piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 13

Siedziałam oparta o framugę drzwi. Z moich oczu wymknął się potok łez. Z ust wydobywały się ciche wrzaski. W duchu dziękowałam, że rodziców Lucy niema w domu. Jak im wytłumaczę brak córki? Znowu kolejne kłamstwa. A co powiem Harry'emu? Zadzwonić do niego? Nie, nie mogę. Jeśli mu powiem co się stało, nie puści mnie samej. Nie pozwoli mi tam iść. Zabroni. Nawet jakbym zaprzeczyła to i tak nie odstępowałby mnie na krok. Co ja mam zrobić? W głowie rozważyłam wszystkie za i przeciw. Ostatecznie wygrało przeciw. Nie powiem mu. Ugh, kolejne kłamstwo. Teraz trzeba wymyślić plan. Skoro Jerry ma własny to i ja będę taki posiadać. Wzięłam telefon do ręki i wykręciłam numer do Harry'ego. Nie kazał mi długo czekać, odebrał po pierwszym sygnale. Rozmowa była krótka, zapytałam się go czy może po mnie przyjechać, oczywiście się zgodził. Podałam odpowiedni adres i zakończyłam połączenie. Wytarłam wierzchem dłoni łzy. Nie mógł wiedzieć, że płakałam. Wysłałam krótkiego sms'a do dziadków, że wrócę później do domu, albo zostanę na noc u Lucy. Na samo wspomnienie o niej ukuło mnie w serce. Biedna, na pewno umiera ze strachu. W końcu nie wie o co chodzi i  gdzie się znajduje. Nadal nie mogę zrozumieć poco mu ona? Czy nie łatwiej było mnie od razu złapać? A może chodzi o coś więcej? Potrząsnęłam głową, odrzucając od siebie te wszystkie myśli. Schowałam karteczkę do tylnej kieszeni spodni. Była bardzo pomięta, ponieważ z całych sił ściskałam ją w rękach. Szybko zleciałam na dół i wyszłam z domu mojej przyjaciółki. Stałam na krawężniku, nadal rozmyślając nad tym czy dobrze robię? Na pewno mam go okłamać? Nie jestem w 100% pewna czy robię dobrze, ale niestety nie mam innego wyjścia. Prawda? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk pojazdu, zatrzymującego się tuż koło mnie. Harry otworzył mi drzwi.
-Wsiadasz?- zapytał. Jego wzrok był utkwiony w moich brązowych tęczówkach. Przytaknęłam lekko głową i wsiadłam. Nie jechał, stał w miejscu. O co mu chodzi? Podniosłam pytająco brwi.
-Nie masz zamiaru zapiąć pasów?- prychnęłam na jego pytanie i odwróciłam głowę w stronę okna. Podirytowany sięgnął swoją ręką do pasów i mnie zapiął. Jakbym była jakimś małym dzieckiem. Przewróciłam oczami.
-Harry, to ciągłe niańczenie zaczyna mnie irytować. Wiesz, że tego nie potrzebuje.- ostatnie zdanie wypowiedziałam cicho. Jego zielone oczy wpatrzone były w moje. Zauważyłam w nich małą iskierkę, która po chwili wygasła.
-Próbuje cię ochronić.-zapadła 30 sekundowa cisza, po chwili kontynuował- Nie chcę, żeby coś ci się stało. - ton głosu miał poważny. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Spuściłam głowę w dół i w zakłopotaniu przygryzłam dolną wargę. Po minucie odpalił silnik. Wzrok utkwiony miałam w palcach, którymi w zdenerwowaniu się bawiłam. Wzdrygnęłam się kiedy Harry położył swoją dłoń na moim udzie. Nie strzepnęłam jej, co ewidentnie przypadło mu do gustu. Na jego twarzy pojawił się mały uśmieszek. Lekko gładził je kciukiem. Niestety, ale ten delikatny gest bardzo mi się spodobał. Przeklęłam się za to w myślach. Brunet widząc, że mi to odpowiada przesunął rękę nieco wyżej. Chciałam ją odepchnąć, lecz moje ciało w ogóle mnie nie słuchało. Na jego twarzy pojawiły się cudowne dołeczki. Swoją dłoń umiejscowił obok mojej kobiecości. Kiedy przejechał po niej opuszkami palców, moje ciało sparaliżowało, a w dole pleców przebiegł dreszcz.
-Kocham sposób w jaki na ciebie działam.- mruknął wprost do mojego ucha i przygryzł jego płatek. Walczyłam z samą sobą, aby go odepchnąć. Nie potrafiłam. Zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej szyi. W pewnej chwili się zatrzymał i mocno wpił w moją skórę. Zacisnęłam dłonie w pięści na jego koszulce, kiedy poczułam jego zęby. Bolało. Tym razem nie było to delikatne, bardziej brutalne. Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale on ani drgnął. Po chwili lekko muskał, zapewne zaczerwienione miejsce. Było to przyjemne uczucie, które minęło szybko. Kiedy kolejny raz przygryzł skórę z moich ust wydobył się jęk. Chociaż nie widziałam jego twarzy mogłam przysiąść, że w tym momencie się uśmiecha. Na samym końcu musnął lekko i przejechał językiem, po pulsującym miejscu. Odsunął się ode mnie i zaczął podziwiać swoje dzieło. Zrobił mi malinkę, która bolała jak cholera. Czułam jak na moje policzki wkrada się czerwień.
-Do twarzy ci z nią.- mrugnął do mnie. Natychmiast zakryłam szyje, brązowymi włosami.
-Odsłoń ją, niech każdy wie ,że jesteś moja.- złożył delikatny pocałunek na moim czole. Odepchnęłam go lekko i wyszłam z samochodu. Mimowolnie moje palce powędrowały do zostawionej przez bruneta malinki. Skarciłam się za to w myślach, widząc uśmiechniętą twarz Harry'ego.
-Otworzyłbyś drzwi?- wymamrotałam pod nosem. Brunet od razu przekręcił w zamku klucz i przepuścił mnie pierwszą. Ściągnęłam buty i weszłam do salonu. Powiedziałam Harry'emu, że pójdę się umyć. Oczywiście nie miał nic przeciwko. Gdy wchodziłam po schodach na górę, zatrzymał mnie jego krzyk. Powiedział, żebym sobie wzięła jego koszule. Nie odpowiedziałam tylko kontynuowałam moją czynność. Weszłam do sypialni w poszukiwaniu jakieś bluzki. Zaczęłam od komody, w pierwszej szufladzie nie znalazłam nic innego, jak jego bokserki. Zaczerwieniona szybko ją zamknęłam i otworzyłam następną. Moje źrenice automatycznie się powiększyły. W szafce leżało około 5 pistoletów i kilka innych rzeczy. Cholera po co mu, aż tyle? Zabrałam się za przeszukanie tej szuflady. Znalazłam kilka noży, zakrwawioną bluzkę, widocznie plama nie chciała zejść. Nagle moją uwagę przykuł mały woreczek z białym proszkiem w środku. Szybko po niego sięgnęła. Nie myliłam się, to były narkotyki. Nie mogłam w to uwierzyć. To nie możliwe. Zszokowana, zdenerwowana, ale najbardziej rozczarowana usiadłam na łóżku. Jestem idiotką. Czego mogłam się po nim spodziewać? Jak w ogóle mogłam sobie pomyśleć, że tak naprawdę jest inny? Z moich oczu mimowolnie wydostały się łzy. Jak mogę płakać przez kogoś takiego? Co ja sobie myślałam, że da radę się zmienić, że nie bierze tych cholernych narkotyków, że nie jest mordercą? Nie, on zawsze nim był i zawsze nim będzie. Morderca zabija ludzi, a on to właśnie robi. Jeśli chciałby wykończyć tylko Jerry'ego, to nie potrzebowałby, aż tylu pistoletów oraz noży. Z moich ust wydostał się cichy wrzask, lecz na tyle głośny, żeby Harry zdołał go usłyszeć.  Nie miałam siły tego pochować i udawać, że nic nie widziałam. Nie chcę dłużej kłamać. Po chwili brunet pojawił się w drzwiach. Po jego wyrazie twarzy mogłam wywnioskować jedno, jest cholernie wkurzony. Szczękę miał zaciśniętą, również jak i dłonie w pięści. Jego mięśnie były wyraźnie napięte, a klatka unosiła się szybko i gwałtownie opadała w dół.
-Czy pozwoliłem ci grzebać w moich rzeczach?! Nie wydaje mi się.- próbował opanować głos, niestety ani trochę mu się to nie udało. -Co ty w ogóle tu robisz? Nie miałaś się czasem iść myć? Czemu grzebałaś w tej szufladzie? Co trzymasz w ręku? Anali, czekam na odpowiedź!Wyjaśnij mi to!- mówił, a raczej wrzeszczał przez zaciśnięte zęby.
-Nie, to ty mi lepiej wyjaśnij to.- pomachałam woreczkiem w powietrzu.- Od jak dawna bierzesz narkotyki? Po co ci tyle pistoletów i noży? Co robi zakrwawiona koszulka u ciebie w szufladzie?- wzrok utkwiony miałam w jego szmaragdowych tęczówkach, które intensywnie pociemniały. Nadal nie rozumiem, jak tak zielone oczy, potrafią się zmienić na czarne jak węgiel. Przeczesał ręką włosy i usiadł obok mnie na łóżku.
-Kiedyś brałem, teraz już z tym skończyłem. A te zapewne mi zostały. Po co mi broń?- zaśmiał się bez krzty wesołości.- Dobrze wiesz po co. A ta broń nie jest tylko moja. Należy ona do Niall'a.- na imię blondyna skrzywiłam się.- Tom'a, Luka i Jeca.- dokończył.- Zakrwawiona koszulka? Do niej nie miałem jakoś głowy przez ostatnie 2 dni.- kolejny raz przeczesał ręką swoje idealnie ułożone włosy.
-Zaraz jak to 2 dni? To, to przez nie robiłeś? Zabijałeś ludzi?- skrzywiłam się na samą myśl o Harry'm stojącym w krwi swojej "ofiary".
-Można to tak ująć.- gdy zauważył mój wzrok, dodał.- Nie patrz się tak na mnie jakbym był..- i tu się zaciął.
-Psychopatą?- dodałam bez namysłu.
-Teraz jestem psychopatą?- kolejny raz, ten sam śmiech.
-Zawsze nim byłeś.- najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłam uwierzyć w własne słowa.
-Ja tylko zabiłem kilku ludzi.- jego głos nic nie wyrażał, za to oczy mówiły wszystko.
-Aż kilku. Cieszyłeś się z tego!- nie zdałam sobie nawet sprawy z tego, że podniosłam głos.
-Dobrze wiesz czemu.- jego ton był twardy, lecz oczy błyszczały.
-Poprzez mordowanie ludzi nic nie osiągniesz. On nieprzestanie cię niszczyć.- spuścił wzrok w dół.
-Nie mam innego wyboru.- jego ton złagodniał, a głos ledwo słyszalnie się załamał.
-Zawsze jakiś jest.- wstałam i wyszłam z sypialni zostawiając go samego. Szybko ubrałam buty i wybiegłam na ulice. Deszcz. Kocham kiedy pada, ale dzisiaj wyjątkowo mi to przeszkadza. Szłam prosto przed siebie, zmierzając do... A właśnie gdzie ja w ogóle idę? Nie wiedziałam tego, chciałam po prostu być jak najdalej od niego. Kolejny raz mam tego wszystkiego dość. Mam dość odkrywania nowych tajemnic. Mam dość tego, że bliskie mi osoby cierpią za mnie. Mam dość tego, że ranie innych, a inni ranią mnie. Mam dość tego jak brunet na mnie działa. Mam dość ciągłego wybaczania i tłumaczenia się. Mam dość tego, że za każdym razem mu wierzę. Mam dość ulegania mu. Ale czy mam dość jego? Czy naprawdę mam dość Harry'ego? Czy chcę go stracić? Ugh, nie mam pojęcia. Co ja mam zrobić? Nagle, ktoś chwycił mnie za rękę. Błagam niech to nie będzie Jerry. Odwróciłam się, a tam stał nie kto inny jak Harry. Krople wody kapały mu z loków. Jego czy były szmaragdowe jak nigdy przedtem. Ale to nie to przykuło moja uwagę. W oczach Harry'ego zauważyłam łzy. Pierwszy raz widziałam jak płacze. Brunet nadal trzymał mnie za rękę. Byłam oszołomiona. Nie wiedziałam co powiedzieć, nie dałam rady wykonać najmniejszego ruchu.
-Anali, ja- jego głos się załamał, lecz po pewnej chwili dokończył.- Przepraszam.- widziałam ból, w jego szmaragdowych źrenicach. W pewnym momencie nie wytrzymałam. Wybuchnęłam płaczem i rzuciłam się mu na szyję. Chciałam poczuć bijące od niego ciepło. Chciałam wiedzieć, że przy mnie jest. Przytulał mnie tak jakby się bał, że za chwilę zniknę, rozpłynę się w powietrzu.
-Harry- wyjąkałam przez łzy.- Proszę cię nie okłamuj mnie więcej. Nie wracaj nigdy do narkotyków. Proszę.- powiedziałam niemal szeptem.
-Nie będę i nie martw się nie wrócę.- pocałował mnie w policzek.
-I proszę zostań przy mnie.- odsunął się ode mnie i patrzył mi prosto w oczy.
-Obiecuje.
-Nie, nie obiecuj, po prostu zostań.- ton głosu miałam poważny.
-Zostanę- po tych słowach złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

Jedynym światłem, które oświetlało noc, był blask z jego szmaragdowych tęczówek. 



---------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno. Przez ostatni tydzień nie miałam głowy do pisania rozdziałów oraz przyczynił się do tego bark weny. Jeszcze raz bardzo was przepraszam ♥ Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał ♥ Proszę o napisanie opinii w komentarzach. Byłabym wam za to ogromnie wdzięczna ♥ Kocham was ♥

czwartek, 13 lutego 2014

Uwaga!

Hej! ♥ zapraszam, na nowego bloga. :) Nie jest to fanfiction. Aczkolwiek w zwiastunie oraz w zakładce "Marionetki" (którą dopiero wykonam) znajduje się postać Niall'a Horan'a. Nie wiem czemu, ale właśnie tak wyobrażam sobie Christopher'a. Jak na razie znajduję się tam tylko prolog. Zapraszam was do przeczytania. :) A tutaj macie link:
http://mellanie-the-dark-secrets.blogspot.com/
oraz krótki opis: 
 W życiu Annabel Penlley, zachodzą drastyczne zmiany. Gdy odkrywa masę tajemnic. Co skrywa jej rodzina? Kim jest nieznajomy chłopak? Czy istnieją inne światy? Kim jest ona sama? Przenieś się w niesamowity świat Annabel. 
 "-Mieliśmy wygrać!- (...) 
-Droga Annabel- (...) - Prawdziwy świat nie jest tak wspaniały, jak ci się wydaje. To nie jest książka."

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 12

 Proszę o przeczytanie notatki pod rozdziałem. Od razu dziękuje za jej przeczytanie ♥

Leżałam na łóżku. Nareszcie spokój. Od dwóch dni nic się nie dzieje. Żadnych niespodziewanych wizyt Harry'ego, ani nawet jednego sms'a. Ciekawe co się stało? A może dał sobie ze mną spokój? Nie, to nie możliwe. To jest Harry Styles, a ja jestem "jego". Zbyt łatwo sobie nie odpuści. Wow, od kiedy stałam się jego własnością? Ze mną naprawdę dzieje się coś niedobrego. Na początku mu ulegam, później się przed nim otwieram, opowiadam o swojej przeszłości, staje się dla niego czuła, całuje go?
Anali czy ty do reszty powariowałaś?! On jest niebezpieczny, nie ma uczuć. Jest zimnym psychopatą. Cieszy się z ludzkiego nieszczęścia. Radość przynosi mu śmierć innych ludzi. Skarciłam się w myślach. Ale po chwili przemówiło serce, a nie rozum. To dlaczego jest dla mnie taki czuły, skoro jest "zimnym psychopatą" ? Z jakiego powodu mówi mi o swojej przeszłości? O stałych ranach wyrządzonych przez Jerry'ego? On ma ciemną maskę na twarzy, którą powoli ściąga. Ujawnia się przede mną. A może...  Nie, dość. Koniec z tym rozmyślaniem, bo nie wiadomo do czego jeszcze dojdę. Tym razem moje myśli obrały całkiem inny kierunek. Lucy. Muszę się z nią spotkać, od dawna jej nie widziałam. Ciekawe jak tam z Niall'em? Najlepiej od razu do niej zadzwonię. Ale zaraz. Jak jej wyjaśnię, te wszystkie blizny oraz to, że tak długo się nie odzywałam.? Niestety tak jak dziadkom nie mogę. No bo nie powiem jej:
"Przepraszam, ale nocowałam u Lucy i zapomniałam komórki z domu. A Luc się zepsuła. Na dodatek jej rodziców nie było, ponieważ wyjechali na dwa dni w jakąś delegację. Z tych powodów nie miałam jak dać wam znać. Również jak i przez resztę dni. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Przechodząc do tych licznych ran.... więc spowodował je mikser? Tak, tak mikser. Zastanawiałam się czy to na pewno było to urządzenie, ale tak to był to. Jak do tego doszło? No więc zaczął wariować, więc Lucy walnęła nim o ziemie. Co spowodowało, że rozbił się na miliard kawałków. I ja, niezdara próbując pomóc Luc, pokaleczyłam sobie nogi oraz ręce. Lepiej nie wnikajcie, z jakich powodów moje ubranie wygląda jak.. jak wygląda. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli."
Najlepsze w tym wszystkim było to, że uwierzyli w tą całą historyjkę, albo woleli nie pytać jak było naprawdę. Wracając do Lucy, nie mogę powiedzieć jej całej prawdy. Nie byłoby to w porządku co do Harry'ego. Gdybym powiedziała jej o Jerry'm, zaczęłaby wypytywać np. kim jest, co zrobił? A za tym pociągnęła by się masa kłamstw. Z frustracją sięgnęłam po telefon i wybrałam do niej numer. Odebrała po trzech sygnałach.
-Halo?- głos miała radosny jak zwykle.
-Hej Luc, tu Anali.- w duchu modliłam się, aby nie zaczynała swojego przesłuchania.
-O boże! Już myślałam, że coś się stało. Nie dawałaś, żadnych oznak życia.- powiedziała ze słyszalną troska i na sam koniec dodała- Martwiłam się o ciebie.- i jak tu taką okłamać? Ja i Lucy nigdy nie miałyśmy przed sobą, żadnych tajemnic. Była dla mnie jak siostra, której możesz powiedzieć wszystko. Dobrze wiesz, że cię zrozumie. Gdybym powiedziała, że zabiłam człowieka, nie pytałaby się: dla czego? Nie zadzwoniłaby na policję. Zadałaby jedno, krótkie pytanie : "Gdzie go zakopiemy?". Pamiętam jak znalazłyśmy na jakieś internetowej stronce, właśnie ten tekst:
"-Zabiłam człowieka.
-Gdzie go zakopiemy?"
Wtedy mi oznajmiła, że gdyby nie wiadomo co się stało, zawsze będzie ze mną. W tej chwili coś do mnie dotarło, nie mogę jej okłamać.
-Anali wszystko w porządku? Jesteś tam?- po drugiej stronie rozległ się zaniepokojony głos mojej przyjaciółki.
-Jestem. Wszystko ze mną w porządku, to znaczy nie. Ugh sama nie wiem. Przez te ostatnie tygodnie, wydarzyło się milion rzeczy. A ze mną dzieje się nie wiadomo co. Bronię mordercy, całuje się z mordercą. Cholera, czy on w ogóle nim jest? Niczego nie jestem w 100% pewna. Lucy potrzebuje cię teraz najbardziej. Dałabyś radę przyjechać? Naprawdę..- nie dane było mi skończyć, ponieważ w słuchawce rozległ się głośny trzask, a po nim pisk. Na samym końcu zapadła głucha cisza. Krzyczałam do słuchawki jej imię. W nadziei, że się odezwie. Po chwili usłyszałam, jak ktoś podnosi telefon do góry. Modliłam się, aby to była ona.
-Anali.- niestety, to nie był jej głos. Już kiedyś go słyszałam, ale za diabła nie mogłam sobie przypomnieć.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z Lucy?!- niemal wrzeszczałam do telefonu, ale co poradzę nie potrafię się opanować. Łzy kolejny raz, nagromadziły się w moich oczach i wypłynęły z nich jak wodospad.
-Nie poznajesz mnie?- udawał urażonego. Przykro mi idioto, że cię nie pamiętam, ale widocznie nie byłeś kimś ważnym.
-Kim do cholery jesteś i co się stało Lucy!- mój głos był szorstki i dobrze, właśnie tego chciałam.
-Jerry. Zapewne mnie pamiętasz?- zadał pytanie. Oczywiście nie oczekując na nie odpowiedzi.- Z tą blondynką? Nic, tylko ją uderzyłem.- jego głos nic nie wyrażał, był obojętny.
-Jak mocno?- tym razem i ja nic nie czułam, nie wliczając czystej nienawiści.
-Na tyle mocno, żeby straciła przytomność.- kiedy miałam zamiar coś powiedzieć, uciszył mnie.- Daruj sobie, te wszystkie wrzaski i wyzwiska, kierowane do mojej osoby. Przejdźmy do sedna sprawy. Zapewne wiesz do czego dążę?
-Tak, do zrujnowania Harry'emu życia. Mógłbyś sobie to w końcu darować, to nie była jego wina. Gdybyś nie próbował zabić tamtego chłopaka, nic by z tych rzeczy nie miało miejsca. To samo tyczy się również narkotyków. Sam sobie zniszczyłeś życie. Wmówiłeś sobie, że to wszystko spotkało cię przez Harry'ego.- słyszałam jak Jerry głośno oddycha. Zapewne wyprowadziłam go z równowagi. Przy najmniej na to liczę.
-Nic nie wiesz. To była jego wina. Gdyby nie wtykał nosa w nie swoje sprawy, do niczego by nie doszło.- jego głos brzmiał zadziwiająco spokojnie.
-Nadal nie rozumiem co z tym ma wspólnego Lucy?- byłam już tym poirytowana. Mam nadzieję, że w końcu mi łaskawie wyjaśni, o co w tym chodzi.
-Jest częścią planu.
-Jakiego cholernego planu.- nie dostałam żadnej odpowiedzi. Rozłączył się. Nie myślałam racjonalnie, po prostu wybiegłam z domu, kierując się w stronę mieszkania Luc. Nie widziałam nic, obraz przed sobą miałam rozmazany przez łzy. Lecz nie obchodziło mnie to. Chciałam tylko jak najszybciej znaleźć się w jej pokoju. Tak cholernie się o nią bałam. Jetem idiotka, totalną idiotka, że jej nie wspomniałam o Jerry'm. O co mogło mu chodzić z tą częścią planu? Jaki do jasnej cholery plan!? Jedno wiem odgrywam w nim ważną rolę. W końcu dotarłam do jej domu. Na szczęście nie mieszkamy od siebie, aż tak daleko. Nie myśląc o bólu w nogach, szybko wbiegłam do jej sypialni. Jedyne co w niej zastałam to małą zwiniętą karteczkę na łóżku. Podeszłam do niej i zaczęłam czytać.
"Anali jeśli jeszcze raz chcesz zobaczyć swoją przyjaciółkę, radzę Ci zjawić
się pod tym adresem. Liverr Street 220 o godzinie 17:30 w piątek. 
Przyjdź sama, inaczej twoja przyjaciółka zginie. 
                                                              J. "   


----------------------------------------- 
Przepraszam, że taki krótki. Mam nadzieje, że mi wybaczycie. ♥ Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? Co sądzicie o tym, żeby założyć Harry'emu i Anali konta na ask'u? Spodobał wam się rozdział? Odpowiedzi piszcie w komentarzach. ♥ Naprawdę zależy mi na waszym komentowaniu ♥ Z całego serca dziękuje wam za jaki kol wiek komentarz ♥

poniedziałek, 10 lutego 2014

The Dark Secrets


Podoba wam się ten zwiastun? Naprawdę zależy mi na waszej odpowiedzi. Proszę o opinię w komentarzach. Z całego serca wam dziękuje za jakąkolwiek odpowiedź. ♥ Kocham was! ♥

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 11

Ze snu obudził mnie On. Lekko gładził mój policzek. Powoli otworzyłam oczy.
-Witaj Aniele.- jego głos był melodyjny. Ciepły oddech owinął moją twarz. Wtuliłam się w zagłębienie jego szyi. Po chwili pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pokoju. Ale ja nie zostałam sama. Zostałam z tysiącem pytań i ani jedną odpowiedzią. Leżałam na plecach, bezsensownie patrząc się na sufit. Jakby oczekując wyjaśnienia. Jeden miesiąc. Jeden tydzień. Jedna godzina. Jedna minuta. Jedna sekunda. A tyle się zmienia. Moje życie, stoi do góry nogami i nie da się, przywrócić go do porządku. Ale czy żałuje? Nie, nie żałuje żadnego z moich wyborów. Teraz mam jego. On stanowi podporę, dzięki której nie upadam. Być może wydaje się to głupie. Ale mimo tych licznych porażek, ran, łez. Ja nadal stoję na nogach i idę do przodu. W pewnym sensie to jest jego zasługą.
W pewnym sensie to jest zasługą mordercy? 
Odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Harry nie jest mordercą. Jego życie niszczy pewna osoba, a on próbuje ją znaleźć i ...
I zabić? 
Znów ten sam głos. On ma do tego powody. Ten człowiek zasłużył na śmierć.
Oczywiście. A wiesz kto jeszcze powinien zginąć? Harry. 
Nie prawda. Był małym, bezbronnym chłopcem kiedy Jerry zabił mu rodziców oraz siostrę. On zagubił się w tym wszystkim. Stracił panowanie nad sobą. Stracenie najbliższych osób, skłania człowieka do podejmowania różnych decyzji.
A ty, wiesz o tym najlepiej. W końcu twoi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Przyjaciele cię opuścili. Chłopak z tobą zerwał. Przeprowadziłaś się do dziadków. Nie miałaś siostry ani brata. Zostałaś sama. Zaprzyjaźniłaś się z Lucy. W jaki sposób? Gdzie? W klubie. Jakim? Nie wiedziałaś. Po prostu poszłaś, za muzyką, zapachem alkoholu i narkotyków. Nie tańczyłaś. Siedziałaś przy barze i piłaś jedną szklankę za drugą. Alkohol buzował w twoich żyłach. W pewnym momencie straciłaś przytomność. Nie byłaś przyzwyczajona do picia. Nigdy tego nie robiłaś, nigdy nie chodziłaś na imprezy. Wolałaś siedzieć w pokoju, pod kołdrą z ulubioną książką w ręce. Kolejny raz badać jej strony. Tym razem było inaczej. Miałaś wszystkiego dość. Chciałaś ze sobą skończyć. Ponieważ jak to powiedziałaś "Jeśli nie masz dla kogo żyć, to po co w ogóle być na tym świecie". Miałaś szczęście ,że Lucy cię zauważyła i zabrała do siebie. Kto jej wtedy pomógł? Niall. Obudziłaś się, u kogoś innego. W obcym miejscu. Ona ci wszystko wyjaśniła. Zapoznała cię z Niall'em. Zaprzyjaźniłaś się z nią oraz blondynem. Mówiłyście sobie wszystkie sekrety. Wiedziałaś ,że kocha Niall'a. Niby, tak wspaniale się układało. A jednak wszystko ma swoje tajemnice. Poznałaś Harry'ego. Jego ciemną i jasną stronę. Odkryłaś co skrywa Niall. Powiedziałaś o tym Lucy? Oczywiście ,że nie. Twoje życie zostało zrujnowane dwa razy. Najpierw przez wypadek ,a później przez Niego. Myślisz ,że możesz go zmienić. Myślisz ,że coś dla niego znaczysz. To jest Harry Styles, dla niego zawsze będziesz nikim. 
Przestań! Dość! Kręciłam głową i szarpałam się za włosy w nadziei ,że odgonię od siebie te myśli. Podniosłam się i ukryłam twarz w rękach.
-Anali cho...- zatrzymał w połowie zdania. Nie widziałam go, ponieważ głowę nadal miałam schowaną. Ale słyszałam, jego kroki. Był coraz bliżej. Usiadł na łóżku i przyciągnął mnie do siebie. Biło od niego ciepło.
-Co się stało?- jego głos przesiąknięty był troską. Podniosłam głowę do góry. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
-Ja, Harry.- w moich oczach zbierała się słona ciecz.- Rujnuję swoje życie, na każdym kroku. Jestem chodzącym granatem. Osoby, które były, są dla mnie wszystkim, potrafię tylko krzywdzić i tracić. Gdy moi rodzice umarli, a przyjaciele oraz chłopak mnie opuścili, chciałam zginąć. Chciałam popełnić samobójstwo. Zapewne, gdyby nie Lucy i Niall, już dawno byłabym martwa. Nie zważałam na uczucia innych. Nie pomyślałam, wtedy o moich dziadkach. Co by się z nimi stało, gdyby kolejna osoba z rodziny umarła. Byłam egoistką. Na litość boską! Nadal nią jestem. Nie powiedziałam Lucy, czym zajmuje się Niall. A powinnam. Nie byłam w domu od trzech dni. Nie dałam nawet oznaki życia moim dziadkom. Jestem beznadziejna.- spuściłam wzrok w dół. Harry chwycił za mój podbródek i pociągnął go w górę. Tak, że kolejny raz patrzyłam prosto w jego duże, szmaragdowe oczy.
-Nie jesteś beznadziejna. Jeśli twój były chłopak i przyjaciele, cię opuścili, to to oznacza ,że nie byli ciebie warci. Nie obwiniaj się, za śmierć swoich rodziców. To nie była twoja wina. Anali, każdy kiedyś umiera.- lekko gładził mój policzek.
-Wiem, że w końcu by umarli, ale nigdy bym nie pomyślała ,że na moich oczach.- Harry lekko rozchylił usta. Jakby chciał coś powiedzieć. Ale nie potrafił dobrać odpowiednich słów. Postanowiłam kontynuować, moją wypowiedź.- Pewnego wieczoru, jak w każdy piątek, jechaliśmy na kręgle. Był to taki nasz zwyczaj. Droga była zamarznięta. Szalał okropny wiatr. Padał śnieg, pomieszany z deszczem. Moja mama, ostrzegała tatę. Mówiła mu, żeby lepiej dzisiaj nie jechać. Ale on był swojego zdania. Powiedział ,że nic się nie stanie. Kiedy się go zapytałam czy wrócimy do domu, czy wszystko będzie w porządku. Odpowiedział:
"Nie martw się. Jutro rano obudzisz się u siebie w pokoju. Jak zawsze zejdziesz na dół, na śniadanie. A my tam będziemy. Będzie tak jak zawsze. Obiecuję."
Uwierzyłam, w jego słowa. Uwierzyłam, w jego obietnicę. Uwierzyłam, bo to powiedział mi mój tata. Z początku, jechało się spokojnie. Lecz po chwili, wpadliśmy w ostry zakręt. Walnęliśmy w tira. Auto zrobiło obrót. Leżało kołami do góry. Na jezdni panował chaos. Samochody się zatrzymywały, a ludzie dzwonili na pogotowie. Nie dałam rady się ruszyć, wykonać najmniejszego ruchu. Kątem oka widziałam, jak moi rodzice umierają. Krew była wszędzie. Łzy lały się z moich oczu jak wodospad. Mówienie sprawiało mi ból, ale i tak wyszeptałam ciche "Kocham was". Nie usłyszałam odpowiedzi, wiedziałam ,że są martwi. Po nie całych 10 minutach, przyjechało pogotowie ratunkowe. Ostatnim co zobaczyłam tego dnia były migoczące światła, ich otwarte, jeszcze migoczące oczy oraz przerażone twarze. Następnego dnia obudziłam się, ale nie w moim pokoju, tylko w szpitalu. Miałam kilka złamanych części ciała. Nic więcej. Powiedziano mi ,że z tego wyjdę. Jak widać, mówili prawdę. Zjadłam śniadanie, ale bez nich. Od tamtego dnia, już nic nie było takie samo. Nadal zastanawiam się dla czego oni, a nie ja? Z tego wydarzenia, pamiętam najdrobniejszy szczegół. Wżarło się w moją pamięć, jak istny koszmar. Weszło i nie chce odejść.-  przy każdym wyrazie, głos miałam załamany jeszcze bardziej, niż wcześniej. Harry nic nie powiedział, tylko przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Tak, jakbym była z porcelany. Moje łzy kapały na jego koszulkę.
-Anali -po chwili zaczął mówić.- oni zadawali by sobie, to samo pytanie. Dobrze o tym wiesz. Pamiętaj, oni nie odeszli, ciągle są z tobą.- przytuliłam go jeszcze mocniej, jeśli to w ogóle było możliwe.- Oni odeszli, ale ja będę przy tobie. Obiecuję.- odsunęłam się od niego. Wierzchem dłoni otarłam łzy. Jego szmaragdowe oczy błyszczały.
-Nie chcę twoich obietnic. Chcę żebyś po prostu był.- niedane było mu coś powiedzieć. W ułamku sekundy złączyłam nasze usta, w namiętnym pocałunku. Nasze języki idealnie się w siebie wpasowały. Wplotłam palce w jego miękkie loki. On swoimi błądził po moim ciele. Po jakiś 12 minutach oderwaliśmy się od siebie.
-Pójdę się ubrać.- zaczerwieniona spuściłam wzrok w dół.
-Jesteś piękna kiedy się czerwienisz.- w tym momencie moje policzki miały kolor buraka. Kiedy wstałam, oczy Harry'ego pociemniały.- Kto ci to zrobił.- pokazał palcem na kilka ran, na moich nogach.
-Jerry. Na szczęści znikną za kilka dni.- uśmiechnęłam się słabo. Harry wstał i ruszył w moim kierunku. Opuszkami palców przejechał po jednej z ran. Wzdrygnęłam się na jego dotyk.
-Boli?- powiedział, nieco ściszonym głosem. Pokiwałam przecząco głową. Wyprostował się i chwycił za moje nadgarstki. Jego oczy znacząco pociemniały.- Czemu mi nie powiedziałaś?- zrobiłam kilka kroków w tył. Tak, że moje plecy styknęły się z zimną ścianą.
-Bałam się twojej reakcji.- spuściłam wzrok w dół. Moje nogi, jeszcze nigdy nie wydawały się ,tak interesujące.- Nie chciałam cię zdenerwować.- nadal patrzyłam w dół. Jego mięśnie się napięły.
-A teraz to niby nie jestem zdenerwowany?- mocniej zacisnął ręce na moich nadgarstkach.- Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię!- spokojny głos, przeniósł się w krzyk.- Słyszysz?!- potrząsnął za moje ręce. Przeszył mnie ból. Niepewnie podniosłam głowę do góry. Wyraźnie było widać, jak mocno zaciska szczękę. Wyraz jego twarzy był lodowaty. Oczy czarne jak węgiel. Jego klatka unosiła się w szybkim tempie. A zaledwie 2 minuty temu ,było tak wspaniale...
-Przepraszam.- bąknęłam pod nosem.- Możesz mnie puścić?- wyrwałam ręce z jego uścisku i weszłam do łazienki. Miałam już dość, tych jego ciągłych napadów złości. Zamknęłam drzwi na klucz. Przemyłam twarz i szybko ubrałam, wczorajsze ciuchy. Gdy wyszłam z pomieszczenia, zastałam Harry'ego w tym samym miejscu. Patrzył tępo na ścianę. Jakby nad czymś intensywnie rozmyślał. Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu. Popatrzył się na mnie, później na ramię, a potem znowu na mnie. Natychmiast cofnęłam rękę. I kolejny raz oblałam się rumieńcem.
-Odwieziesz mnie do domu? Dziadkowie zapewne się martwią. Muszę im nazmyślać ,że nocowałam u Lucy, czy coś w tym stylu.- popatrzyłam na niego pytająco.
-Okay, chodź.- przybrał obojętny wyraz twarzy i chwycił mnie za rękę. Nie wyrwałam jej.
*** 
Staliśmy pod moim domem. Kiedy miałam zamiar wysiąść z auta, zatrzymał mnie jego głos. 
-Do zobaczenia Aniele.- posłał mi jeden z tych swoich uśmieszków. 
-Pa, Harry.- uśmiechnęłam się. Gdy otwierałam drzwi, brunet chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Wbił się w moje usta. Oddałam pocałunek. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Przygryzłam dolną wargę i wyszłam z samochodu. 
-Anali, pamiętaj przy mnie zawsze będziesz bezpieczna.-pokiwałam tylko głową i ruszyłam w kierunku domu. Po chwili lokowaty odjechał. Teraz moją głowę zaprzątała masa myśli.



---------------------------------------------------------------
Przepraszam ,że rozdział pojawia się tak późno. Obiecałam ,że dodam dzisiaj, to dodam. Nie ważne ,że jest 8 minut po północy. :) Jestem ciekawa czy się wam spodobał ♥  Opinię napiszcie w komentarzach. ♥
Ps. rozdział nie był sprawdzany. Za błędy przepraszam ♥