piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 9

Stała tam. W blasku wschodzącego słońca. Wiatr rozwiewał kaskadami jej ciemne włosy. Cerę miała bladą. A usta czerwone jak krew. Z każdym krokiem, byłam bliżej niej, a blask stawał się jaśniejszy.
-Twoja miłość przyniesie ci cierpienie. Morderca okaleczy. Twoje życie uratuje ktoś, kto i przyniesie zgubę.- powiedziała anielskim głosem.
-Mamo, co to wszystko ma znaczyć?!- dopiero teraz ujrzałam ,że jej suknia jest pokryta krwią.
-Kiedy szmaragdowe oczy pociemnieją.- jej głos stawał się ledwo co słyszalny- Tylko ty masz moc, aby je rozjaśnić.- moja rodzicielka powoli, rozpływała się w powietrzu. A ja krzyczałam tylko:
"Mamo! Nie! Wróć!"
Wyciągałam ręce, żeby ją chwycić. Aby zrozumieć, zatrzymać ją przy sobie. Lecz nie podziałało. Zniknęła niczym mgła. Padłam na ziemie. Rwałam trawę i piszczałam.
***
Otworzyłam oczy. Cholera znów ten sam sen! Co on oznacza? Jaki morderca? Czy może być to Harry? Ale przecież on chce mnie chronić. Czy tylko tak mi się wydaje? Jaka moja miłość? Kto uratuje moje życie i przyniesie zgubę? Szmaragdowe oczy? Czemu tylko ja mogę je rozjaśnić? Czy może chodzić o jego oczy? Tak mnóstwo pytań i ani jednej odpowiedzi. Chociaż nie powinnam się teraz zamartwiać snami. Właśnie to był tylko sen. A nie jakaś tam przepowiednia. Co nie? Ugh, nie będę się tym dzisiaj zadręczać. Dziadkowie przyjeżdżają za 45 minut. A ja muszę ogarnąć cały dom. Na razie to jest moim największym problemem.
Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę szafy. Wybrałam jakieś wygodne jeansy i bluzę z napisem "You Only Live Once". Włosy spięłam w niechlujnego koka. Poszłam do łazienki, aby przemyć twarz zimną wodą. Kiedy weszłam do pomieszczenia moją uwagę przyciągnęła pewna rzecz. Była to bluza, którą pożyczył mi Harry. Na samą myśl o nim mimowolnie się uśmiechnęłam. Przemyłam buzię i wzięłam się za sprzątanie. Po jakiś 32 minutach skończyłam. Na moje szczęście wystarczyło umyć naczynia, poodkurzać i posprzątać mój pokój. Jeszcze ostatni raz weszłam do sypialni dziadków, aby upewnić się, iż wszystko jest w nienagannym stanie. Gdy rozglądałam się po pokoju, znalazłam pewną rzecz. Zdjęcie mojej mamy. Na fotografii zapewne jest w moim wieku. Ubrana była w białą suknię, identyczną do tej którą miała w moim śnie. Również stała w blasku słońca. Także zauważyłam ,że między mną a moją mamą podobieństwo jest uderzające. Przez moje plecy przeszedł dreszcz, gdy zorientowałam się, że wszystko na tym zdjęciu wygląda dokładnie tak samo jak w moim letargu. Szybko odłożyłam fotografie na bok i wyszłam z pokoju. Na marne próbowałam odgonić od siebie myśl "To była przepowiednia, objawiona na jawie przez twoją matkę. Lauren". Przecież to nie może być prawda. Coś takiego nie mogło się wydarzyć. To nonsens. Nagle usłyszałam warkot silnika. Zapewne Max przywiózł dziadków. Popatrzyłam przez okno, aby potwierdzić moje przypuszczenie. Miałam rację. Właśnie wychodzili z auta, a chłopak wyciągał ich walizki. Pobiegłam szybko na dół ,w kierunku drzwi. Rozpromieniłam się na ich widok. Bardzo długo nie było ich przy mnie.
-Nareszcie wróciliście. Nawet nie macie pojęcia jak się stęskniłam.- powędrowałam w uściski, moich dziadków.
-My za tobą też, dziecino.- odsunęła mnie od siebie i dziadka.- Mam nadzieję, że nie spaliłaś domu.- powiedziała babcia z lekką nutą niepewności w głosie.
-Nie, nie spaliłam.- niemal słyszałam jak staruszka wypuszcza powietrze z płuc.- Może wejdziemy do środka?- zaproponowałam. Oni tylko przytaknęli głowami. Gdy byliśmy w domu, pochwalili mnie za to, jak dobrze zajęłam się budynkiem. Max został jeszcze chwile na kawę, później sobie poszedł. Cały dzień spędziłam z moimi ukochanymi staruszkami. Graliśmy w karty oraz opowiadali mi jak to wspaniale upłynął im czas. Gdy zapytali mnie co robiłam pod ich nie obecność powiedziałam tylko "Wylegiwałam się na kanapie." Oczywiście nic nie wspomniałam o Harry'm.  Podsumowując reszta dnia minęła mi w miarę normalnie. Około 21 położyłam się spać. Byłam zmęczona tą całą "przepowiednią". Jeszcze chwilę leżąc na boku, rozmyślałam o Harry'm. Zastanawiałam się czy mogę mu zaufać. Czy jego zmienny nastrój nie przyniesie mi ran nie tyle ,że zewnętrznych ale i wewnętrznych? Po jakiś 10 minutach odpłynęłam w krainę morfeusza.
*** 
Szłam dróżką prowadzącą do lasku. Niestety nie czułam się już tak pewnie jak kiedyś w tym lesie. Wszystko mi przypominało o śmierci tego człowieka. Ciekawe dlaczego Harry go zabił? W końcu darł się na niego o pieniądze,a to nie ma żadnego związku z Jarry'm. Chyba? Być może kiedyś mi to wytłumaczy. Szłam jakieś 20 minut, aż dotarłam do celu. Była nim rzeka. Zawsze przychodziłam tu z mamą ,jak jechałyśmy na wieś, albo kiedy miałam jakieś problemy lub utrapienia. Po jej śmierci ten nawyk wszedł mi w krew. To miejsce było dla mnie ważne. Gdy stoję nad tą rzeką, niemal czuje jej obecność. Jak by zawsze była przy mnie, nigdy nie odeszła. Zdarzy mi się również ,że do niej mówię, wydaje mi się w tedy jakby naprawdę mnie słuchała. Słyszała to wszystko co do niej powiedziałam. Usiadłam na kamieniu i zaczęłam mówić. O wszystkim co wydarzyło się w tym miesiącu. Słowa wypływały ze mnie jak potok. Nareszcie mogłam to wszystko z siebie wyrzucić. Kiedy skończyłam mówić poczułam wielką ulgę. W końcu to wydusiłam.
Wiatr rozwiewał moje włosy, a ja siedziałam i patrzyłam się w dal. Z nadzieją ,iż kiedyś zrozumiem. Co takiego Harry we mnie widzi? Czy sen może oznaczać coś więcej? Moja mama naprawdę objawiła się w moim śnie? Przy najmniej jedno wiem, że czas jest czymś w rodzaju mordercy. Od niego się nie uwolnisz. Ściga cię jak rasowy psychopata, aby cię dopaść i pogrzebać w trumnie. Czas ci przygotuje coś czego nie jesteś w stanie sobie wyobrazić. Lecz pytanie brzmi coś gorszego czy lepszego? 
Nagle coś usłyszałam. Złamanie gałęzi. Ktoś tu jest. Ale kto? 
-Witaj Anali. Za pewne jesteś ciekawa kim jestem? Co tu robię? -usłyszałam czyjś głos, ale nie mogłam go rozszyfrować. Nigdy takiego nie słyszałam.- Jestem Jerry. Zapewne Harry ci o mnie wspominał. Omal bym nie zapomniał. Przyszedłem tu po ciebie.- w tym momencie poczułam coś metalowego i zimnego na szyi. Był to nóż. Przełknęłam głośno ślinę. Nie miałam bladego pojęcia co robić. Tak cholernie się bałam.
-Czego ode mnie chcesz?- starałam się opanować drżący głos. Nic nie pomogło. 
-Czego od ciebie chcę hmm, pomyślmy. Harry'emu na tobie zależy. Czyli na pewno nie jesteś zwyczajna. A skoro dla niego coś znaczysz, muszę cię zabić.- po tych słowach zaśmiał się, jak psychopata. A ja znieruchomiałam. Po jakiś 2 minutach odzyskałam głos.
-Nie zależy mu na mnie. To niedorzeczne.- kolejny raz się zaśmiał. 
-Może ty tego nie wiesz, ale ja tak. Kiedy zobaczy cię taką bezbronną, całą w krwi. A on nie będzie mógł  nic z tym zrobić, ani nawet cię chwycić, przytulić, pocieszyć. Coś w nim pęknie. A ja dokonam swego. Zniszczę mu życie, tak jak i on zniszczył moje.- mówił to tak spokojnie, jakby był pewien swego, jakby już wygrał. 
-Skąd masz taką pewność. Nie wiadomo czy w ogóle przyjdzie, aby mnie uratować. Niby czemu miałby się mną przejąć.- głos drżał mi jak opętany. 
-Zabawna jesteś Anali. Mam już dość tych pogaduszek. Czas wcielić mój plan w życie. Wstań ,idziemy do auta.- pociągnął mnie do góry i obrócił. Tak, że teraz stałam twarzą do niego. Był wysokim ciemnym  blondynem. Oczy miał czarne jak węgiel. Nigdy w całym swoim życiu takich nie widziałam. Jego rysy były mocne. Miał również wydatne kości policzkowe. Na rękach, szyi i twarzy miał zadrapania. Pamiątki po spotkaniu z nożem. Domyśliłam się ,iż świadczą one o jego licznych walkach. Muszę przyznać, że jest on bardziej niż ładny. Kiedy pociągnął mnie w stronę pojazdu, z całych sił się zatrzymałam. Czułam się pewniej bez noża na szyi. Starałam się mu wyrwać. Niestety był za silny. Kopnęłam go w brzuch z całych sił. Puścił mnie i zatoczył się do tyłu. Natychmiast rzuciłam się w bieg. Starałam się nie myśleć o kolce i o bólu w nogach. Kiedy zauważyłam znajomy zakręt ogarnęła mnie radość. Byłam tak blisko domu, tak blisko. Niestety moje szczęście nie trwało zbyt długo. Dogonił mnie i przejechał nożem po mojej ręce. Zasyczałam z bólu. Uśmiechnął się. 
-Następnym razem mała suko nie pomyślisz o ucieczce.- wysyczał przez zęby.- A teraz idziemy- pociągnął mnie w stronę pojazdu. Przez całą drogę trzymał mocno mój nadgarstek. Gdy byliśmy już koło pojazdu,  zawiązał mi ręce oraz nogi i brutalnie wsadził do środka. Całą rękę miałam w krwi. Piekła i bolała mnie niemiłosiernie.
W duchu modliłam się, aby to wszystko było snem. Niestety to była cholerna rzeczywistość. 

Czas płynął dalej, a ja stałam w miejscu... 


------------------------------------------------------------------

Przepraszam was wszystkich za to ,że tak długo czekaliście na rozdział. ♥ Mam nadzieję ,że się spodobał ♥ Zostawcie po sobie ślad w formie komentarza ♥ Kocham was! ♥

Zadawajcie pytanka. Mój ask ------>   http://ask.fm/TimeMelStyles

4 komentarze:

  1. Jeju *o* Świeeetny !!!! Czekam na dalsze losy! <33

    Zapraszam do mniee *-*
    http://love-comes-with-time-harrystyles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski *__* To by sen czy rzeczywistosc? o.O Czekam na nn ; **


    / Paula; ***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Jerry'm rzeczywistość :) Natomiast na samym początku z jej mamą sen ♥
      Dziękuje ♥

      Usuń
    2. Dzieki ;*

      /Paula;*

      Usuń