmy w karty oraz opowiadali mi jak to wspaniale upłynął im czas. Gdy zapytali mnie co robiłam pod ich nie obecność powiedziałam tylko "Wylegiwałam się na kanapie." Oczywiście nic nie wspomniałam o Harry'm.  Podsumowując reszta dnia minęła mi w miarę normalnie. Około 21 położyłam się spać. Byłam zmęczona tą całą "przepowiednią". Jeszcze chwilę leżąc na boku, rozmyślałam o Harry'm. Zastanawiałam się czy mogę mu zaufać. Czy jego zmienny nastrój nie przyniesie mi ran nie tyle ,że zewnętrznych ale i wewnętrznych? Po jakiś 10 minutach odpłynęłam w krainę morfeusza.
*** 
Szłam dróżką prowadzącą do lasku. Niestety nie czułam się już tak pewnie jak kiedyś w tym lesie. Wszystko mi przypominało o śmierci tego człowieka. Ciekawe dlaczego Harry go zabił? W końcu darł się na niego o pieniądze,a to nie ma żadnego związku z Jarry'm. Chyba? Być może kiedyś mi to wytłumaczy. Szłam jakieś 20 minut, aż dotarłam do celu. Była nim rzeka. Zawsze przychodziłam tu z mamą ,jak jechałyśmy na wieś, albo kiedy miałam jakieś problemy lub utrapienia. Po jej śmierci ten nawyk wszedł mi w krew. To miejsce było dla mnie ważne. Gdy stoję nad tą rzeką, niemal czuje jej obecność. Jak by zawsze była przy mnie, nigdy nie odeszła. Zdarzy mi się również ,że do niej mówię, wydaje mi się w tedy jakby naprawdę mnie słuchała. Słyszała to wszystko co do niej powiedziałam. Usiadłam na kamieniu i zaczęłam mówić. O wszystkim co wydarzyło się w tym miesiącu. Słowa wypływały ze mnie jak potok. Nareszcie mogłam to wszystko z siebie wyrzucić. Kiedy skończyłam mówić poczułam wielką ulgę. W końcu to wydusiłam.
Wiatr rozwiewał moje włosy, a ja siedziałam i patrzyłam się w dal. Z nadzieją ,iż kiedyś zrozumiem. Co takiego Harry we mnie widzi? Czy sen może oznaczać coś więcej? Moja mama naprawdę objawiła się w moim śnie? Przy najmniej jedno wiem, że czas jest czymś w rodzaju mordercy. Od niego się nie uwolnisz. Ściga cię jak rasowy psychopata, aby cię dopaść i pogrzebać w trumnie. Czas ci przygotuje coś czego nie jesteś w stanie sobie wyobrazić. Lecz pytanie brzmi coś gorszego czy lepszego? 
Nagle coś usłyszałam. Złamanie gałęzi. Ktoś tu jest. Ale kto? 
-Witaj Anali. Za pewne jesteś ciekawa kim jestem? Co tu robię? -usłyszałam czyjś głos, ale nie mogłam go rozszyfrować. Nigdy takiego nie słyszałam.- Jestem Jerry. Zapewne Harry ci o mnie wspominał. Omal bym nie zapomniał. Przyszedłem tu po ciebie.- w tym momencie poczułam coś metalowego i zimnego na szyi. Był to nóż. Przełknęłam głośno ślinę. Nie miałam bladego pojęcia co robić. Tak cholernie się bałam.
-Czego ode mnie chcesz?- starałam się opanować drżący głos. Nic nie pomogło. 
-Czego od ciebie chcę hmm, pomyślmy. Harry'emu na tobie zależy. Czyli na pewno nie jesteś zwyczajna. A skoro dla niego coś znaczysz, muszę cię zabić.- po tych słowach zaśmiał się, jak psychopata. A ja znieruchomiałam. Po jakiś 2 minutach odzyskałam głos.
-Nie zależy mu na mnie. To niedorzeczne.- kolejny raz się zaśmiał. 
-Może ty tego nie wiesz, ale ja tak. Kiedy zobaczy cię taką bezbronną, całą w krwi. A on nie będzie mógł  nic z tym zrobić, ani nawet cię chwycić, przytulić, pocieszyć. Coś w nim pęknie. A ja dokonam swego. Zniszczę mu życie, tak jak i on zniszczył moje.- mówił to tak spokojnie, jakby był pewien swego, jakby już wygrał. 
-Skąd masz taką pewność. Nie wiadomo czy w ogóle przyjdzie, aby mnie uratować. Niby czemu miałby się mną przejąć.- głos drżał mi jak opętany. 
-Zabawna jesteś Anali. Mam już dość tych pogaduszek. Czas wcielić mój plan w życie. Wstań ,idziemy do auta.- pociągnął mnie do góry i obrócił. Tak, że teraz stałam twarzą do niego. Był wysokim ciemnym  blondynem. Oczy miał czarne jak węgiel. Nigdy w całym swoim życiu takich nie widziałam. Jego rysy były mocne. Miał również wydatne kości policzkowe. Na rękach, szyi i twarzy miał zadrapania. Pamiątki po spotkaniu z nożem. Domyśliłam się ,iż świadczą one o jego licznych walkach. Muszę przyznać, że jest on bardziej niż ładny. Kiedy pociągnął mnie w stronę pojazdu, z całych sił się zatrzymałam. Czułam się pewniej bez noża na szyi. Starałam się mu wyrwać. Niestety był za silny. Kopnęłam go w brzuch z całych sił. Puścił mnie i zatoczył się do tyłu. Natychmiast rzuciłam się w bieg. Starałam się nie myśleć o kolce i o bólu w nogach. Kiedy zauważyłam znajomy zakręt ogarnęła mnie radość. Byłam tak blisko domu, tak blisko. Niestety moje szczęście nie trwało zbyt długo. Dogonił mnie i przejechał nożem po mojej ręce. Zasyczałam z bólu. Uśmiechnął się. 
-Następnym razem mała suko nie pomyślisz o ucieczce.- wysyczał przez zęby.- A teraz idziemy- pociągnął mnie w stronę pojazdu. Przez całą drogę trzymał mocno mój nadgarstek. Gdy byliśmy już koło pojazdu,  zawiązał mi ręce oraz nogi i brutalnie wsadził do środka. Całą rękę miałam w krwi. Piekła i bolała mnie niemiłosiernie.
W duchu modliłam się, aby to wszystko było snem. Niestety to była cholerna rzeczywistość. 

Czas płynął dalej, a ja stałam w miejscu... 


------------------------------------------------------------------

Przepraszam was wszystkich za to ,że tak długo czekaliście na rozdział. ♥ Mam nadzieję ,że się spodobał ♥ Zostawcie po sobie ślad w formie komentarza ♥ Kocham was! ♥

Zadawajcie pytanka. Mój ask ------>   http://ask.fm/TimeMelStyles

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 8

                                                                         ~Harry~ 
Zaciągnąłem się zapachem jej włosów. Pachniały szamponem kokosowym. Z trudem podniosłem powieki. Anali spała spokojnie. Usta miała nieco rozchylone, a policzki lekko zaróżowione. Jest taka piękna...
Po chwili zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową. Kosmyki włosów zasłoniły jej twarz. Odgarnąłem je. Zaczęła się wiercić i wymachiwać rękami. Na jej czole pojawiły się pojedyncze krople potu. Krzyknęła, w tym samym czasie otwierając oczy. Dźwignęła się na łokciach w górę. Przytuliłem Anali do siebie. Jej oddech był szybki, podobnie jak bicie serca. Głaskałem ją po głowie, szepcząc do jej ucha: „To tylko zły sen, wszystko jest już dobrze”. W uścisku trwaliśmy jakieś 10 minut, dopóki się nie oderwała.
-Harry.- głos An zabrzmiał piskliwie. Wciąż się bała.
-Tak?
-Zawiózł byś mnie do domu?- zaczęła skubać nerwowo koniec koszulki.
-Jasne, tylko najpierw zjesz śniadanie. - uśmiechnąłem się i pociągnąłem Anali w stronę kuchni.

*** 
Dojechaliśmy pod dom An. Odwróciła głowę w moją stronę. 
-Dziękuje ,że mnie podwiozłeś pod dom i za bluzę.- zaśmiałem się. Przybliżyła swoją głowę bliżej mojej. Na początku się wahała, ale zrobiła to. Złączyła nasze usta. Pocałunek był delikatny. Patrzyliśmy się tak na siebie przez jakieś 3 minuty. Później wyszła. Kiedy znikła mi z pola widzenia odjechałem. Zamiast jechać do mieszkania, pojechałem do siedziby. Gdzie zapewne zastane Niall'a i resztę. Przez całą drogę zastanawiałem się nad Anali. Nadal nie mogłem pojąć jak ta dziewczyna na mnie działa. Ona jest inna, od nich wszystkich. Jest czuła, niewinna, oraz jest pierwszą dziewczyną na którą nie podziałał mój urok. Nie wiem co, ale coś mnie do niej pociąga. Zaparkowałem przed budynkiem. Kiedy wszedłem do środka, wszyscy się na mnie dziwnie popatrzyli.
-Co?- zapytałem.
-No jak tam z Anali?- rzucił Tom.
-A jak ma być? Normalnie.
-Taa normalnie.- powiedział Luke. Popatrzyłem na nich wszystkich jak na bandę idiotów. Luke, Tom i Jace uśmiechali się jak kretyni. Było ich tylko 3? Kogoś mi brakowało.
-Gdzie jest Niall?- podniosłem jedną brew.
-Tam siedzi.- Jace pokazał palcem na drzwi, od kuchni. No tak gdzie indziej mógłby być. Ruszyłem w kierunku uchylonych drzwi. Horan stał przy lodówce w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. Usadowiłem się na krześle.
-Musimy pogadać.- powiedziałem. Niall natychmiast odwrócił się w moją stronę. W rękach trzymał jogurt.
-Okey, ale o czym?- mówił wyciągając jakąś łyżeczkę. Horan usiadł naprzeciwko mnie.
-O Anali.- spuściłem wzrok w dół, kiedy zauważyłem jak się na mnie patrzy.
-Czujesz coś do niej?
-Sam już nie wiem co czuje. Chodzi o to ,że odkąd ją znam jestem jakiś inny. Anali nie jest taka jak tamte dziewczyny. Kiedy się z nią całuje, kiedy jest blisko mnie czuje coś czego nigdy nie czułem.- nerwowo bawiłem się moimi palcami.
-Całowałeś się z nią?! Kochasz ją?!-  Niall wyglądał na zaskoczonego.
-Tak całowaliśmy się. I nie mówiłem nic o tym ,że ją kocham.- zmarszczyłem brwi.
-Pociąga cię? Pragniesz jej?
-Tak, ale nie chcę tylko seksu.- podniosłem wzrok do góry.
-To dobrze. Tylko pamiętaj, Anali  jest wrażliwa. Trudno ją zdobyć ,ale łatwo stracić.- kiwnąłem tylko głową.  


--------------------------------------------
Przepraszam was ,że tak późno dodaje, ale nie miałam weny i czasu. Przepraszam was też za to ,że taki krótki. Następny będzie o wiele dłuższy.